Wiem, że to
straszne, ale kiedyś bywało, że wyrzucałam mięso z kury, na którym gotował się
rosół. Po prostu to wygotowane, wiórowate mięso nie miało dla mnie smaku a i
konsystencja była paskudna. Jednak już od kilku lat mam kilka niezawodnych
sposobów na przetworzenie tego mięsa na smaczne danie. Jednym z nich są
paszteciki do barszczu czerwonego. Czasem są w postaci krokietów z naleśników,
czasem z ciasta krucho – drożdżowego, a najszybciej jest zrobić je w cieście
serowym.
Paszteciki z ciasta serowego z mięsem z kury
ciasto (najlepiej robić z 2 porcji):
30 dag mąki
20 dag serka
śmietankowego
20 dag masła
2 żółtka
1 ½ łyżeczki
proszku do pieczenia
½ łyżeczki soli
farsz mięsny:
obrane mięso z
kury z rosołu
włoszczyzna z
rosołu (z wyjątkiem pora)
30 dag pieczarek
2 cebule
¼ łyżeczki
świeżo mielonej gałki muszkatołowej
sól, pieprz
(sporo)
olej do smażenia
Zaczynamy od
przygotowania farszu. Pieczarki umyć, posiekać. Cebulę pokroić w kosteczkę. Na
patelni rozgrzać olej i smażyć cebulę z pieczarkami, lekko posolone aż woda
całkowicie odparuje a pieczarki zaczną się lekko rumienić. Mięso, warzywa i
przesmażone pieczarki z cebulą zmielić w maszynce do mięsa. Doprawić,
wymieszać.
Kiedy farsz jest
gotowy, rozgrzać piekarnik do 180 stopni. Z podanych składników szybko zagnieść
ciasto. Na podsypanym mąką blacie rozwałkować na pas o grubości ok. ½ - 1
centymetra. Rozłożyć farsz na całej długości, zwinąć w rulon wzdłuż dłuższego
boku, pokroić na kawałki o długości ok. 4 – 5 centymetrowe. Paszteciki układać
na blaszce a następnie piec w 180 stopniach przez około 20 minut, do
zrumienienia.
Podawać gorące z
barszczem czerwonym lub jako samodzielną przekąskę.
Smacznego!!!
Za tydzień mam
nadzieję być w drodze do Bretanii. Nie mogę się doczekać deptania znanych już
szlaków i poszukiwania nowych nie mniej interesujących miejsc. Powoli wszystko
przygotowuję, aby nic nie zakłócało nam wypoczynku, a Maleństwo, które zostaje
w domu miało szansę dać radę – zawsze dawało bezkonkurencyjnie radę, ale teraz
pracuje i siedzi w pracy czasem po 10 i więcej godzin. Jutro Bisia idzie do
swojego domu. Mam nadzieję, że dogada się z Zuzią, która jest ciut od niej
młodsza i nudzi się okrutnie. No i mam nadzieję, że we dwie nie rozniosą domu w
pył ;)
W międzyczasie
miałam śliczną delikatną szylkretkę na sterylizacji, ale i ona wraca jutro do
siebie pod Milicz. Powoli porządkuję sprawy i cały czas, nieustająco zbieram
książki na kiermasz. Kocham szatański wynalazek, czyli paczkomaty, nie wiem ile
już książek w ten sposób Fundacja dostała od dobrych ludzi. Nie wiem ile pudeł
książek odebrałam we Wrocławiu od dobrych ludzi. Gdyby nie pomoc W. i Maleństwa
już bym pewnie była martwa od dźwigania J
Chłopaki,
kochani jesteście, że mnie wspieracie!
Wygląda apetycznie ;-)
OdpowiedzUsuńi są bardzo smaczne
UsuńNoo, tej Bretanii to Wam zazdroszczę okrutnie! Mogłabym i ja tam być z Wami, ale te finanse, te finanse... a poza tym trzódki trzeba doglądać ;)
OdpowiedzUsuńA propos: maluchy urosły już bardzo... musisz się pośpieszyć ;)
Jak tylko wrócimy z Bretanii obiecuję się podjechać, choć pewnie już będą to wielkie owce i wielkie konie ;)
UsuńBasiku, dobrych, bardzo dobrych wakacji w Bretani Wam życzę. I pozdrawiam bardzo serdecznie:)
OdpowiedzUsuńŁał, jakie pyszności! :)
OdpowiedzUsuń