piątek, 26 sierpnia 2016

Czenaki z mięsa wieprzowego


Czenaki pierwszy raz jadłam 8 lat temu w litewskiej restauracji w Puńsku i już wtedy wiedziałam, że kiedyś będę mieć gliniane garnuszki do tej potrawy i będę ją robić sama w domu. Czekałam długo na spełnienie się tego życzenia, ale w tym roku, przy okazji Odpustu w Puńsku udało mi się kupić piękne garnuszki, choć zakup do łatwych nie należał. W. upierał się przy innym zdobieniu, ale tym razem byłam nieugięta. Gotowa byłam nie kupić wcale albo kupić te, które zachwyciły mnie bez reszty. Na szczęście tym razem W. ustąpił, garnuszki zakupiłam i nawet szczęśliwie dowieźliśmy je na rowerach do naszego wakacyjnego domku.
Nie mogłam się doczekać na inaugurację i dlatego zaraz po powrocie przygotowałam czenaki. Może nie dokładnie takie jak robią Litwini, z innymi przyprawami, ale zasada dania została zachowana. Wybrałam mięso wieprzowe ze względu na szybkość gotowania.
To co poza smakiem zachwyciło mnie najbardziej, to bezobsługowość dania. Wystarczy pokroić składniki, poukładać w garnuszkach i wstawić do piecyka. Na tym rola kucharza się kończy. 
Brzmi prosto? 
I jest proste.




Czenaki z mięsa wieprzowego

½ kg mięsa z łopatki
1 malutki bakłażan
2 marchewki
1 kawałek selera
1 duża cebula (albo 2 średnie)
2 średnie ziemniaki
3 ząbki czoasnku
3 grzybki suszone
3 listki laurowe
sól, pieprz, przyprawy – u mnie sól swanska, chmeli sunęli
200 ml bulionu lub wody

do podania:
ogórki kiszone
kwaśna śmietana

Wszystkie składniki pokroić w niedużą równej wielkości kostkę. Garnuszki można natłuścić odrobiną oleju (nie jest to konieczne). Wkładać w nich warstwami: mięso, bakłażany, cebula, marchew, seler, ziemniaki. Każdą warstwę lekko posypać przyprawami. Na wierzch położyć pokruszony suszony grzybek, listek laurowy i posiekany czosnek.
Do każdego garnuszka wlać trochę bulionu (lub wody) i wstawić do piekarnika, nagrzać go do 180 stopni. Danie piec przez około 1 ½ godziny.
Po wyjęciu na wierz każdego dania dodać pokrojone w drobna kosteczkę ogórki kiszone i łyżkę kwaśnej śmietany.
Podawać gorące.
Smacznego!!!

Mam w planie częste powtórki, tym bardziej, że danie można przygotować wcześniej a rano przed wyjściem do pracy wstawić do pieca, zaprogramować piekarnik i mieć gotowy obiad zaraz po powrocie do domu.
Kombinacje mięs, warzyw mogą być dowolne, więc na co kto ma ochotę można wrzucić do garnuszka. Można też przygotować wersję bezmięsną. Wówczas czas pieczenia należy skrócić. 

Zakup spożytkowany i bardzo udany.


jeszcze przed pieczeniem


i już do zjedzenia
Prawda, że proste i apetyczne???

czwartek, 25 sierpnia 2016

Mini bułeczki z wiśniami


Jagodzianki to moje ulubione drożdżówki, ale te z wiśniami wcale im nie ustępują a nawet są równie dobre.
Na straganach wiśnie jeszcze są dostępne, więc polecam upieczenie bułeczek z tymi wspaniałymi owocami.



Mini bułeczki z wiśniami

½ kg mąki
15 dag cukru
10 dag masła
1 jajko
¼ l letniego mleka
2 dag świeżych drożdży
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
wydrylowane wiśnie
cukier puder do posypania bułeczek

Z podanych składników zagnieść ciasto drożdżowe tak jak tutaj czy tutaj. Pozostawić aż podwoi objętość.
Wyrośnięte ciasto wyłożyć na stolnicę. Rozwałkować na około 1 cm grubości. Szklanką wycinać krążki. Na każdym krążku ułożyć kilka sztuk wiśni i zakleić bułeczkę bardzo dokładnie. Bułeczki układać do ponownego wyrośnięcia sklejeniem do dołu.
Wyrośnięte bułeczki wstawić do pieca nagrzanego do 180 stopni, piec przez około 15 minut (czas pieczenia zależy od wielkości bułeczek).
Jeszcze ciepłe posypać cukrem pudrem.

Smacznego!!!



Z tej porcji wyszło mi ponad 20 malutkich bułeczek, które znikały w zawrotnym tempie. 

wtorek, 23 sierpnia 2016

Nadrabianie zaległości i nowości


Tak wielkie mam zaległości blogowe, że sama nie wiem od czego zacząć. Może od tego co z przepisów powinno się pojawić a się nie pojawiło. Powinny były się pojawić bułeczki drożdżowe z wiśniami, o zniewalającym smaku, uzależniające nie mniej od jagodzianek, a może nawet bardziej. Do oczekujących przepisów należą też pierogi tatarskie o nazwie kartoflaniki. Bardzo fajna odmiana, a że moi Panowie się w nich zakochali, to pewnie i powtórki będą. Z nowości pojawi się wpis na czenaki, może nie będzie to wersja ortodoksyjnie litewska, ale moja wariacja na temat, niezwykle udana.
Ale poza przepisami przede wszystkim winna jestem Wam i sobie również relacje z moich wakacji. Najpierw spędziłam kilka dni w Kołobrzegu a stamtąd wyruszyłam na jednodniową wycieczkę na Bornholm, który jak i cała Dania podobał mi się baaardzo, a potem już z W. aktywnie odpoczywaliśmy na Suwalszczyźnie. I o niej będzie więcej, bo region to magiczny i idylliczny, ale W. nie pozwala mi za bardzo go chwalić, bo przestanie być tak dziewiczy i stanie się tanią komercją jak większość atrakcyjnych turystycznie miejsc w Polsce.

Obiecuję, że wreszcie się ogarnę i wejdę na właściwe tory i podzielę się swoimi wrażeniami i przepisami.

Na razie jednak, gwoli wprawki (jak wrócić do blogowania), trochę spamu kociego :)
W mojej piwnicy zatymczasowały się cztery słodkie jak miód letnie owoce: Jagódka, Borówka, Malinka i Agreścik J Jak na bezdomniaczki trafiły do mnie w dobrej formie. Jedynie pchły jak ruskie czołgi po nich latały, ale poza tym dumnie z ogonkami jak antenki maszerują po klatce i nie tylko. Za jakiś tydzień je zaszczepię po raz pierwszy i po tygodniu będą mogły zacząć szukać domów.









W domu lista strat za sprawką Geigusia rośnie z dnia na dzień. Ostatnio stwierdziliśmy, że może to nie niszczyciel, a kreator mody wystroju wnętrz nam się trafił i wprowadza najnowsze, jeszcze nie odkryte trendy w tej kwestii :)
A jakie zmiany w wystroju zaszły?
Ano półka, która wisiała zamocowana do ściany przestała być wisząca, stała się leżącą poniżej. Przy okazji pozbyłam się jednego wazonika, jednej miseczki i jednego kota. Na szczęście za niczym nie płaczę, a mam alibi dla kupowania kolejnych durnostojek.
W łazience miałam na parapecie pięknie kwitnącego fiołka afrykańskiego, ale designer uznał, że to passe i pozbył się kompromitującego elementu. Teraz sam stanowi największą ozdobę łazienki. Woda to Jego żywioł, więc pomieszczenie jak najbardziej idealne dla Niego.




A już My sami zaszaleliśmy i sprowadziliśmy z USA drapak dla naszego towarzystwa. Wyszło taniej niż w Polsce, a jakość podobno doskonała (w wielu krajach te drapaki cieszą niezmiennie doskonałą opinią). Trochę paczka do nas płynęła, równo miesiąc drapak bujał się na morzach i oceanach, ale w końcu dotarł do nas i koty mają swój koci „małpi gaj” :)
Trochę się bałam jak Filonusia ogarnie nowość, bo Ona jednak ma rozumek inny niż inne koty, ale wspierana przeze mnie emocjonalnie stanęła na wysokości zadania i to Ona jako pierwsza nowy drapak testowała. Ba, nawet ustawiała gówniarzerię i pokazała kto tu rządzi :) 








I to tyle po długiej przerwie, ale obiecuję się poprawić :)