Dni takie
krótkie, a słońca nie ma od wielu dni. Depresja jesienno – zimowa zbliża się
wielkimi krokami, albo nawet już mnie dopadła. Lekarstwem na nią są kijowe
niedziele. Rano trzeba się zmusić aby wstać, przyszykować, odpowiednio ciepło
ubrać, bo temperatura z termometru nie zawsze odpowiada stanowi faktycznemu, a
potem wyjść z domu zamiast zaszyć się na sofie z kubkiem gorącej herbaty pod
ciepłym kocem z kotami wtulonymi i mruczącymi z zadowolenia.
Wyczyn to
wielki, wręcz heroiczny,
ale kiedy wraca
się po całym dniu na świeżym powietrzu w świetnym towarzystwie człowiek ma znów
energię do życia i w poniedziałek poranne wstawanie choć trudne staje się po
prostu w ogóle możliwe.
Tym razem
wybraliśmy się nasze bardzo bliskie okolice, na północ od Wrocławia, niedaleko
Trzebnicy.
Okolica jest
piękna. Teren mocno pofałdowany za sporawą lodowca, z wyjątkowym mikroklimatem,
który sprzyja sadom nie tylko jabłkowym, ale nawet brzoskwiniowym, które są
delikatne i wrażliwe na zimno. Ale nie tylko okoliczności przyrody zachęcają do
wycieczek, również pozostałości po dawnych gospodarzach tych Ziem.
Trasa nie była
imponująca pod względem kilometrażu, ale nie o bicie rekordów nam chodzi. O
wrażenia, a te były i to wyjątkowe. Święto, święto jak przystało na niedzielę :)
Głuchów Górny –
Głuchów Dolny – Taczów Wielki – Taczów Mały – Głuchów Górny
Głuchów Górny
wieś z bogatą historią sięgającą XIII wieku. Dziś warta odwiedzin za sprawą
zabudowań folwarcznych z II połowy XVIII wieku, które do dziś zachowały się w
bardzo dobrej kondycji, nawet czas zarządu PGRu nie zdołało zniszczyć perełek
architektury gospodarczej. Niestety takiego szczęścia nie miał pałac, który nie
dość, że niszczał po opuszczeniu go przez ostatnich właścicieli rodzinę von
Kassel, zamieszkiwany był, ale raczej nie przez ludzi dbających o kondycję
budynku, aby w końcu w 2011 roku ulec ostatecznej dewastacji za sprawą pożaru
strychu. Można jedynie domyślać się, że w latach swej świetności był ozdobą
okolicy i stanowił dopełnienie bogatego folwarku. Okoliczny starodrzew z
licznymi platanami świadczy o tym, że i park pałacowy należał do przemyślanego i z głową założonego, niestety dziś nie wzbudza entuzjazmu.
W
przeciwieństwie do pałacu w Głuchowie Górnym ten w Głuchowie Dolnym nadal jest
zamieszkany, ktoś pokusił się o kapitalny remont dachu. Jednak to dużo za mało,
aby budowla odzyskała dawną świetność. Mieszkańcy niestety nie dbają o swoje
najbliższe otoczenie, nie poczuwają się do odpowiedzialności za choćby drobne
naprawy w budynku czy obejściu. Czy reszta remontu zdąży mieć miejsce zanim
pałac popadnie w ruinę? A przecież już wielki koszt został poniesiony, dach
jest nowy i daje to nadzieję na przyszłość.
Żal, po prostu
żal.
Tym bardziej, że
po sąsiedzku ktoś mieszka w dawnym budynku folwarcznym. Nie zrobił wielkiego
remontu, ale ma wykoszony trawnik, po obejściu nie walają się śmieci czy stare
meble i od razu wszystko wygląda zupełnie inaczej. Szkoda, że otoczenie pałacu
widocznego z tyłu choć w połowie nie jest tak zadbane.
Dalsza wędrówka,
to spacer przez pola, sady.
Raz górka raz
wąwóz czy dolinka.
Jest pięknie.
Nie mamy
wrażenia, że to już prawie połowa grudnia i gdyby nie szybko zapadające
ciemności można by pomyśleć, że to wiosna.
Zachwycamy
się każdym widoczkiem, każdym starym domem, czasem stwierdzamy, że byłoby to
idealne miejsce do życia. Piękna okolica, piękne domostwa, wspaniałe widoki.
Czego chcieć więcej?
Ale jak tu się
na coś zdecydować skoro idealnych miejsc znajdujemy tak wiele? Co jedno to
lepsze.
Jak tu wybrać
ideał?
A jak się już
wybierze to co? Zaprzestać marzeń o miejscu idealnym? Zakończyć poszukiwania?
Ile radości dają takie wyobrażenia jakby to było gdyby się taki dom miało, jak
by się go urządziło itd. itd. …
Szukam dalej...
Staram się podróżować możliwie dużo i czasem bardzo egzotycznie. Zachwycam się różnymi miejscami, często innym zazdroszczę wspaniałego otoczenia, ale wybierając się na takie spacery wiem, że jestem szczęściarą, bo mieszkam w wyjątkowym regionie, który jest piękny, niezwykle bogaty w ciekawe miejsca. A co najważniejsze nie potrzeba wielkich środków finansowych aby poznać te miejsca, wystarczy wyjść z domu i już
Do złudzenia przypominają te domy również takie podobne na naszych terenach...
OdpowiedzUsuńI też żal patrzeć jak ich historia przemija...
Piękne zdjęcia :-)
Podobnie bo i gospodarze podobni :)
UsuńPocieszające jest to, że nie wszystko przemija
kijowo zamiast zupy, bo nie było czasu ugotować;-p a dziecko głodne i tak osłabione, że kaszy nie może znaleźć.
OdpowiedzUsuńPięknie napisałaś i, jak wiesz, bardzo sobie cenie ten czas z wami. Do kolejnej niedzieli!
(tylko co ja teraz pokażę? koty te same, pola, budynki... mam bratki;-))
nie takie osłabione skoro puree znalazło o którym ja zapomniałam :P Ja też nie wyobrażam sobie już weekendów bez wspólnych spacerów i wyszukiwania "perełeczek" w naszym najbliższym otoczeniu. Bratki specjalnie dla Ciebie zostawiłam, a poza tym napiszesz ze swojego serca i pokażesz to swoimi oczami więc zupełnie coś innego :)
Usuń:-) na razie o słodkich kotkach:-)
UsuńMądrze napisane. Nie zawsze najdalsze podróże w najbardziej egzotyczne miejsca bogacą nas tym co ważne. Dzięki Waszym inspiracjom mamy w majowym planie Poczdam! Już się cieszę!
OdpowiedzUsuńSerdeczności,
m.
Ciekawe czy spodoba Wam się Poczdam, ja byłam mile zaskoczona :) po wizycie w Berlinie, który nie chwycił mnie za serce
UsuńBasiu, sądząc po Twoich emocjach depresja jeszcze daleko od Ciebie. Raczej zimowy, smutnawy nastrój :-)
OdpowiedzUsuńPiękna podróż ; dziękuję.
Jaka tam podróż, ot spacerek 20 kilometrów od domu ;) a nastrój ciężki, może faktycznie jeszcze nie depresyjny, ale bez spacerów taki by był :)
UsuńO tak zgadzam się, blisko nas jest wiele bardzo ciekawych i pięknych miejsc.
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że takie perełki niszczeją... Zdjęcia z kociakami - cudne!
Pozdrawiam Cię ciepło. Dla mnie też trudny czas...