Nie pamiętam
kiedy na blogu pojawiła się ostatnio zupa. Najwyższy czas wrócić do
poniedziałkowej zupowej tradycji.
Francja to
bardzo przyjazny kraj dla tych, co lubią szperać w starociach. Masa brocantów i
innych miejsc gdzie można wyszperać naprawdę fajne rzeczy. Tym razem wróciliśmy
z dwoma lampami – jedną stojącą na biurko oraz z żyrandolem. Ten ostatni
podejrzewam, że jest szklanym przedstawicielem francuskiej secesji w stylu
Lalique”a, ale o tym przekonam się dopiero jak zaniosę do fachowca od antyków
celem wymiany części elektrycznej. Oprócz tego zaszalałam i kupiłam sobie dwie
książki kucharskie. Nie jakieś wyszukane, ale na proste, ale pomysłowe dania.
Na pierwszy
ogień poszła oczywiście zupa – jakżeby inaczej w moim przypadku J
i to wyjątkowa zupa. Niby ziemniaczana, więc nic specjalnego, raptem 4
składniki plus przyprawy a smak zniewalający. To dla mnie właśnie magia
gotowania, niby nic a uczta wyjątkowa.
Zupa ziemniaczana z zieloną fasolką
600 g ziemniaków
400 g zielonej
fasolki
1 cebula
150 g wędzonego
boczku
ok. 1 l bulionu
warzywnego
250 ml białego
wina dobrej jakości
1 łyżeczka
suszonego cząbru
sól, pieprz
oliwa
Ziemniaki obrać,
umyć i pokroić w kosteczkę. Podobnie cebulę. Fasolkę umyć, usunąć łyko i ogonki
i pokroić w mniejsze kawałki. Boczek pokroić w kosteczkę.
W dużym garnku
rozgrzać kilka łyżek oliwy, wrzucić cebulę i smażyć aż cebula się zeszkli.
Dodać boczek i smażyć dalej. Kiedy boczek się lekko zrumieni dodać ziemniaki i
całość smażyć na niewielkim ogniu przez kolejne 5 – 8 minut. Następnie dodać
fasolkę, wlać bulion i wino oraz dodać cząber. Całość gotować do miękkości
warzyw – nie potrwa to dłużej niż kwadrans. Całość doprawić solą i pieprzem i
podawać.
Smacznego!!!
Nie jestem fanką
polskiej zielonej fasolki, zdecydowanie wolę żółtą, ale miłość Francuzów do
zielonej wersji jest tak wielka, że musiałam zastosować się do ich preferencji.
Co prawda ich zielona fasolka to poezja smaku – przynajmniej dla mnie ale i
nasza w tej zupie jest bardzo smaczna.
Basiku, zupa pycha, oczywiście u mnie w wersji bez zwierza. Książka kucharska ma, jak widać piękne zdjęcia, ale nie dla mnie: pamiętam może trzy albo cztery francuskie słówka:(
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem tych lamp bardzo. 'Laliki' chyba niesamowicie drogie?
No nie, jak napisałam to nie Lalique, On chyba żyrandoli nie robił, ale coś w tym stylu.
UsuńCo do książek kucharskich w obcych językach to translatory czasem są pomocne, ale przede wszystkim przepisy pisane prostym językiem w punktach ;)
Uwielbiam zupy, takie pozornie niewyszukane często smakują najlepiej :)
OdpowiedzUsuńMyślę dokładnie tak samo :)
UsuńBasiu,dziękuję za przepis,bo bardzo na niego czekałam.
OdpowiedzUsuńNa zdjęcie lamp też czekam :)
Janka Patja
Mam nadzieję, że zupa posmakuje, oczywiście jej smak zależy od smaku wina bo to jakby dominuje w zupie mimo że alkohol wyparowuje :) A lampy jak już żyrandol będzie zrobiony pokażę :)
UsuńZupa bardzo smaczna,do częstych powtórek.Jeszcze trzeba by spróbować z żółtą fasolką.
OdpowiedzUsuńJanka Patja
Janeczko pochwała z Twojej strony to komplement najwyższej rangi. Bardzo się cieszę, że zupa posmakowała :)
Usuńooo, zielona fasolka jest lepsza, na pewno! mam, więc chyba zweganizuję przepis :-)
OdpowiedzUsuńbrokanty zawiodły na całej linii, drogo i ubogo, płakaliśmy za Szwecją.
A ja wolę zieloną ! Własna się już zjadła, roślnie żółta ,bo zielonej nasion nie ma już w ogrodniczych :-)
OdpowiedzUsuńA zupa ? Pycha. Lubię każdą. Choć na to gorąco preferuję chłodniki i wiśniową :-)
Ja lubię i taką i taką :)
OdpowiedzUsuńDo tej pory unikałam zielonej, ale się przekonałam, choć nie każda u nas jest smaczna - często jest łykowata i ma wręcz łuski
Usuń