Jeśli można podzielić ludzi na tych, co nie mogą żyć bez kawy i tych, dla których nie ma życia bez herbaty, to ja należę do tej drugiej kategorii. Wypijam jej ogromne ilości i to wielu różnych gatunków, ale wolę nic nie pić, niż męczyć się byle jaką herbatą. Najczęściej pijam czarną herbatę, a moją faworytką jest darjeeling. Wiem, że nie każdemu ona smakuje, ale dla mnie to rolls royce wśród herbat. W mojej szafce z herbatami zawsze znajdzie się też kilka rodzajów herbat aromatyzowanych (obowiązkowo dobry earl gray) musi być jakiś pu-erh i od jakiegoś czasu goszczą też herbaty zielone. Odkrycie smaku zielonej herbaty zawdzięczam wspomnianym wcześniej paniom Małgosi i Dorocie, które zorganizowały spotkanie poświęcone właśnie zielonym herbatom i rytuałowi parzenia herbaty w Japonii i Korei. Ceremonie w obu tych krajach mają swoją specyfikę, różnią się, ale łączy je wyjątkowość sposobu picia herbaty. W Japonii są specjalne domy, w których można uczestniczyć w rytualnym parzeniu herbaty Tam mistrz ceremonii, który uczy się całymi latami, aby nabrać wprawy w każdym wystudiowanym ruchu, przygotowuje ten wyjątkowy napój. Wszystko odbywa się niespiesznie, każdy ruch ma swój cel i jest ściśle określony. Herbatą, którą się w ten sposób przygotowuje jest matcha Gotowa herbata wygląda trochę jak błotko z bagien Shreka, zapach też ma dość specyficzny, ale w smaku jest bardzo dobra. Jednak najważniejsze, pobudza zdecydowanie mocniej niż mocna herbata czy nawet kawa. Uczestnicząc w ceremonii, należy pamiętać, że w czasie jej trwania należy rozmawiać wyłącznie o tym co związane z herbatą i jej parzeniem, a mistrz ceremonii w pierwszej kolejności podaje herbatę gościowi honorowemu.
W Korei parzy się herbatę również podczas specjalnego ceremoniału, ale mam wrażenie, że jest trochę uproszczony. Podczas ceremonii koreańskiej, w której uczestniczyłam zaparzona została herbata chryzantemowa. Mogę tylko westchnąć z tęsknoty, bo nigdzie nie udało mi się jej kupić, a smak i aromat był dla mnie fantastyczny. Nie lubię herbaty jaśminowej, bo w moim przekonaniu jest zbyt pachnąca, jakby ktoś ją perfumami zaprawiona. Chryzantemowa herbata też ma kwiatowy zapach i aromat, ale zdecydowanie delikatniejszy.
Na co dzień chętnie pijam genmaiche, to zielona japońska herbata wzbogacona o prażone ziarna ryżu. Herbata ma lekko orzechowy ale i orzeźwiający smak.
Filiżanka herbaty wspaniale pasuje na zakończenie każdego posiłku, nie tylko japońskiego.
Spróbujcie sami, może jak ja zasmakujecie w bogactwie smaków herbat.
Basiu, chyle czola na temat Twojej herbacianej wiedzy! Swietnie sie Ciebie czyta :)
OdpowiedzUsuńJesli chodzi o podzial na wielbicieli kawy i herbaty, to ja zdecydowanie jestem... mieszancem ;) W zaleznosci od pory dnia lub nastroju wybieram albo dobra kawe, albo herbate; choc to chyba jednak tej pierwszej ostatnimi czasy wypijam wiecej.
Ani herbaty chryzantemowej ani genmaiche niestety nie znam, ale popytam przy okazji w 'moim' herbacianym sklepiku; moze jest tylko ja o tym nie wiem? ;)
Pozdrawiam Cie serdecznie!
I zycze owocnego blogowania :)
Serdecznie pozdrawiam Basiu. Też jestem herbaciarą i chetnie bede odwiedzać Twój blog.Życzę wytrwałości w prowadzeniu bloga. Niech Ci sie uda, nie tak jak niektórym... ;-))
OdpowiedzUsuńBeatko,
OdpowiedzUsuńbardzo dziękuję za miłe słowa, o herbaty popytaj, może tak jak mnie i Tobie posmakują.
Zapachu chleba,
zapał na razie mam i milion pomysłów na wpisy, ale czy cierpliwości i czasu starczy to się okaże.
Miło, że tu zajrzałyście i zapraszam ponownie!
Mam nadzieje, ze starczy Ci i cierpliwosci i czasu :)
OdpowiedzUsuńBasiku....życzę Ci wspaniałych podróży , kulinarnych odkryć i intelektualnych , wspaniałych doznań w Nowym Roku...wytrwałości i satysfakcji z prowadzenia bloga. Pozdrawiam barocco
OdpowiedzUsuń