W piwnicy stał
na półce ostatni samotny słoik kapusty kiszonej, w zamrażarce błąkał się
kawałek wołowiny. W lodówce stał słoik pasty paprykowej rodem z Węgier (W.
ostatnio spędził trochę czasu w tym kraju i zaopatrzył nas w kilka tradycyjnych
produktów). Pora roku może nie najlepsza na takie danie, ale w sumie kto
powiedział, że latem nie można jeść kapusty kiszonej? Przeszukałam stare
książki z kuchnią węgierską i już wiedziałam co z tych produktów powstanie.
Potem rzut oka na przepisy w necie i tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że
wybór jest idealny. Co prawda zdarzały się bardzo niegrzeczne uwagi, że przepis
jest beznadziejny, że to przecież gulasz segedyński (a ten z tego co wiem to
gulasz z wieprzowiny i nie ma nic wspólnego z tym przepisem), że bzdurą jest
połączenie kapusty kiszonej w wołowiną a dodatek ryżu to totalna porażka. Im
więcej takich opinii widziałam tym bardziej chciałam ugotować dokładnie ten
gulasz.
Taką zołzowatą i przekorną mam duszę i już.
Gulasz „Csángȯ”
(przepis z moimi
modyfikacjami z książki „Kuchnia węgierska” Marii Iwaszkiewicz i Stanisława
Włodka z 1976r.)
1 kg wołowiny
120 g smalcu
200 g cebuli
1 ząbek czosnku
½ kg kiszonej
kapusty
sól, papryka,
kminek
kwaśna śmietana (ok. 100 g)
ryż
Mięso pokroić w
kostkę. Zrumienić cebulę pokrojoną w piórka, posolić, wsypać łyżeczkę słodkiej
papryki i 1g kminku. Dodać mięso i smażyć aż się zrumieni. Podlać trochę wodą i
dusić do miękkości. Wtedy dodać odciśniętą kapustę kiszoną, szklankę wody i
dalej dusić do miękkości kapusty. Ja dodałam jeszcze łyżeczkę wspomnianej pasty
z ostrej papryki przez co gulasz zyskał na ostrości, ale spokojnie można się
obejść bez tego. Ryż ugotować. Do gulaszu dodać kwaśną śmietanę i ryż,
wymieszać wszystko i podawać.
Smacznego!!!
Ponieważ nie
lubię rozciapanego ryżu wymieszałam go już na talerzu z potrawą a to co zostało
jedliśmy następnego dnia z ugotowanym świeżo kolejnym ryżem. Wg. przepisu danie
podaje się jeszcze ozdobione paskami zielonej papryki. Mnie wydało się to
zbyteczne, ze względu na dużą ilość papryki już w samym gulaszu.
Panowie zjedli z
apetytem i stwierdzili, że trochę przypomina nasz polski bigos, ale jednak czuć
obce smaki, które im bardzo dopowiadają. Chętnie jedzą bigos ale i tym gulaszem
na przyszłość nie pogardzą.
I wieści
ogrodowe. Ekipa od Megi weszła do ogrodu. Gdyby nie pełne zaufanie do Szefa
ekipy to zawału bym dostała i wyrzuciła ich po dwóch godzinach pracy. Tyle
wystarczyło, aby góra gałęzi wyciętych z drzew i krzewów miała rozmiar
Kilimandżaro, a to był dopiero początek. Jeszcze duuużo do wycięcia zostało, a
mój ogród nagle jakiś taki dziwnie widny się zrobił. Zupełnie jak nie mój J Wiem jednak, że rośliny cięte pobudzane są
do rośnięcia, więc szybko odbiją i odzyskają swoją pełnię kształtów. A swoją
drogą szkoda, że człowieka nie można tak łatwo przyciąć aby mógł znów
odzyskiwać pełnię kształtów J
O tak, wielu ludzi powinno się przyciąć ;)
OdpowiedzUsuńByłabym pierwsza na liście ;)
Usuń:-)))
OdpowiedzUsuńMoże to i racja ,że ludzi należy też przycinać :-)
Niooo ;)
UsuńOj, a ja się nigdy z tym gulaszem nie spotkałam. Może to lepiej dla gulaszu. :) A ogródek godny zazdrości. :)
OdpowiedzUsuńJest jeszcze tak wiele potraw o których człowiek nie słyszał, że nie ma zdziwienia, ale człowiek całe życie się uczy ;)
UsuńOgród będzie piękny jak ekipa skończy i jeszcze zaplanuje poprawki i je wykona ;)
:-)))
OdpowiedzUsuńzrobiłaś zdjęcie kupy:-)))
Ale tylko jednej, pozostałych nie miałam odwagi ;)
Usuń