Od kilku lat
zabierałam się za zrobienie samosów. Zabierałam się i zabierałam i nic z tego
nie wychodziło. Ciągle wynajdowałam preteksty aby jednak nie odważyć się na
takie wyzwanie. Na szczęście wreszcie się odważyłam i jak w wielu innych
przypadkach okazało się, że nie było się czego bać, bo danie jest szybkie i
proste do zrobienia.
Zanim jednak się
odważyłam spędziłam sporo czasu na youtube oglądając liczne filmiki z
przygotowaniem samosów. Bardzo mi to pomogło. Wszystko poszło sprawnie choć wizualnie
moje samosy mogłyby być bardziej wyględne, ale najważniejszy dla mnie jest smak
a ten był doskonały. Nieskromnie powiem, że dużo lepsze niż niejedne jedzone w
wegańskich czy wegetariańskich jadłodajniach. Ale to wynika z bardzo
zdecydowanego doprawienia farszu.
Samosa
ciasto:
250 g mąki
60 g oleju
1 łyżeczka soli
6 – 7 łyżek wody
farsz:
3 – 4 ugotowane
ziemniaki
1 cebula
50 g zielonego
groszku
1 papryczka
chilli
1 łyżka utartego
świeżego imbiru
1 łyżeczka
ziaren kuminu
1 łyżeczka
kolendry mielonej
1 łyżeczka garam
masala
1 łyżeczka
kurkumy
sok z 1 małej
limonki
sól, pieprz
olej do smażenia
do podania:
jogurt grecki
wymieszany ze zgniecionym czosnkiem, posiekaną kolendrą, doprawiony solą i
pieprzem
chutney
W misce
wymieszać mąkę z solą, dodać olej i tak długo rozcierać palcami składniki aż
cały olej wchłonie się w mąkę, a cała mąka zostanie natłuszczona olejem.
Dopiero wtedy dodajemy wodę (stopniowo) i wyrabiamy ciasto – ma być elastyczne.
Tak przygotowane ciasto przykryć wilgotną ściereczką i pozostawić na co najmniej 20 minut.
W międzyczasie
przygotować farsz. Na patelni rozgrzać kilka łyżek oleju, wrzucić na niego
kumin i kolendrę, chwilę smażyć. Następnie dodać cebulę posiekaną w kosteczkę,
chilli posiekane w plasterki oraz starty imbir. Smażyć aż się zeszkli cebula.
Dodać rozgniecione ziemniaki, zielony groszek oraz przyprawy i smażyć mieszając
przez około 3 – 4 minuty. Na koniec całość doprawić sokiem z limonki, solą i
pieprzem. Farsz odstawić do wystygnięcia.
Z ciasta odrywać
kulki wielkości małej mandarynki i rozwałkowywać na cienkie placuszki o
średnicy 15 – 18 cm. Krążki przecinać na dwie równe części, brzegi każdego
kawałka zwilżyć wodą. Zwijać stożki z ciasta i zalepiać a wnętrze napełnić
hojnie farszem. Zalepić szczyt stożka i odstawić do przeschnięcia. Postępować
tak aż całe ciasto zostanie wykorzystane.
W rondlu
rozgrzać olej w takiej ilości aby samosy smażyć na głębokim tłuszczu.
Samosy smażyć
partiami aż staną się złote. Odsączać na papierowym ręczniku i podawać z
chutneyem i sosem jogurtowym.
Smacznego!!!
Ostatnio sporo pisałam o Buni i Bunię tutaj pokazywałam a przecież drugą ofiarą operacji Buni jest Filonka. Nie sądziłam, że tak bardzo będzie przeżywać to co działo się z Bunią. Najpierw bała się, że i Ją zabiorę w transporterze do weta. Potem jak wróciłam do domu sama, bo Bunia była operowana Filonka siedziała calutki czas przede mną, patrzyła mi głęboko w oczy i swoimi cudnymi ślepkami pytała: "gdzie jest Ciotka, co z Nią zrobiłaś?????" Wieczorem jak już Bunię przywiozłam do domu złe wstąpiło w Filonkę. Strzeliła w stosunku do mnie takiego focha, że w mysią dziurę powinnam się schować. Zero głaskania, ba zero prób dotknięcia, spojrzenie z mordem w oczach, strajk głodowy. Trudno w to uwierzyć, tym bardziej, że nie kochają się te moje dziewczyny ale jednak kocia solidarność istnieje. Do kocich łask wróciłam dopiero kiedy Bunia zaczęła się czuć zdecydowanie lepiej i pierwszy raz przyszła do mnie na "kocia miłość".
Prawdziwy charrakterrr pokazał mój kochany Pimpuś vel Filona vel Don Pedrusia :)
Kocham obie moje dziewczyny i życia sobie bez nich nie wyobrażam.
Pysznie przyprawione samosy.:)
OdpowiedzUsuńNiesamowita reakcja Filonki!
U nas nie ma takiej kociej solidarności.:(
Filonkowe łapeczki proszę wycałować, a Bunię wyściskać mocno!:)
Bidulka się nacierpiała...
Może Filonka jedynie się wystraszyła, że Jej tez zrobię krzywdę? Nie wiem, ale miałam nieodparte wrażenie, że ma mi bardzo za złe że Bunia źle się czuje. A samosy faktycznie aby być pyszne musza być doskonale przyprawione, bez tego są mdłe i nijakie :)
UsuńBardzo fajny pomysł, muszą być pyszne :-) dziękuje za wspólne smażenie :-)
OdpowiedzUsuńI ja dziękuję!
UsuńJak smacznie u ciebie, dziękuje za wspólne smażenie .
OdpowiedzUsuńMiło było wspólnie smażyć
UsuńBardzo apetyczne :) dziękuje za wspólne smażenie :)
OdpowiedzUsuńI ja dziękuję!
UsuńDzięki za wspólne smażenie 😃
OdpowiedzUsuńDzięki również!
UsuńUwielbiam samosy, są super . Dzięki za wspólne smażenie Basiu :-)
OdpowiedzUsuńJa też bardzo lubię, a teraz wiem, że nie ma jak domowe :) Dziękuję również!
UsuńWyglądają te Twoje samosy tak, że sama mam ochotę je przygotować. Moi Małgosia z Robertem byliby zachwyceni. Chyba się odważę i zrobię im następnym razem.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia serdeczne , dla kotów również.
Koty wygłaskane :) Nie bój się wyjdą bez problemu
UsuńSamosy nie są wcale trudne :) Ciasto robię podobnie, dodaje tylko ciut soku z cytryny, a zamiast oleju płynne masło klarowane :) Głaski dla obu kocich pań :)
OdpowiedzUsuńNie jestem wielką miłośniczką masła klarowanego więc jak nie muszę to zastępuję olejem, przepisy są podzielone - część z olejem część z masłem. Z olejem stają się wegańskie a czasem to ważne :)
UsuńKocice wygłaskane dziękuję :)
Wyglądają bardzo smacznie, mam podobne na swojej liście "do zrobienia". Dziękuję za wspólne smażenie:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMiałam zdecydowanie za długo na liście do zrobienia, teraz niedługo znów powtórzę np z innym farszem. I ja dziękuję!
UsuńNigdy nie jadłam. Na pewno smaczne!
OdpowiedzUsuńWarto spróbować, ale takie, które są dobre, czasem jadałam byle jakie i słabo doprawione, więc nie można zniechęcać się w razie czego na jednej próbie
UsuńJadłam samosy i też od dawna się przymierzam do ich zrobienia. :) Twoje wyglądają przepysznie. Dziękuję za wspólne smażenie. :)
OdpowiedzUsuńJa się do nich też jeszcze nie zabrałam, a są od dawna na mojej liście, bo je bardzo lubię.
OdpowiedzUsuńNie jadłam takich .. muszę kiedy zrobić.dzięki za wspólne smażenie.
OdpowiedzUsuń