Dzisiejsze danie
jest proste i banalne, ale z pięknymi wspomnieniami i swoją regionalną
historią.
Dzieciństwo,
chyba każdy, w jakiś sposób kojarzy z dziadkami. Ja niestety nie miałam wiele
szczęścia w tej materii. Urodziłam się kiedy moi rodzice nie należeli już do
młodzieniaszków, a ich rodzice w większości już nie żyli i to od dłuższego
czasu. Na pocieszenie została mi jedna Babcia - Mama mojej Mamy. Niestety nie
cieszyłam się Nią zbyt długo, bo zmarła zanim skończyłam 8 lat. Mimo to
doskonale pamiętam wakacje spędzane u Niej w Zawierciu, a także zimy, które
Babcia spędzała u nas w domu. Pamiętam kilka dań, które niemal wszystkie
zniknęły wraz z Babcią. Jednak była jedna potrawa, która pozostała po Babci. To
prażonki. O pochodzeniu i oryginalnej recepturze można poczytać tutaj
Ponieważ trudno
pogodzić miasto z kociołkiem, Babcia miała swoją piekarnikową wersję prażonkek.
W Zawierciu Babcia miała kuchnię węglową i tam w piekarniku prażonki dochodziły
przez wiele godzin. Ja, często idę na skróty i korzystam z patelni, smażąc
danie odpowiednio długo na małym ogniu. Tutaj jednak pokażę Wam wersję babciną.
Prażonki
1 ½ kg
ziemniaków ugotowanych (najlepiej poprzedniego dnia)
30 dag dobrej
kiełbasy (np. śląskiej)
2 duże cebule
20 dag wędzonego
boczku w cienkich plasterkach
1 łyżka smalcu
ze skwarkami
sól, pieprz
Naczynie
żaroodporne wyłożyć plastrami wędzonego boczku. Ziemniaki pokroić w niezbyt
cienkie plastry. Cebule obrać i pokroić w piórka, a kiełbasę w plasterki.
Układać warstwami: ziemniaki, cebulę, kiełbasę w naczyniu wyłożonym boczkiem.
Każdą z warstw obficie pieprzyć, a cebulę i ziemniaki dodatkowo delikatnie
solić. Ostatnią warstwą mają być ziemniaki. Na ziemniakach rozłożyć w małych
kupkach smalec ze skwarkami. Naczynie szczelnie zakryć (np. owinąć w folię
aluminiową) i wstawić do piekarnika rozgrzanego do 190 stopni na około 1 ½
godziny. Jeśli po tym czasie danie nie jest wystarczająco zrumienione odkryć i
dopiec przez kolejne 15 minut.
Podawać
koniecznie ze zsiadłym mlekiem lub kefirem
Smacznego!!!
Moje danie
niestety nie miało szansy spędzić wystarczająco dużo czasu w piekarniki i nie
osiągnęłam ulubionego stopnia przyrumienienia, ale niedoczas dopada każdego z
nas ;)
A w ramach szukania korzeni pojechałam ostatnio do Zawiercia i odnalazłam dom, w którym mieszkała moja Babcia.
Zagadnięta przeze mnie kobieta dokładnie potwierdziła moje wspomnienia. Doskonale pamiętam, które mieszkanie zajmowała Babcia i jak ono wtedy wyglądało. Magią wydawało mi się wtedy gotowanie na kuchni węglowej z fajerkami. Pamiętam ile problemu sprawiało Babci przynoszenie węgla do mieszkania na drugim piętrze. Często młodzi sąsiedzi pomagali w dźwiganiu wiadra. Ale najwspanialszym wspomnieniem były wizyty u jednej z sąsiadek, która miała niezwykle rozpieszczonego pekińczyka. To była jedyna okazja do zabawy ze zwierzątkiem bo w domu niestety nie mogłam mieć ani pieska ani kotka. Do dziś pamiętam kąpiel psiaka, który panicznie bał się wody. Aby w ogóle dał się wsadzić do miski z ciepłą wodą (w mieszkaniu nie było łazienki a jedynie kran z zimną wodą) trzeba było go przekupić smakołykami. W jego wypadku były to żółtka surowych jaj. Wylizywał je szorstkim języczkiem z palca.
Ech, to były piękne czasy....
U mojej babci też jadałam takie danie :D
OdpowiedzUsuńBabcine dania powinny wrócić na nasze stoły. Nie mówię, że mamy zrezygnować z nowości i z dań zaczerpniętych z innych kuchni (bardzo je lubię)ale o korzeniach pamiętać powinniśmy, aby nie stracić tożsamości.
UsuńMoja babcia, potem mama a teraz ja dodajemy często jeszcze liście kapusty - pychotka:)
OdpowiedzUsuńKapusta zawsze i wszędzie, następnym razem też dołożę. Dzięki za podsunięcie pomysłu :)
UsuńAno! To były czasy... Teraz ckni się za nimi, a babcie wciąż żyją w naszej pamięci.
OdpowiedzUsuńW mojej żyje tylko ta jedna, ale była na tyle wyjątkowa, że do dziś mam Jej obraz przed oczami.
Usuńcudowne są smaki wspomnień.
OdpowiedzUsuńNajlepsze na świecie :)
UsuńSmak mojego dzieciństwa :D!
OdpowiedzUsuńJak widać jest nas więcej takich, dla których to smak dzieciństwa:)
Usuń"Przekartkowałam" Twój blog z nadzieją na kolejne zdjęcia kociego futra - bardzo miło się je ogląda :) W ogóle jest tu przyjemnie, naprawdę.
OdpowiedzUsuńPS
Co robisz, żeby Ci nie uciekała sprzed obiektywu? Moje uciekają tuz przed ruchem migawki :)
Bardzo dziękuję!
UsuńA co do zdjęć futra to zauważyłam, że to Bunia decyduje czy ma "dzień dobroci dla człowieków" i wtedy pozwala się focić, w innych wypadkach czeka na otwarcie obiektywu i wtedy daje nogę ;)
Ech, piękne wspomnienia... ja niestety nie miałam szczęścia poznać moich dziadków, ale u Cioci Lili jesienią w ognisko wkładało się "Kociołek Cygański" szczelnie zadrutowany... tam na pewno była kapusta, kiełbasa, cebula i ziemniaki. Pewnie smak był podobny ;-)
OdpowiedzUsuńTy na pocieszenie miałaś swoje ukochane Ciocie i zaczarowany świat dla miastowej dziewczynki. Zazdroszczę tego drutowanego kociołka, bo to chyba prawdziwa wersja prażonek, ja znam tylko wersję babciną. A swoją drogą następnym razem obowiązkowo dam kapustę, bo jesteś już drugą osobą piszącą o tym składniku.
UsuńWitam. Wtrącę swoje trzy grosze ;-)Też miałam kochaną Babcię pochodzącą z Zawiercia:)Mam specjalny kociołek (taki żeliwny, z pokrywą zakręcana) do prażonek, które cala rodzinka uwielbia od lat.Jest to obowiązkowa potrawa na rodzinnych spotkaniach na działce, nie znam nikogo, komu tam "zawierciańska" potrawa nie smakuje, choc nie jest zbyt dietetyczna:)Kapusta jest po prostu"must have" ,to własnie o nią zawsze największa wojna wśród biesiadników:)Liście kapusty,w dużej ilości, kładziemy na wierzch potrawy, bezposrednio pod pokrywę.Natomiast nie dajemy nigdy do środka buraków czy marchewki, choc wiem,ze i taka wersja jest popularna.Podstawowy skład jest taki jak twój "babciny", niezawodny i przepyszny.Dla mnie to też smak dawnego juz dzieciństwa, dzis przygotowanie potrawy przejęły moje dorosłe dzieci.Ale smak ten sam, od lat:) Pozdrawiam serdecznie.Ewa
UsuńJak ja Ci zazdroszczę tego kociołka, mam ogród i mogłabym spróbować oryginalnej wersji dania, ale i tak następnym razem kapusta będzie obowiązkowa.
UsuńBardzo dziękuję za Twój głos i cieszę się, że to nie tylko mój smak dzieciństwa.
Pozdrawiam bardzo cieplutko!
Ja ponownie:) Taki kociołek albo bardzo podobny do mojego ( moj ma juz ponad 30 lat:) mozna zakupic w fabryce kociołkow :), jest to oczywiscie jakis wydatek, ale w koncu garnek sluzy nam na lata.
Usuńwww.porebskiekociolki.pl.Polecam i zycze wszystkim miłego dnia!
Bardzo dziękuję za linkę, muszę pooglądać i może się skuszę :)
UsuńMiłego dnia również życzę!