wtorek, 18 września 2012

Szop pracz – smaczny??? „Życie jak w Tochigi” – recenzja subiektywna




Jak wiele wiemy o codziennym życiu na japońskiej prowincji? Ile stereotypów o Japonii i Japończykach mamy wdrukowanych w nasze przekonania? Jak odbierani i jak traktowani są obcokrajowcy w Kraju Kwitnącej Wiśni? Muszę przyznać uczciwie, że nic nie wiedziałam na ten temat. W ogóle Japonia w mojej świadomości jako interesujące miejsce na Ziemi pojawiła się dopiero po poznaniu Pani Małgosi, o czym pisałam tutaj i tutaj. Jak widać było to stosunkowo niedawno. Wcześniej kojarzyłam ten kraj wyłącznie z Szogunami, niezwykle mocno rozwiniętą technologią i rzeszami Japończyków gremialnie zwiedzających Europę, fotografującymi wszystko co popadnie.
Kiedy zobaczyłam w księgarni książkę Anny Ikedy „Życie jak w Tochigi. Na japońskiej prowincji” i przeczytałam słowa wstępu napisane przez autorkę wiedziałam, że muszę ją przeczytać i będzie to wspaniała przygoda z innym światem. Intuicja mnie nie zawiodła. Czytając, a raczej pochłaniając kolejne strony na zmianę przecierałam ze zdumienia oczy, albo wybuchałam gromkim śmiechem, niejednokrotnie ryczałam ze śmiechu równocześnie przecierając oczy. Wiele fragmentów czytałam wielokrotnie, moi Panowie często pytali co mnie tak bardzo rozbawiło. Po chwili śmialiśmy się już razem po głośnym odczytaniu kolejnej strony. 
Co najbardziej mnie rozbawiło?
Apokaliptyczna ;) wizja ewakuacji w czasie silnego trzęsienia Ziemi. Tu już nie śmiałam się, ale ryczałam ze śmiechu aż rozbolał mnie brzuch.


Nawet teraz kiedy lekturę mam już za sobą wielokrotnie zaglądałam do książki, choćby po to aby ponownie popatrzeć na wspaniałe zdjęcia, doskonale dobrane do wartko płynącej opowieści o odmienności kulturowej, codziennych zmaganiach z prozą życia (na przykład brakiem centralnego ogrzewania przy całkiem mroźnych zimach), o zadziwiających czasem świętach ale przede wszystkim o mentalności Japończyków. Jako miłośniczka kulinariów z wielkim zainteresowaniem czytałam o tradycyjnych daniach jak i o mniej typowych smakołykach. Podobnie jak autorkę zaskoczył mnie fakt, ze szopy pracze (skądinąd śliczne i sympatyczne dla mnie zwierzaki) mogą stanowić posiłek. Nie ma tu zadęcia, nie ma krytykanctwa, za to znaleźć można sporo ciepłej sympatii do Kraju Kwitnącej Wiśni i Jego Mieszkańców wypływającej z niemal każdego wiersza .
Generalnie, jeśli lubicie czytać o życiu innych,  bawi Was spojrzenie na świat z przymrużeniem oka i nie straszne są Wam „dziwności” japońskiego świata, koniecznie przeczytajcie książkę Anny Ikedy.


13 komentarzy:

  1. Kupuję natychmiast! Myślę, że w przyszłym roku polecimy do Japonii, mieliśmy to zrobić już w zeszłym ,ale przyszło tsunami...

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie autorka tego bloga jest autorką książki (o czym dowiedzialam sie czytając w necie recenzje, teraz już na tamtym blogu mam zamiar bywać często).
    Bardzo proszę, Pani Małgosia jest Osobowością i nawet dla Niej samej warto się wybrać na zajecia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Basiu blog odwiedzam a książke nabęde czym predzej, pozdrawiam jesiennie:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz już będę odwiedzać bloga autorki :)
      Niestety jesiennie ;)

      Usuń
  4. Właśnie odpisała Pani Małgosia. Warsztaty były. Rok temu:)) Ona sama teraz doszkala się za granica. Więc będę czekała na jej powrót:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiem, że studiuje w Szwajcarii hotelarstwo bodajże, miałam nadzieję, że już skończyła studia i znów zacznie organizować spotkania "Planety Azji". Warto cierpliwie poczekać na Nią :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki Twojej recenzji, kupię tę książkę na pewno:)
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  7. Basiu,chwilę temu ksiązkę zamówiłam w Empiku. Dzięki za podpowiedź. Lecimy do Japonii 5 kwietnia.Pozdrawiam. alan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Wam zazdroszczę!!!! Jak wrócicie odezwij się, bardzo jestem ciekawa wrażeń :)

      Usuń
  8. do kwietnia jeszcze daleko, a Poznań jest zdecydowanie bliżej niż Tokio :)))))alan

    OdpowiedzUsuń
  9. Ta anegdotka o szopie praczu to faktycznie mnie zaskoczyła ;). Chciałabym widzieć jej minę, jak dzieciaki tego zwierzaka z przymiotnikiem "smaczny" skojarzyły ;).

    Żałuję tylko, że ta książka nie składa się z większej ilości anegdotek. Te historyczne fragmenty jakoś mi się takie urwane z choinki wydawały. W końcu miało być o jej życiu w Japonii, a nie o historii Japonii...

    http://zakamarek2013.blogspot.com/2014/01/zycie-jak-w-tochigi.html

    OdpowiedzUsuń