W ostatnią niedzielę świętowaliśmy rocznicę ślubu, nie
jest okrągła ale bliska już srebrnego wesela (kiedy i jak te wszystkie lata
minęły????) a także moje urodziny, a te są dwukrotnością rocznicy ;) Nie była
to wielka impreza, wręcz przeciwnie. Spędziliśmy ten dzień tylko w rodzinnym
gronie. Bardzo lubię takie niedziele, niespieszne biesiadowanie, dobre
jedzenie, dobre wino i rozmowy, na które w tygodniu zawsze jest zbyt mało
czasu.
Menu było
tematyczne i obejmowało kuchnię rosyjską.
Bliny gryczane
1 ¾ szklanki
mąki gryczanej
¼ szklanki mąki
pszennej
20 g świeżych
drożdży
2 jajka
2 łyżeczki cukru
1 szklanka
ciepłego mleka
sól
Drożdże
rozprowadzić w kilku łyżkach ciepłej wody, dodać cukier i odrobinę mąki
gryczanej. Wszystko wymieszać i pozostawić pod przykryciem na kilkanaście
minut, aż drożdże się ruszą. Następnie dodać jajka, wyrabiając cały czas
dodawać naprzemiennie mleko i oba rodzaje mąk. Powinno powstać lejące ciasto,
ale gęściejsze od naleśnikowego. Posolić do smaku, wymieszać i odstawić do
wyrośnięcia.
Wyrośnięte
ciasto delikatnie (ciasto nie powinno za mocno opaść) nakładać łyżką na
rozgrzaną patelnię posmarowaną rozpuszczonym masłem. Smażyć z obu stron i
odkładać w ciepłe miejsce. Po usmażeniu wszystkich podawać z różnymi dodatkami,
np. kwaśną śmietaną, kawiorem.
Smacznego!!!
Podałam dwa
rodzaje dodatków: puszysty serek jedynie lekko posolony a do tego wędzonego
łososia, koperek i cytrynę, oraz sałatkę śledziową (drobniutko pokrojone
matjasy w oleju, posiekana cebulka i kiszone ogórki) i kwaśną śmietanę. Obie
wersje bardzo nam smakowały.
Bliny wyszły
bardzo delikatne, puszyste o lekko orzechowo-słodkawym smaku. Po prostu pyszne,
zwłaszcza dla nas bo jesteśmy wielkimi miłośnikami mąki gryczanej i kaszy
gryczanej (może z wyjątkiem W., który mąkę bardzo lubi w potrawach a kaszę
toleruje). Nie wiem czemu zawsze wydawało mi się, że to niezwykle skomplikowane
i pracochłonne danie, ale wcale tak nie jest. Owszem, trzeba czekać na
urośnięcie ciasta ale pracy jest tyle co samo smażenie blinów.
Obiad jedliśmy w ogrodzie i cały czas asystowała nam nasze ukochane footro, ale czas jaki spędziliśmy przy stole zmęczyło biedaczkę, która nie zważając na niewygodę zasnęła na twardym.
kiedyś dawno temu robiłam podobne , ale najbardziej smakowały tylko mnie :(
OdpowiedzUsuńAle tym Twoim na pewno by sie nie oparli :)
No tak, mąka gryczana jest w smaku charakterystyczna i nie każdemu smakuje. My bardzo lubimy.
UsuńAle zrobiłaś pyszne przyjęcie! Rewelacja! Ja już rocznicę 25 ślubu mam za sobą, ale za to teraźniejsza rocznica pomnożona razy dwa nie daje mojego wieku, bo mam mniej:-P
OdpowiedzUsuńPewnie jesteśmy w podobnym wieku :) kto wie, może nawet gdzieś nasze drogi się skrzyżowały we Wrocławiu
Usuńzapisuję sobie te bliny- jeszcze nigdy nie robiłam :)
OdpowiedzUsuńgratuluję podwójnej rocznicy!
a moja kicia też zaśnie byle gdzie, najważniejsze jest dla niej, że obok nas :)
Koty zawsze mnie zadziwiają tą potrzebą towarzyszenia ludziom przy zachowaniu całkowitej niezależności.
UsuńOd dawna mam ochotę na bliny. Chyba je w końcu zrobię :) http://japiernicze-biegam-i-jem.blog.pl/
OdpowiedzUsuńI zrobiłam. Oto one :) w kilku wersjach :) Może przydadzą się jako inspiracja. http://japiernicze-biegam-i-jem.blog.pl/2014/03/20/gryczane-bliny-z-grillowanymi-warzywami/
Usuń