Zupy, zupy i
jeszcze raz zupy.
To one królują
na zimowym stole.
Bez nich mój dom
wydaje się być nieprzyjazny, zwłaszcza zimą. Zaraz po przyjściu do domu można
szybko nie tylko zaspokoić głód ale przede wszystkim rozgrzać się od środka za
pomocą tego niezwykle atrakcyjnego dania.
Mój zachwyt
budzi również to, że nie ma skończonej liczby przepisów na zupy, można tworzyć
nowe smaki, kolejne wersje i wariacje. Tak jak w tym przypadku.
Dynia = Zupa.
To równanie
wydaje się być oczywiste, ale jaka zupa to już zależy wyłącznie od naszej
wyobraźni i zawartości lodówki i spiżarki. Tym razem zapraszam na wiejską
wersję zupy dyniowej.
Wiejska zupa dyniowa
ok. 1 kg dyni
(najlepiej piżmowej)
150 g surowego
boczku wędzonego
1 por
2 łyżki masła
150 ml białego
wina
1 ½ l bulionu
sól, pieprz
grzanki i
ewentualnie kwaśna śmietana do podania
Dynię obrać i
pokroić w kostkę. Boczek pokroić w kostkę, pory pokroić w półplasterki (tylko
białą i jasnozieloną część). W rondlu rozgrzać masło, wrzucić na nie boczek i
smażyć aż się zrumieni. Następnie dodać por i mieszając smażyć aż zmięknie. Na
końcu dorzucić kostki dyni. Całość smażyć przez około 5 minut, mieszając. Na
koniec wlać wino, gotować aż wino w większości wyparuje. Do rondla dodać
bulion, całość gotować przez około 15 minut aż dynia będzie miękka. Całość
doprawić solą i pieprzem. Zupę zgnieść tłuczkiem do ziemniaków, nie ma być
gładka, ma zachować wiejski charakter.
Podawać gorąca z
grzankami i ewentualnie kleksem śmietany.
Smacznego!!!
W swojej porcji
pominęłam dodatek śmietany i zupa nic nie straciła na Samku, ale to kwestia
gustu.
Nadal czekamy na
wyniki Buni, coraz niecierpliwiej, tym bardziej, że za kilka dni lecimy na
zimowe wakacje i nie będę mogła z wynikami podejść do weterynarza aby je zinterpretował.
Powoli mentalnie przestawiam się na tryb podróżny, jednak trudno mi właśnie ze
względu na Bunię. Bardzo bym chciała z pozałatwianymi i pozamykanymi sprawami
rozpocząć zimowe ładowanie akumulatorów.
Równocześnie zamykam wszystkie sprawy, aby nic nie mąciło radości podróży i odkrywania kolejnego zakątka i szukania inspiracji kulinarnych. Tych ostatnich mam nadzieję nie zabraknie.
W. już szykuje swoje rzeczy na wyjazd. Poprasował spodnie, ba te spodnie zostały wyprasowane podwójnie - żelazkiem i koteczkiem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz