Kiedy
podejmowałam decyzję o tym, że w piwnicy będę prowadzić „szpitalik” dla
kocich bied nie brałam pod uwagę możliwości, że któryś z moich podopiecznych
tak bardzo skradnie moje serce jak Malusia. Wydawało mi się, że potrafię oddzielić
emocje i działać skutecznie. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że jedne koty
będę lubić bardziej inne mniej, że będą takie, które zapadną w pamięć na zawsze
a inne w dniu powrotu w swoje środowisko znikną z mojej świadomości. I tak też
przez cały czas prowadzenia „szpitalika” było z jednym wyjątkiem – Malusi. Może
dlatego, że była pierwszym moim chorym podopiecznym (wcześniej były tylko kotki
na rekonwalescencji po zabiegu sterylizacji), może dlatego, że była tak
strasznym i przerażającym kłębkiem nieszczęścia, a może po prostu dlatego, że
była koteczką wyjątkową.
Filigranowa,
delikatna, płochliwa ale posiadająca wielkie serce, o oczach wyrażających
wszystkie możliwe emocje – strach, miłość, zaniepokojenie i spokój. Dacie wiarę, że mimo wielu zabiegów jakim
musiała być poddana przy pierwszym leczeniu jak i teraz nigdy nie walczyła z
człowiekiem, poddawała się z przestrachem, ale i nieśmiałą ufnością.
Niestety
niewydolność nerek i mocznica zmiotła Malusię w błyskawicznym tempie. Nie było żadnych sygnałów, że w tym malutkim ciałku toczy się jakakolwiek choroba, aż do momentu kiedy po prostu jak zepsuty mechanizm przestała funkcjonować - z dnia na dzień. Próbowaliśmy
walczyć wraz z nieocenionym Panem Doktorem, jednak w momencie kiedy uznaliśmy, że dalsza terapia jest nie tylko bezcelowa, ale i przynoszącą Malusi tylko
niepotrzebne cierpienie podjęłam niezwykle trudną decyzję o uśpieniu.
Wczoraj w moich
ramionach powolutku zasypiała Malusia.
Dziś rano
zupełnie nie mogłam połapać się dlaczego nie muszę z samego rana biec do
piwnicy aby zająć się Malusią. Nie tylko posprzątać kuwetę czy dać jeść, ale
przede wszystkim „pogadać” z kotem, wymiziać, wydrapać za uszkiem.
Po ogródku
Heniek – kot amant Malusi, chodzi i szuka swojej ukochanej, niestety już Jej nie spotka.
Malusiu nie wiem
czy zrobiłam dla Ciebie wszystko co mogłam, ale jedno wiedziałaś na pewno –
kochałam Cię tak samo mocno jak Bunię czy Filonkę i bardzo mi brakuje Twojego
kostropatego noska i szczurkowatego ogonka.
Czy zamknę mój
„szpital”?
Nie, ale
potrzebuję trochę czasu na to, aby dojść do siebie po stracie, przecież trzeba dawać
szansę wszystkim bezdomnym kotom na pomoc w czasie dla nich najtrudniejszym –
czasie choroby.
bardzo, bardzo mi smutno i przykro. Dobrze, że końcówka jej życia była taka jasna, pomyśl, jak by to było, gdyby umierała gdzieś w piwnicy czy na ulicy. I że nie chorowała długo.
OdpowiedzUsuńCiągle mam przed oczami Malusię półtora roku temu dogorywającą w krzakach w listopadowy, zimny dzień kiedy ją zabierałam na prośbę karmicielki.
Usuństrasznie smutno... mam nadzieję, że teraz jest w kocim niebie...
OdpowiedzUsuńStrasznie mi przykro Basiu.
OdpowiedzUsuńBasiu na pewno zrobiłaś wszystko co mogłaś, Twoja miłość do tej koteczki była dla niej największym darem, ostatnie chwile spędziła w najlepszym otoczeniu 'swoimi'i ludźmi, jesteś wspaniałą, wrażliwą osobą, współczuję i serdecznie pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńKasiu mam nadzieję, że jest tak jak piszesz, że niczego nie zaniedbałam i zrobiłam wszystko co mogłam.
UsuńZaniepokoił mnie tytuł, a strona nie chciała się załadować. Pewnie trwało to z minutę, ale mnie wydawało się, że godzinę. Jeszcze się łudziłam, że może chodzi o pożegnanie, bo Malusia znalazła dom...
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro, Basiu. Blisko dwa i pół roku temu w podobny sposób odeszła moja koteczka... One już nie cierpią. I zostają z nami na zawsze - we wspomnieniach. Zrobiłaś, ile mogłaś, Basiu. Trzymaj się, czas złagodzi smutek.
Pogłaski dla Buni i Filonki.
Jolu, Malusia od kiedy do mnie wróciła stała się moją osobistą kotką i za nic w świecie nie oddałabym jej już nikomu. Z moją wiedzą o Malusi jaka mam dzisiaj nigdy nie oddałabym Jej do adopcji, wtedy wydawało mi się to idealne i najlepsze dla Niej rozwiązanie. wWdawało mi się, że moja miłość to zbyt mało, myślałam, że kanapa i ciepło mieszkania są ważniejsze od wielkiej miłości jaką obdarzyłam Malusię, tym bardziej, że byłam pewna miłości ze strony osób decydujących się na adopcję. Niestety stało się inaczej. Mam tylko nadzieję, że Malusia czuła się u mnie bezpiecznie i czuła tę miłość jaką Ją darzyłam.
UsuńNa pewno tak było, Basiu. Wiesz, Malusia bardzo mi była w jakiś specyficzny sposób bliska - była bardzo podobna zewnętrznie do tej koteczki, o której napisałam, że odeszła w podobnych okolicznościach, też tak nagle. Był moment, że nawet się zastanawiałam, czy nie wziąć Malusi. Ona mnie tak wzruszała tym swoim spojrzeniem, wydawało mi się, że jest w nim lęk i prośba o dobre traktowanie, jakby wciąż dopraszała się, żeby nikt jej już nie skrzywdził. I tak bardzo przypominała mi moją Szczękot, która zanim do nas trafiła, też miała trudną, złą przeszłość. Bardzo mi żal, że już nie ma Twojej kochanej kotki, bardzo Ci współczuję i płaczę z żalu za Malusią, choć tak jest dla niej lepiej, już nie cierpi. Niech czas przyniesie Ci ukojenie, Basiu.
Usuń"Ona mnie tak wzruszała tym swoim spojrzeniem, wydawało mi się, że jest w nim lęk i prośba o dobre traktowanie, jakby wciąż dopraszała się, żeby nikt jej już nie skrzywdził."
UsuńNie umiałam tego nazwać, ale dokładnie to można było w spojrzeniu Malusi wyczytać. Na razie czasu minęło jeszcze dużo za mało, ale wiem, że kiedyś serce nie będzie pękać, ale pamieć i tkliwość na wspomnienie zaostanie
Właśnie tak, tkliwość na wspomnienie...
UsuńTrzymaj się, Basiu, serdecznie Cię pozdrawiam.
To wielka strata, przykro mi.
OdpowiedzUsuńDobrze, że zaznała troszę szczęścia i radości pod Twoją opieką...
Przykro mi, widać że kochałas tę kotke. Pozdrawiam, Ania.
OdpowiedzUsuńDziękuję za te słowa. Nie wiem czy znasz całą historię Malusi i mojej miłości, ale jeśli nie to tym bardziej dziękuję
UsuńWszystkim bardzo dziękuję za słowa wsparcia, niczego nie zmieniają ale pomagają przetrwać trudne chwile. Nie będę odpowiadać wszystkim na komentarze, ale nie gniewajcie się jak na któryś odpowiem. Czytam wszystkie, wszystkie są dla mnie równie ważne.
OdpowiedzUsuńTrudno się z tym pogodzić. To takie niesprawiedliwe...
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo mi przykro, Basiu. :(
Smutno mi, miałam nadzieję, że Malusia wyjdzie z choroby. Trudno pogodzić się z odejściem futrzanego przyjaciela :( Dobrze, że Malusia dzięki Tobie zaznała choć troszkę szczęścia.
OdpowiedzUsuńCokolwiek człowiek by nie napisał, nie ukoi Twojego bólu. Przesyłam Ci moje wsparcie.
Jesteś Wielka i Wspaniała! Byłoby cudownie, gdybyśmy wszyscy mieli tak wielkie serce , gotowe pomóc braciom najmniejszym.
OdpowiedzUsuńDałaś jej miłość, a ona jest najważniejsza. Pozdrawiam Cię serdecznie.
Oj jak przykro. Współczuję Ci....
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że Malusia zaznała miłości, troski i opieki, że miała Ciebie, piwnicę, ogród i Henia, że doświadczyła pełnej miseczki i akceptacji. Byłaś jej kochającą przyjaciółką także kiedy odchodziła. Malusia miała szczęście, że zadbałaś także o to, żeby nie cierpiała. Basiu, możesz być z siebie dumna. Pozdrawiam Cię i życzę wielu szczęśliwych chwil.
OdpowiedzUsuń