Prenumeruję miesięcznik „Kuchnia” i zawsze zaczynam lekturę od artykułu poświęconego podróżom i kuchni opisywanego miejsca, jeśli takowy jest. Wczoraj dotarł do mnie majowy numer, w którym znalazłam materiał dotyczący Madery i jej specjałów. Moje wspomnienia z tej pięknej wyspy są jeszcze bardzo świeże, więc z ogromnym zainteresowaniem zaczęłam czytać co o Maderze napisano. Z każdą linijką moja irytacja, a potem wręcz złość rosły.
Przed wyjazdem przeczytałam kilka dostępnych przewodników po tej wyspie, poszperałam w internecie. Wszędzie znajdowałam niemal te same informacje, nawet na stronach portugalskich. Madera to wyspa, która przyciąga turystów głównie krajobrazem i pięknem przyrody. Nie jest to miejsce dla „zwiedzaczy” zabytków. Wszędzie też można było znaleźć informacje o miejscowych specjałach: espadzie z bananami, szaszłykach wołowych na laurowych gałązkach marynowanych w lisciach laurowych, cieście miodowym i zupie pomidorowo-cebulowej. Jako osoba poznająca odwiedzane miejsce również przez lokalną kuchnię wiedziałam czego chcę spróbować. Jakie było moje zdziwienie podczas czytania artykułu, że wymienione przeze mnie specjały to absurdalne wymysły dla zaspokojenia „apetytu” turystów goniących za tandetą, a miejscowi jedzą prawdziwe i pyszne prawdziwe jedzenie. W pierwszej chwili poczułam się wystrychnięta na dudka, ale po chwili zastanowienia stwierdziłam, że artykuł nie został napisany rzetelnie. Wtedy pojawiła się złość na autora. Przez tydzień pobytu włóczyliśmy się na własną rękę po całej wyspie i jadaliśmy w bardzo różnych miejscach nie tylko dla turystów i wszędzie menu było podobne. Zatem pytam gdzie można zjeść to właściwe i dobre maderyjskie jedzenie???? Ja takiego miejsca nie znalazłam. Po drugie, nie chciałabym jeść espady z bananami (mnie i mojemu W. bardzo smakowało to połączenie) gdybym nie czytała wszędzie, że to sztandarowe danie wyspy. Ktoś taki wizerunek wyspy wykreował, turyści chcą tego co miejscowi zachwalają jako rarytas. Zatem kto tu jest dyletantem nie znającym się na dobrym smaku? Wspominanej ponchy nie próbowałam, bo nie lubię takich napoi, ale pisanie, że ta dla turytów ma niewiele wspólnego z tą pitą przez mieszkańców moim zdaniem daje złe świadectwo miejscowym, którzy poprzez rozcieńczanie oszukują turystów.
A pusty śmiech mnie ogarnął jak przeczytałam o hali targowej w Funchal, gdzie „w alejkach zadaszonego placu sprzedawcy tłoczą się codziennie” a „stoły uginają się pod ciężarem owoców i warzyw”. Pokazywałam na blogu zdjęcia z tego targu (byłam na nim dwukrotnie i za każdym razem wyglądało to tak samo) i zachwycała różnorodność owoców ale stoły z całą pewnością nie uginały się pod ciężarem owoców (wrocławska Hala Targowa jest bogatsza od tamtej, a targi we Francji o głowę przerastają ten w Funchal) i sprzedawcy wcale się nie tłoczyli, straganów było sporo więcej niż handlujących.
Gazetę będę nadal kupować i nadal zamierzam ją czytać, ale baczniej będę się przyglądać wiarygodności zamieszczanych materiałów.