Tak naprawdę to
nie o rosół tu chodzi. Chociaż i on stanowi u mnie podstawę egzystencji. Całe
lato skrzętnie zbieram liście z młodych selerów, myję je a potem mrożę w
gotowych pojedynczych porcjach. Podobnie robię z lubczykiem. A wszystko po to
aby żaden zimowy rosół nie musiał się obejść bez tej niezwykle aromatycznej
zieleniny.
Rosół to taka
całoroczna zupa, ale jednak chyba częściej gotowana zimą. Latem grzanie domu
wielogodzinnym pyrkotaniem zupy czasem odstrasza. Ale niezależnie od tego czy
latem czy zimą prym wiodą makaron i lane kluski jako dodatki do rosołu. Czasem
uda mi się złamać ten schemat i mimo ogromnej presji moich Panów i tak robię
coś innego – czyli kostkę grysikową. Ja bardzo ją lubię, zwłaszcza, że kojarzy
mi się z moją Babcią. Panowie ją jedzą, bez gadania i marudzenia, ale też bez
wielkiej miłości. Szkoda, bo to bardzo fajna alternatywa dla makaronu. Rozumiem
jednak, że gusty smakowe mamy różne i mamy swoje ulubione smaki. Ja na przykład
nie lubię w rosole naleśników cieniutko pokrojonych na makaron, a moja Mama
uwielbiała taki dodatek. Ale koniec gadania, pora na przepis.
Rosół z pietruszkową kostką grysikową
Rosół:
¼ - ½ kury rosołowej
½ kg wołowiny z
kością na rosół
włoszczyzna z
kapustą włoską lub białą
½ cebuli
opalonej nad ogniem
pęk lubczyku
pęk naci selera
1 liść laurowy
3 ziela
angielskie
kilka ziarenek
pieprzu
3 – 3 ½ l wody
sól, pieprz
Kostka
grysikowa:
½ szklanki
grysiku (kaszki manny) – u mnie błyskawicznej
2 szklanki wody
1 łyżeczka masła
2 czubate łyżki
natki pietruszki bardzo drobno posiekanej
sól, pieprz
Wszystkie
składniki rosołu po przygotowaniu (umyciu, obraniu itp.) włożyć do dużego
garnka, wlać wodę i zagotować. W zależności od „szkoły” całość odszumować lub
nie (ja nigdy tego nie robię, ale moja Mama i Babcia robiły to bardzo
dokładnie), posolić, zmniejszyć ogień pod garnkiem i delikatnie gotować przez
kilka godzin (u mnie zazwyczaj jest to około 4 godzin). Ostatecznie doprawić
solą i pieprzem.
Kiedy rosół
zaczyna się gotować przygotować kostkę z kaszki manny.
Szklankę wody
zagotować z solą i masłem. Kaszkę wymieszać z drugą szklanką wody i posiekaną
natką, wlać do gotującej się wody. Mieszając gotować zgodnie z przepisem na
opakowaniu kaszki (błyskawiczna przez 1 – 2 minut) ostatecznie doprawić solą i
pieprzem, dokładnie wymieszać. Na duży płaski talerz wypłukany zimną wodą
rozłożyć ugotowaną kaszkę, równomiernie ją rozsmarować najlepiej łyżką
zamoczoną w zimnej wodzie. Pozostawić do wystygnięcia.
Przed podaniem
kaszę pokroić mokrym nożem, nakładać na talerze i podawać z gorącym rosołem.
Smacznego!!!
I jeszcze kocie wieści.
Filonka dobrze zniosła operację, bez problemu wybudziła się z narkozy. Noc spędziła spokojnie, w niedzielę późnym popołudniem dostała ociupinkę jedzenia. Dużo śpi i odpoczywa, ale i ma chwile kiedy bawi się piłeczką czy inną myszką. Dzisiaj W. idzie z Nią do Weterynarza do kontroli i ma na Nią chuchać i dmuchać, bo ja po raz kolejny jadę do Podgórzyna. Niestety prognozy pogody mówią, że cały tydzień będzie deszczowa pogoda, więc chyba nawet nie biorę aparatu fotograficznego, bo i po co????? Biorę za to laptopa, więc pewnie się jeszcze w tym tygodniu odezwę.
Lubię taką kostkę grysikową:) Kojarzy mi się z dzieciństwem.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Filonka czuje się dobrze.
Nasz Mały też po zabiegu, pozbawienia męskości:(
Niestety to co miało być na zewnątrz, było w środku i operacja okazała się bardziej skomplikowana niż być powinna.
Na szczęście też wszystko się udało i Mały dochodzi do siebie.
Udanego wyjazdu i szybkiego powrotu do domu:)
Głaski dla Pana Koteczka!
UsuńOj te smaki dzieciństwa są z jednej strony zmorą a z drugiej cudowną częścią nas samych.
Ostatnio jadłam taką kostkę ugotowaną przez moja Babcię, czyli wieki temu. Wspominam ten smak z rozczuleniem, choć ja też wolę makaron do rosołu.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla koteczek, szczególnie ciepłe dla rekonwalescentki.
Dziękujemy z Filonką za pozdrowienia :)
UsuńHm, kostka grysikowa... A moja Bab podawała rosół z... ziemniakami. To chyba będzie prostsze dla mnie, leniuszka i antytalentu kulinarnego. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia, Basiu. Przeważnie dla Filonki, ale pozostałym przyległościom też się przynależą. :)
JolkaM
PS. A co jest w tajemniczym (dla mnie) Podgórzynie?
J.
Rosół z ziemniakami jest dla mnie totalną abstrakcją :) Systematycznie przekazuję głaski moim wąsatym kobietom przez W. ;)
UsuńW Podgórzynie (mała wieś koło Jeleniej Góry, sąsiaduje z Przesieką) bywam zawodowo, tym razem po raz 3 w ciągu ostatnich 5 miesięcy, mieszkam zawsze w tym samym miejscu i objadam się nieprawdopodobnie dobrym domowym jedzeniem - to tak na osłodę rozstania z kociambrami, Maleństwem i W. ;)
Taak, mało kto reaguje inaczej na wieść o połączeniu rosołu z ziemniakami. Przeważnie był z makaronem (domowym), ale czasem właśnie z ziemniakami; nie pamiętam, od czego to zależało. Może od czasu, jaki Bab miała na przygotowanie obiadu?
UsuńIdę się jeszcze wczytać w te... francuskie grzyby - wyglądają nieziemsko.
Dziękuję za wyjaśnienie kwestii Podgórzyna i nieustająco obgłaszczam koteczki.
Pozdrówka, Basiu.
J.
Pamietam jak moja mama takie robiła. Ja sama jeszcze się nie odważyłam. Ale chyba najwyższy czas, przełamać strach ?
OdpowiedzUsuńA rosół z ziemniakami to był przysmak mojego taty :) Ja tez kilka razy tak jadłam i powiem, że wcale nie było to złe. Tylko obowiązkowo, ziemniaki musiały byc takie tuz po ugotowaniu
O to to, i nie rozdrobnione, bo inaczej to się w talerzu taka zawiesina zalęgała, że... Ale myśmy z bratem czasem specjalnie taką pakę robili. Ech, młodość! :)
UsuńKurcze, zapachniało mi babciną kuchnią :-) Koniecznie muszę zrobić !
OdpowiedzUsuńTakie zapachy z dzieciństwa to cudowne wspomnienie :)
Usuń