środa, 5 listopada 2014

Ponad tydzień diety za mną


Ponieważ należę do osób dosyć metodycznych opisywanie i usystematyzowanie różnych rzeczy pomaga mi ogarnąć rzeczywistość, to ten pierwszy niezwykle trudny tydzień diety postanowiłam tutaj podsumować:

  1. pierwsze trzy dni to totalna rozpacz i obłęd w oczach zwłaszcza w temacie śniadań
  2. chleb bezglutenowy w moim odczuciu jest niejadalny, za to makaron bezglutenowy jak najbardziej tak
  3. mleko roślinne bardzo łatwo zrobić samemu, ale jak mam pić np. owsiane to wolę nie pić żadnego ;)
  4. mogę wyprowadzić się do Azji, jadać zupy na trzy posiłki dziennie, do tego jakieś jedno bardziej konkretne danie i jestem w kulinarnym raju
  5. mam wielką nadzieję, że skutkiem ubocznym diety będzie ubytek kilku kilogramów (mam tylko nadzieję, że znikną one  z mojego brzucha a nie z twarzy czy rąk).

A teraz konkrety.
Śniadanie jest dla mnie najważniejszym posiłkiem w ciągu dnia. Musi być sycące, długo uwalniające energię w ciągu dnia, nie może być słodkie (jakimś miłym słodkim akcentem może się zakończyć, ale najpierw musi być wytrawny konkret). Wydawało mi się, że utrzymanie takiego standardy problemem nie będzie. Na pierwszy ogień poszedł chleb bezglutenowy kupiony w sklepie. Szczęśliwa zrobiłam sobie kanapki z ulubionymi dodatkami (choć z wyłączeniem masła i nabiału) i niestety okazało się, że nie jestem w stanie zjeść tego chleba. Był suchy, w ustach rozsypywał się na twarde okruszki. Miałam wrażenie, że jem piasek. Śniadania nie dojadłam. Poszłam głodna do pracy, w pracy zjadłam zawartość kanapek wyłączeniem chleba bo przy drugiej próbie tenże wydał mi się jeszcze bardziej niesmaczny. Wiem, że osoby chore na celiakię całe życie są na takim pieczywie i bardzo im współczuję. Może trafiłam pechowo z kupnym chlebem, ale postanowiłam już więcej nie eksperymentować w tej kwestii. Odstawiam chleb na tych 8 tygodni.
Następny dzień to próba zjedzenia owsianki z mlekiem roślinnym zrobionym własnoręcznie. Zrobiłam sobie mleko owsiane. To żadna filozofia, koszt niemal żaden, zatem radość podwójna. Rano niestety okazało się, że wcisnęłam w siebie większość owsianki, ale ostatnie łyżki wpychałam na siłę wmawiając sobie, że jak nie zjem to będę głodna. W pracy zjadłam banana i 3 mandarynki. Byłam głodna L
Kolejne podejście do śniadania to znów owsianka. Wyrzucona do śmieci po 3 łyżkach. Więcej nie dałam rady. W pracy sałatka z kapusty pekińskiej z odrobiną kukurydzy i papryką. Kolejny dzień byłam głodna do obiadu. Desperacja i rozpacz tchnęły we mnie pomysł, że przecież kocham zupy, a w Azji na śniadanie jada się właśnie zupy (przy obu pobytach w Azji ani razu nie zjadłam żadnego pieczywa i byłam szczęśliwa i najedzona). Postanowiłam ugotować tajską zupę śniadaniową congee. I to był strzał w dziesiątkę. Miseczka takiej rozgrzewającej i sycącej zupy nie tylko pysznie smakuje (choć myśl o kleiku ryżowym budzi wątpliwości w tej kwestii) to jest szybkim sposobem na zaspokojenie głodu rano kiedy każda minuta cenniejsza jest niż złoto.
Oczywiście nie zamierzam przez 8 tygodni jeść codziennie zupy congee, ale generalnie planuję jadać właśnie zupy. Gdzieś kiedyś słyszałam od lekarza podchodzącego holistycznie do pacjenta, że właśnie miseczka zupy na śniadanie, zwłaszcza w naszym klimacie jest śniadaniem idealnym w przeciwieństwie do kanapek. Teraz będę to sprawdzać na własnej skórze. Do pracy robię sobie jakieś sałatki, np. z tuńczykiem czy pieczoną piersią z kurczaka.
Obiady i kolacje to po prostu jeden posiłek jedzony na raty. W porze obiadu jadam generalnie zupy bo mam je ugotowane wcześniej (była zupa krem marchwiowo – ziemniaczana, pomidorowa niezabielana z makaronem bezglutenowym, ostro – kwaśna zupa chińska z makaronem ryżowym).
Natomiast kolacja to np. kasza gryczana odsmażana ze skwarkami i jajkiem sadzonym.
Gdzieś dodatkowo wyczytałam, że owoce powinno się w ogóle ograniczać i nie powinny być jedzone częściej niż raz dziennie. Ponieważ mam tak wiele ograniczeń, że jedno więcej czy mniej nie robi różnicy. Tym sposobem jadam je w pracy jako małą przyjemność. Najczęściej jest to mała kiść winogron i banan.

A efekty wyrzeczeń????

Powiem krótko: są i to pozytywne. Wiem, że bycie na diecie to stan umysłu a nie tylko fizyczne wpychanie określonego jedzenia do żołądka, ale jestem przekonana, że diagnoza postawiona była prawidłowo a i sposób łagodzenia dolegliwości jest jak najbardziej trafiony. To nastraja mnie pozytywnie i mobilizująco, dodatkowo mobilizuje myśl, że może kilka kilogramów pójdzie sobie precz (jest taka realna możliwość).
Tak sprytnie wyliczyłam czas trwania diety, że na Boże Narodzenie będę już mogła powoli wprowadzać do jadłospisu niewielkie ilości niektórych zabronionych produktów i tej myśli się trzymam J  



PS 1. Ogórki są generalnie dozwolone, ale ponieważ dietę opracowali Australijscy lekarze to nie uwzględnili ogórków kiszonych. Zaryzykowałam i zjadłam, niestety trafiły na moja listę produktów zakazanych.

PS 2 próbowałam zrobić tortille meksykańskie z mąki kukurydzianej – totalny niewypał, poprzestanę przy naleśnikach gryczanych.



Taka aura panowała 1 listopada, a dzisiaj termometr w samochodzie pokazywał 18 stopni :)

16 komentarzy:

  1. Z tymi dietami i odchudzaniem to jest tak,że znika waga nie tam gdzie chcemy buuuu...
    Najpierw z biustu ech...
    A z brzucha nie...:-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie najpierw leci pyszczek, niestety nie odejmuje mi to lat :( teraz odchudzenie ma być jedynie skutkiem ubocznym ;)

      Usuń
  2. Basiu, ja od kilku lat jem zupy na śniadanie, a jesienią i zimą również na drugie śniadanie:)
    Nie dlatego, że muszę, tylko dlatego, że tak mi wygodniej, no i zdrowo oczywiście;)
    Jeżeli nie lubisz owsianki z mlekiem roślinnym, spróbuj zrobić ją na rosole, wytrawnie, z warzywami.
    Ja taką owsiankę uwielbiam:)
    Twoja wytrwałość na pewno zostanie nagrodzona, nie daj się więc:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, ja jakoś wcześniej na pomysł zup na śniadanie nie wpadłam :) Nie zamierzam się dać ;)

      Usuń
  3. Witaj. Jestem na diecie bezglutenowej 3 miesiące. Wprowadziłam ją sama, żeby zobaczyć jak zareaguje mój układ pokarmowy. Narazie rewelacja. Ja jem bo tak chcę ale moja mama mówi, że wszystkie wypieki smakują jak "piasek" :D Próbowałaś upiec chleb drożdżowy na mące gryczanej? Mąka kukurydziana jest świetna w kruchym cieście ;D Pozdrawiam i życzę zdrowia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie to bardziej skomplikowana dieta, bo kruchego zrobić nie mogę, bo z tłuszczy mogę oleje i oliwy, żadne masła czy margaryny nie wchodzą w grę (laktoza). Chleb gryczany piekłam zanim byłam na diecie, ale jednak z dodatkiem mąki pszennej aby struktura ciasta była dobra - gluten jednak czyni cuda ;) Ponieważ dieta jest czasowa to jakoś dam radę a potem prawdopodobnie uda mi się wrócić do pszenicy

      Usuń
  4. Tak, gluten czyni cuda :) Całe lato w zasadzie jadłam kaszę gryczaną i jaglaną na zmianę z ryżem z przeróżnymi warzywami. I makaron ryżowy też ułatwia życie:) A zupy są świetną prpozycją o każdej porze dnia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaglanej organicznie nie znoszę, więc pozostaje mi gryczana i ryż, ale już spokojnie daję radę :)

      Usuń
  5. Ja od niedawna jadam zupy na śniadanie, albo coś innego ciepłego. Czuję się lepiej po wyjściu z domu i dłużej jestem syta. :))
    Powodzenia Basiu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) A zupa na śniadanie coraz bardziej mi się podoba :)

      Usuń
  6. Basiku-mam nadzieję, że powoli znajdziesz dla siebie odpowiednie dania. Mi też pomysł z zupami na śniadanie bardzo się spodobał :) Mam ochotę na spróbowanie. Najważniejsze, że dieta przynosi efekty :) Trzymam kciuki , pozdrawiam serdecznie M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli też zaczynasz na śniadania żywić sie zupami???

      Usuń
  7. Podziwiam i to baaardzo. Ja też mam listę zakazanych produktów.
    U mnie z konsekwencją bywa różnie... Niestety...
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konsekwencja u mnie normalnie też bywa różna, potem pewnie czasem zjem to i owo nawet licząc się ze skutkami ubocznymi, na razie jednak jestem niezłomna :)

      Usuń
  8. trzymam kciuki! mocno, tym bardziej, ze od 3 listopada tez stosuję dietę low FODMAP :)
    Efekt już był po kilku dniach, zniknęło życie równoległe ( w jelitach). ;)
    Ciężko na początku się ogarnać z przepisami, tez chodziłam głodna, ale z każdym dniem jest łatwiej.
    Powodzenia!
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie ja już nie mam problemu z menu ;) a jak określiłaś "życie równoległe" u mnie też niemal zniknęło.
      Tobie również życzę powodzenia!

      Usuń