sobota, 31 marca 2012

Wilgotna babka cytrynowa lekka jak puch

W tym roku na moim wielkanocnym stole znajdzie się właśnie ta cytrynowa babka. Kiedyś piekłam babkę cytrynową z innego przepisu, ale ta bije ją na głowę, więc teraz ta staje się moim numerem jeden.


Bardzo proszę zwrócić uwagę na piękne, ozdobne jajka wykonane techniką wstążeczkową. Takie małe dzieła sztuki własnoręcznie wykonuje Pani Małgosia, która jak ostatnio sama wyliczyła, strzyże mnie i czesze od blisko 15 lat. Ktoś kto ma tak zdolne ręce daje gwarancję świetnie ostrzyżonej głowy i fantastycznej fryzury. Każdej kobiecie życzę takiej zaufanej fryzjerki.

Babka cytrynowa


½ szklanki  + 3 łyżki mąki pszennej
½ szklanki mąki ziemniaczanej
1 szklanka cukru
4 jaja
½ szklanki majonezu
2 łyżeczki proszku do pieczenia
skórka otarta z 1 cytryny
sok wyciśnięty z ½ cytryny

lukier cytrynowy: szklanka cukru pudru sok z cytryny

Jajka utrzeć z cukrem na puszystą, białą pienistą masę. Dodać majonez, dokładnie wymieszać, a następnie dodać przesiane mąki wraz z proszkiem do pieczenia i pozostałe składniki. Dokładnie wyrobić ciasto. Nie należy się przejmować, że ciasto jest dość rzadkie, bo takie właśnie ma być. Wylać je do wysmarowanej i wysypanej bułką tartą formy na babkę i piec przez około 45 minut w 180 stopniach.
Upieczoną babkę wystudzić na kratce a następnie przygotować lukier z cukru pudru i soku z cytryny i wylać go na ciasto.

Smacznego!!!!

Oprócz tej wyjątkowo pysznej baby proponuję upiec sernik idealny świetnie sprawdzi się drożdżowy wieniec dyniowy w wersji marchewkowej

poniedziałek, 26 marca 2012

Chleb z płatkami owsianymi i jabłkami - akcja facebookowa

Po wpisie Kasi na temat ostatniego upieczonego przez Nią chleba pojawiła się propozycja wspólnego weekendowego pieczenia chleba. Oprócz Kasi chleb piekła też Joasia

Przepis na chleb cytuję za pomysłodawczynią czyli Kasią



CHLEB Z PLATKAMI OWSIANYMI I JABLAKAMI

50g płatków owsianych (takich na owsianęe, nie mogą być to płatki błyskawiczne)
100g wrzącej wody
200g startych jabłek
50g wody (20 st.C)(Kochani tak jak napisałam jżz dwa razy, ale powtórzę 50g wody to IMO za dużo, bo przy wyrabianiu musiałam dosypać dwie spore garści maki. Ale eksperci Wam powiedzą, ze to zależy od rodzaju maki i hydracji zakwasu i dobrze jest wodę dodawać partiami)
100g zakwasu pszennego
3/4 łyżeczki świeżych drożdży (lub 1/4 łyżeczki drożdży suchych lub instant)
250g maki chlebowej pszennej
3/4 łyżeczki soli
jajko
płatki do posypania bochenka (opcjonalnie)

Płatki zalewamy wrzącą wodą, mieszamy i zostawiamy do ostygnięcia.
W misce mieszamy starte jabłka, wodę, zakwas i drożdże. Jeśli ktoś używa drożdży suchych należy je uprzednio rozpuścić w cieplej wodzie i zostawić na 10-15 minut (aktywacja drożdży). Całość wymieszać i dodać namoczone płatki.
W drugiej misce wymieszać mąkę i sól.
Połączyć sypkie składniki z mokrymi i całość wymieszać, aż składniki połączą się. Przykryć i zostawić na 10 minut.
I teraz albo możemy ciasto wyrobić metoda Pana Lepard'a albo zapraszam do Tatter :)
Na lekko naoliwiony blat wyjmujemy ciasto i wyrabiamy przez 10 sekund. Formujemy kule i wkładamy do czystej, lekko naoliwionej miski na 10 minut. Po tym czasie ponownie wyjmujemy na blat, zagniatamy i wkładamy do miski. Przykrywamy folia i zostawiamy na 1-2 godziny w ciepłym miejscu - ciasto ma podwoić objętość. Można ciasto złożyć raz w trakcie rośnięcia. Ja zapomniałam.
Po tym czasie ciasto odgazowujemy, formujemy podłużny bochenek, wkładamy do koszyka złączeniami do góry, przykrywamy folia i zostawiamy na 1,5 godziny.
Piec nagrzewamy do 210 st.C. Gdy chleb podwoi swoja objętość, przenosimy go na omączoną łopatę, nacinamy i smarujemy glazura z jajka. Zsuwamy na nagrzany kamień i pieczemy 30 minut. Po tym czasie zmniejszamy temp. o 190 st.C i pieczemy kolejne 15-20 minut. Chleb ma być bardzo rumiany i popukany od spodu wydać głuchy odgłos. Studzimy na kratce.

 Osobiście miałam z nim trochę problemów, bo w trakcie rośnięcia jabłka puściły sok i ciasto stało się bardzo luźne. Ale mimo, że w efekcie końcowym był on dość płaski to i tak w smaku fantastyczny.
Z całą pewnoscią zasługuje na wpisanie go na listę chlebów doskonałych.

środa, 21 marca 2012

Kakory - jedno danie o stu obliczach. Moje spojrzenie na Ekonomię gastronomię.

Mimo najszczerszych chęci czasem zdarza mi się wyrzucić jedzenie. Nie są to ilości znaczące, ale jednak bywa, że ogórek zepsuje się zanim znajdę dla niego zastosowanie, jakiś skrawek sera ukrył się w lodówce a odnaleziony nie jest już bezpieczny do zjedzenia. Dbam jednak o to, aby takie praktyki nie były codziennością.
Z czym dla mnie wiąże się  „Ekonomia gastronomia”?
1. Z myśleniem – planowanie posiłków a co za tym idzie planowaniem zakupów to podstawa ograniczenia wydatków na żywność i kupowanie ilości, które wykorzystam.
2. Z pomysłowością – kreatywność w kuchni, wymyślanie nowych potraw, testowanie nowych przepisów, daje niemal nieograniczone możliwości komponowania posiłków z produktów obecnych w naszej lodówce i spiżarni, a przy tym nikomu nie nudzi się ciągłe jedzenie tego samego dania.
3. Z sezonowością – truskawki jadamy w czerwcu, a szparagi w maju. Owszem w zimie czasem kupię szklarniowego pomidora czy ogórka, ale generalnie unikam takich zakupów. Mam piwnicę, w której przechowuję przetwory własnoręcznie przygotowane latem i jesienią. Owoce z własnego ogrodu i te kupowane na targu mrożę, aby na przednówku cieszyć podniebienie malinami, śliwkami i innymi darami słonecznego lata.
4. Z wariacjami na temat – po części wiąże się to z pomysłowością, bo często przygotowuję różne wersje tego samego dania aby zaspokoić gusty moich bliskich i urozmaicić posiłki.
 Inne zasady można znaleźć tutaj

Kakory to wspaniałe danie o stu obliczach. Z obiadu zostają ugotowane ziemniaki i nie wiadomo co z nimi zrobić? Można następnego dnia zrobić właśnie kakory. Pierwszy raz zetknęłam się z nimi podczas wakacji w północno-wschodniej Polsce. Prostota i smak dania spowodowały, że znalazłam na nie przepis, który wszedł do mojego stałego repertuaru kulinarnego. Może i Wam się spodoba? W zależności co poza ziemniakami mamy do zagospodarowania możemy wyczarować różne dania. Zastosowanie może znaleźć kawałek białego sera, leżąca od kilku dni cząstka białej kapusty, resztka ogórków kiszonych, to tylko nieliczne przykłady produktów, które można zużyć przy tym daniu.


Kakory

Ciasto:
1 kg ugotowanych poprzedniego dnia ziemniaków
½ - 1 szklanki mąki (ilość zależy od gatunku ziemniaków, ciasto po wyrobieniu powinno być zwięzłe na tyle aby dało się wałkować)
sól, pieprz
¼ łyżeczki utartej gałki muszkatołowej

jajko do smarowania
kminek lub siemie lniane do posypania

Z podanych składników wyrobić ciasto (po wyrobieniu musi zostać możliwie szybko wykorzystane bo traci konsystencję), wałkować na dobrze podsypanej mąką stolnicy na grubość około 1 centymetra. Wykroić krążki. Nałożyć farsz i zalepiać jak pierogi. Gotowe kakory układać na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, posmarować roztrzepanym jajkiem, posypać kminkiem lub siemieniem a następnie wstawić do pieca nagrzanego do 190 stopni. Piec do zrumienienia  przez około 25 minut.

Farsz I:
szklanka czerwonej soczewicy
2 cebule
2 łyżki oleju
1 łyżka świeżo roztartego w rękach majeranku (dzięki temu uwalniamy aromat majeranku)
sól, pieprz
Soczewice ugotować w osolonej wodzie do miękkości. Odcedzić, ostudzić rozgnieść. Cebule drobno posiekać, przesmażyć na oleju. Dodać do soczewicy, całość doprawić do smaku.

Farsz II:
½ kg ugotowanego mięsa z rosołu
warzywa pozostałe z gotowania rosołu (ale nie więcej niż połowa objętości mięsa)
1 duża albo 2 mniejsze cebula
olej do smażenia
sól, pieprz
½ łyżeczki mielonego imbiru
szczypta tartej gałki muszkatołowej
Mięso i warzywa dokładnie odsączyć z rosołu, zmielić. Dodać posiekaną i przesmażoną cebulkę, doprawić do smaku.

Farsz III:
paczka mrożonego szpinaku
2 ząbki czosnku
kawałek sera pleśniowego z niebieską pleśnią
sól, pieprz
Szpinak rozmrozić, dokładnie odparować na suchej patelni, dodać przeciśnięty przez praskę czosnek, doprawić solą i pieprzem (z solą trzeba bardzo uważać bo ser jest mocno słony). Na koniec dodać drobno pokruszony ser. Wymieszać.

Farsz IV:
¼ kg białego sera
1 szklanka ugotowanej kaszy gryczanej
50 g wędzonego boczku pokrojonego w kosteczkę
sól, pieprz
Boczek zrumienić na patelni, wystudzić. Ser rozgnieść widelcem, dodać kaszę, boczek, dokładnie wymieszać doprawiając solą i pieprzem.

Farsz V:
kawałek białej kapusty (ok. ½ kg)
1 duża cebula
olej do smażenia
sól, pieprz
Kapustę podgotować w osolonej wodzie, ale nie do całkowitej miękkości (około 10 minut). Odcedzić, wystudzić. Kiedy kapusta wystygnie odcisnąć ją dokładnie i posiekać. Cebulę obrać pokroić w kosteczkę i zeszklić. Do cebuli dodać poszatkowaną kapustę, całość smażyć jeszcze przez 5 – 10 minut. Doprawić solą i sporą ilością świeżo mielonego pieprzu.

Farsz VI:
taki jak do ruskich pierogów (biały ser, ziemniaki, cebula)

Każdy  farsz może znaleźć w tym przepisie zastosowanie, wszystko zależy od naszej kreatywności.
Kakory podawać można z różnymi sosami. I tu znów mamy ogromne pole do popisu i możliwości wykorzystania tego co znajdziemy w domu.


Sos I – ogórkowy

2 ogórki kiszone
2 płaskie łyżki tłuszczu
2 płaskie łyżki mąki
½ szklanki wywaru warzywnego lub bulionu
½ szklanki soku z ogórków
½ szklanki śmietany
sól, pieprz
Z tłuszczu i mąki zrobić białą zasmażkę. Rozprowadzić ją stopniowo wywarem lub bulionem, zagotować, dodać sok z ogórków, śmietanę i utarte na grubej tarce ogórki. Sos doprawić solą (ostrożnie bo sok z ogórków i same ogórki są słone) oraz pieprzem. Podawać gorący.

Sos II – cebulowy

1 łyżka tłuszczu
1 łyżka mąki
¾ szklanki wywaru z warzyw lub bulionu
2 duże cebule
2 łyżki cukru do karmelu
¼ szklanki wody do karmelu
sól, pieprz, sok z cytryny
Cebulę obrać, pokroić w piórka i gotować do miękkości w niewielkiej ilości wywaru lub bulionu. Z tłuszczu i mąki zrobić białą zasmażkę, rozprowadzić ją stopniowo wywarem lub bulionem, dodać rozgotowaną cebulę. Z cukru i wody przygotować karmel, który należy dodać do sosu. Całość doprawić solą, pieprzem i sokiem z cytryny. Podawać gorący.

Sos III – koperkowy

1 łyżka tłuszczu
1 łyżka mąki
¾ szklanki wywaru z warzyw lub bulionu
pęczek koperku
½ szklanki śmietany
sól, pieprz
Z tłuszczu i mąki zrobić białą zasmażkę, stopniowo rozprowadzić ją wywarem lub bulionem. Dodać posiekany koperek, śmietanę. Doprawić solą i pierzem. Podawać gorący.

Sos IV – salsa pomidorowa

2 dojrzałe pomidory
1 mała cebula
mały pęczek świeżej mięty
garstka kiełków rzodkiewki (opcjonalnie)
sól, pieprz
Pomidory obrać ze skórki, usunąć pestki i pokroić w drobniutką kosteczkę. Cebulę obrać, posiekać w drobną kosteczkę. Do pomidorów dodać cebulę, posiekaną miętę, całość doprawić solą i pieprzem. Podawać na zimno.

Sos V – czosnkowy

3 łyżki majonezu
3 łyżki jogurtu naturalnego (typu greckiego)
2 rozgniecione ząbki czosnku
sól, pieprz
Wszystkie składniki dokładnie wymieszać, doprawić solą i pieprzem. Podawać na zimno.


Mam nadzieję, że i Wam kakory posmakują.
Wpis dodaję do akcji konkursowej Ekonomia gastronomia


poniedziałek, 19 marca 2012

Orzechowe crumble z czerwonymi owocami


Zima powoli się kończy, ale tempo zmian w przyrodzie na razie nie spełnia moich oczekiwań (mimo upojnie słonecznego i ciepłego weekendu), dlatego wspomagam się jak tylko mogę daniami przywołującymi pełnię lata.
Tym razem polecam deser szybki i pyszny. Ja wykorzystałam mrożone maliny, czereśnie i jagody, ale każde owoce, które macie będą się do niego nadawały.




Orzechowe crumble z czerwonymi owocami

3 szklanki dowolnych owoców (np. malin, wiśni, czereśni, jagód)
2 łyżki cukru
1 łyżka soku z cytryny
Otarta skórka z pół cytryny

Kruszonka:
4 łyżki mąki
3 łyżki posiekanych orzechów włoskich
3 łyżki brązowego cukru
2 łyżki płatków owsianych
75 g zimnego masła

Z podanych składników wyrobić w misce kruszonkę, następnie wstawić ją do lodówki na pół godziny. Do czterech ramekinów (lub jednego większego naczynia żaroodpornego) wsypać wymieszane owoce z pozostałymi składnikami. Wierzch przykryć schłodzoną kruszonką. Piec w 180 stopniach przez około 15 – 20 minut do zrumienienia kruszonki.
Podawać gorące udekorowane na przykład gałką lodów waniliowych, ale samodzielnie też smakuje wspaniale.
Smacznego!!!


środa, 14 marca 2012

Ho Chi Minh City – niezły Sajgon

Pora wrócić do Wietnamu i to nie byle gdzie, bo do samego Sajgonu. Mimo, że miasto oficjalnie od 1975 roku nosi nazwę Ho Chi Minh City w świadomości ludzi nadal jest Sajgonem, nawet Wietnamczycy często używają tej nazwy. 
Na jakiejś stronie poświęconej Wietnamowi widziałam dyskusję na temat, które miasto jest ciekawsze Hanoi czy Sajgon? Zdania były podzielone. Myślę, że główną przyczyną jest to czego oczekujemy od nowych dla nas zakątków świata. Sajgon zrobił na mnie wrażenie wielkiej metropolii ze wszystkim co niesie ze sobą nowoczesność i wielkość, ale równocześnie miastem, które straciło miejscami swą azjatyckość. Dlatego osobiście opowiadam się za urokiem i klimatem Hanoi. Jednak nigdy nie zrezygnowałabym z możliwości poznania Ho Chi Minh City.



Pierwsza osada w tym miejscu powstała w pierwszych wiekach naszej ery, a zamieszkiwali ją Khmerscy rybacy. Dopiero w XVII wieku Vietowie przejęli miasto. Nie cieszyli się jednak długo swoją własnością, bo w 1859 roku Francuzi uczynili Sajgon stolicą swoich indochińskich kolonii.  Nie wiem na ile to moje osobiste odczucie, poparte wyjątkową sympatią do Francji, a na ile faktycznie można to zaobserwować w dawnych koloniach różnych krajów, ale wydaje mi się że Francuzi sporo wnosili do kultury, architektury czy obyczajowości swoich kolonii. Dziś wszyscy odwiedzający Sajgon zachwycają się wyjątkową architekturą miasta, pięknymi budowlami, które powstały za panowania Francuzów. Blisko 100 lat to czas wystarczający aby zmienić wygląd jakiegoś miasta. Sajgon zwany był „Perłą Dalekiego Wschodu” lub też „Paryżem Orientu”. Myślę, że wielkiej przesady w tym nie ma.
W 1954 roku Francuzi wycofują się z Indochin a Sajgon staje się stolicą Wietnamu Południowego. Swą pozycją nie cieszy się długo, bo w 1975 roku zostaje zajęty przez  wojska północnowietnamskie, traci status stolicy i swą nazwę.
Dziś Ho Chi Minh City liczy sobie około 10 milionów mieszkańców, jest największym miastem Wietnamu. Niezaprzeczalnie jest godny uwagi.

Katolicy w Wietnamie są całkiem licznie reprezentowani. W różnych regionach kraju można obok innych świątyń zobaczyć kościoły katolickie, ale chyba nigdzie nie ma tak okazałego jak katedra Notre Dame w Sajgonie.


Tuż obok katedry podziwiać można gmach zupełnie wyjątkowy – Pocztę Główną, która pozostała niezmieniona od początku swojego istnienia (z wyjątkiem wielkiego portretu Ho Chi Minha, który zawisł stosunkowo niedawno). Stalowe konstrukcje budynku zaprojektował nie kto inny jak sam Gustave Eiffel.




Warto też zajrzeć do „Pałacu Niepodległości” , który za czasów kolonialnych był siedzibą Gubernatora Indochin, a za czasów Wietnamu Południowego pełnił funkcję Pałacu Prezydenckiego, właśnie ten wystrój pozostał i można go oglądać zwiedzając potężne gmaszysko. Ja jednak zwróciłam szczególną uwagę na zdjęcie prezentujące pałac za czasów kolonialnych. Zderzenie socrealistycznej brzydkiej fasady ogromnego budynku z subtelną fasadą kolonialnego pałacu zdumiewa i daje do myślenia. Czy mamy prawo zmieniać to, co zostawiły poprzednie pokolenia tylko dlatego, że aktualnie panuje inna moda?  Tutaj zmiany niestety nie były na lepsze.




sobota, 10 marca 2012

Perfekcyjne drożdżówki z budyniem i malinami

W zamrażarce odkryłam zapasy malin, które teraz na przednówku smakują szczególnie dobrze, bo przywodzą na myśl lato i słońce. Było już ciasto z malinami a teraz naszła mnie chęć na drożdżówki z budyniem i malinami.
Szukałam w różnych źródłach przepisu na ciasto do słodkich bułeczek, ale jakoś żaden nie przyciągnął mojej uwagi na dłużej. Dopiero stara karteluszka nie wiadomo skąd z przepisem na drożdżówki z serem mocno mnie zaintrygowała. W przepisie napisano, że do ciasta dodaje się stopiony smalec. W pierwszej chwili pomyślałam: „bleeee... to nie może być dobre”, ale po chwili dotarło do mnie, że przecież do ciasta kruchego też często dodaję smalec i wspaniale wpływa on na smak i konsystencję ciasta. Może więc i w drożdżowym znajdzie zastosowanie. W lodówce zalegała jeszcze jedna kostka smalcu jeszcze od smażenia pączków na Tłusty Czwartek więc zabrałam się do pieczenia.


Drożdżówki z budyniem i malinami

Ciasto:
45 dag mąki
10 dag cukru
10 dag stopionego, ale wystudzonego smalcu
2 jajka
¼ l ciepłego mleka
2 ½ dag drożdży
2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
szczypta soli

Dodatki:
Budyń waniliowy lub śmietankowy ugotowany zgodnie z przepisem na opakowaniu
25 dag malin (mogą być mrożone)

Przesianą mąkę wsypać do miski, zrobić dołek. W odrobinie mleka rozpuścić drożdże z łyżeczką cukru, wlać je do dołka w mące. Delikatnie zamieszać w tym dołku, aby trochę mąki wmieszać w zaczyn drożdżowy. Pozostawić na kilka minut aby drożdże zaczęły pracować. Następnie dodać jajka, cukier, resztę mleka i ekstrakt waniliowy i dokładnie wyrobić ciasto, na końcu dodać stopniowo stopiony smalec i wyrabiać aż do uzyskania gładkiego i lśniącego ciasta (konsystencja jest dość luźna). Miskę przykryć i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia ciasta.
W międzyczasie ugotować budyń, wystudzić.
Wyrośnięte ciasto wyjąć na blat, dokładnie odgazować, podzielić na 8 – 10 równych porcji. Z każdej uformować najpierw równą kulkę a następnie rozwałkować na placek. Tak przygotowane krążki ułożyć na papierze do pieczenia na blaszce, na której bułeczki będą się piekły. Przykryć ściereczką i pozostawić do wyrośnięcia. Kiedy ciasto się ruszy omączonym dnem szklanki zrobić zagłębienie w każdej bułeczce, do zagłębienia nakładać budyń, a na wierzch wysypać maliny.
Piec w 180 stopniach przez około 15 minut. Wystudzić na kratce, posypać cukrem pudrem i zjadać ze smakiem :)
Smacznego!!!!


Jakie wyszły bułeczki? Chyba tytuł postu mówi wszystko. Drożdżówki z tego przepisu wyszły delikatne, puszyste i bardzo pyszne. Zabunkrowana przed moimi Panami jedna bułeczka następnego dnia okazała się nadal bardzo dobra, ale nic nie zastąpi smaku ciepłej drożdżówki popijanej szklanką zimnego mleka.


Ten wpis podobnie jak poprzedni dodaję do akcji "Owocowe ciasta zimowe"

czwartek, 8 marca 2012

Błyskawiczne ciasto z malinami

Błyskawicznie się je robi i równie błyskawicznie znika J


Ciasto z malinami
4 jajka
1 szklanka cukru
1 szklanka mąki
2 płaskie łyżki mąki ziemniaczanej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
3 łyżki oleju
2 łyżki wody (ja zawsze daję gazowaną)

1 łyżka mąki
1 łyżka kakao
250 g malin

Białka ubić na sztywną pianę, ubijając dodawać stopniowo cukier i żółtka. Następnie dodać olej, wodę i ekstrakt waniliowy. Delikatnie mieszając dodać mąkę pszenną, ziemniaczaną i proszek do pieczenia. Po wymieszaniu ciasto podzielić na dwie równe części. Do jednej dodać łyżkę mąki, do drugiej łyżkę kakao (trzeba pamiętać aby je przesiać bo inaczej zrobią się grudki). Po wymieszaniu ciasta nakładać naprzemiennie łyżką na przygotowaną blaszkę tak aby powstawały łaty. Kiedy całe ciasto zostanie wyłożone na blaszkę wysypać na wierzch maliny (można wykorzystać owoce mrożone).
Piec przez 50 – 60 minut w temperaturze 180 stopni.
Jeszcze ciepłe posypać cukrem pudrem.
Smacznego!!!!


I jeszcze na koniec moja Kota - Bunia w promieniach słońca




Wpis dodaję do akcji kulinarnej "Owocowe ciasta zimowe"


wtorek, 6 marca 2012

Kuchnia wietnamska?

1.Pyszna!!!!
Tym jednym słowem mogę posumować wszystko co jadłam w Wietnamie, nie ważne czy było to w hotelu, restauracji czy na ulicy.


Omlet z warzywami, kiełkami i krewetkami

Sajgonki w tej wersji najbardziej mi smakowały

 "Coś" z ciasta ryżowego z róznorodnym farszem ;)

 Warzywa i inne dowolne dodatki zawinięte w namoczony papier ryżowy 




2. Zawsze pełna świeżych produktów. Wszystko co jedzą Wietnamczycy opiera się na świeżych produktach i nie ma znaczenia czy są to warzywa, owoce, mięso czy dary morza. Nie ma lodówek, a i tak nigdzie nie czuć zapachu ryb czy nieświeżych produktów. 



Na ulicy można napić się świeżo wyciskanego soku z trzciny cukrowej

3. Przebogata w owoce morza i ryby.




4. Różnorodna, a smak zawsze nadają liczne sosy podawane osobno w małych miseczkach


5. Niezwykle zdrowa, bo oparta głównie na gotowanych produktach, ewentualnie pieczonych. Stosunkowo rzadko podaje się smażone dania. Najbardziej zadziwiały nas gotowane warzywa tak chrupiące i tak bogate w smak, że można było żywić się wyłacznie nimi (gdyby nie różnorodność innych pyszności) podawane do każdego posiłku w dużych ilościach.


6. Niemal pozbawiona słodyczy, ciast i tradycyjnych deserów. Na koniec posiłku podawane są świeże owoce, głównie smocze owoce, liczi, ananasy i wiele innych


7. Kawą stojąca. Wietnam jest jednym z największych producentów kawy. Smakuje tu wyjątkowo, parzona też jest w sposób specyficzny. Najczęściej podawana jest ze słodzonym mlekiem skondensowanym. Mimo, że nie lubię słodkiej kawy ta tutaj serwowana w takiej postaci była wyśmienita!!!!



niedziela, 4 marca 2012

Migdałowa szarlotka


Na szarlotkę, bez względu na wersję zawsze mam ochotę. Ta z mielonymi migdałami i bezami migdałowymi jest wyjątkowo pyszna.


Migdałowa szarlotka


Ciasto:
2 ¼ szklanki mąki
¾ szklanki mielonych migdałów
1 ½ szklanki cukru
3 łyżki kwaśnej śmietany
½ łyżeczki proszku do pieczenia
3 łyżki smalcu
2/3 kostki (250 g) masła
1 jajko + 1 żółtko

1 l prażonych jabłek do szarlotki (u mnie własnej roboty w sezonie jabłkowym)
3 łyżki bułki tartej

Beza:
3 białka
1 szklanka cukru
1 szklanka mielonych migdałów

Z podanych składników zagnieść kruche ciasto. Podzielić je na dwie nierówne części. Większą rozwałkować, wyłożyć nią blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Nakłuć widelcem, posypać bułką tartą. W międzyczasie ubić białka na sztywną pianę. Następnie stopniowo wsypywać do niej cukier i dalej ubijać. Po kilku minutach, kiedy piana będzie błyszcząca dosypać stopniowo mielone migdały. Jeszcze chwilę ubijać i pozostawić.
Na ciasto wysypane bułką tartą wyłożyć jabłka, z reszty ciasta przygotować wywałkowane paski ciasta na kratkę. Ułożyć kratę z ciasta a w luki między ciastem nałożyć za pomocą rękawa cukierniczego, albo łyżeczki przygotowaną pianę z migdałami.
Ciasto wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piec przez około godziny. Jeśli bezy przypiekają się zbyt mocno wierzch ciasta w trakcie pieczenia przykryć papierem.
Smacznego!!!