W tym tygodniu
W. będzie obchodził imieniny, więc bardzo chciałam upiec jakieś bardzo odświętne
ciasto, które jednocześnie będzie z owocami. Podsunięto mi ten przepis i
spodobał mi się od pierwszego spojrzenia. Ciasto upiekłam bez problemu z
podanych proporcji i wyszło bardzo smaczne, jednak przy kremie urodziły się
wątpliwości co do proporcji i zmieniłam je po swojemu i całe szczęście. Dzięki
temu, że pominęłam dodatkowe mąki i pół kostki masła krem jest na granicy
przyjemnej konsystencji. Nie obrazilibyśmy się gdyby był jeszcze trochę
bardziej lekki i delikatny, ale jest dobry. Z mąkami i dodatkowym masłem byłby
dla nas zdecydowanie zbyt ciężki i gęsty, ale to kwestia gustu.
Kora orzechowa
Na ciasto:
100 g orzechów włoskich
siekanych
100 g orzechów włoskich
zmielonych
100 g rodzynek
100 g wiórków kokosowych
100 g drobnego cukru
8 białek
4 żółtka (pozostałe 4 żółtka
użyjemy do kremu)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
Na masę:
duża puszka brzoskwiń
2 opakowania budyniu
śmietankowego
250 ml mleka
250 ml soku z brzoskwiń
(odcedzić puszkę brzoskwiń, jeżeli ilość soku jest niewystarczająca uzupełnić
wodą)
2 łyżki cukru lub więcej jeśli
użyjemy budyniu bez cukru, krem dosładzamy wedle smaku
cukier waniliowy
4 żółtka
1 kostka bardzo miękkiego masła
Zaczynamy przygotowania od ciasta. Białka ubijamy na
sztywną pianę, następnie dosypujemy stopniowo cukier cały czas ubijając białka.
Dodać żółtka, dokładnie ubić całość. Do masy dodać pozostałe składniki i
delikatnie wymieszać. Blaszkę 24 x 28 cm wyłożyć papierem do pieczenia, ciasto
podzielić na dwie równe części. Pierwszą wyłożyć do formy, piec w 180 stopniach
przez 20 minut. Tak samo upiec drugą cześć ciasta.
Kiedy ciasto stygnie przygotować krem. Budynie ugotować z
cukrem i cukrem waniliowym oraz z żółtkami w mleku i soku z brzoskwiń. Masę
wystudzić pod przykryciem, ale nie całkowicie a jedynie do stanu kiedy budyń
stanie się letni. Mikserem ubić masło na puch a następnie dodawać porcjami
budyń. Następną łyżkę dodawać kiedy poprzednia dostanie dobrze wrobiona w masę.
Brzoskwinie odsączyć, osuszyć na ręczniku papierowym i pokroić w kostkę. Dodać
do kremu, całość wymieszać.
Przygotowany krem rozsmarować na jednym blacie ciasta,
przykryć drugim, lekko docisnąć i wstawić do lodówki na kilka godzin. Przed
podaniem posypać cukrem pudrem i można podawać.
Smacznego!!!
Wiosna na
całego. Bunia rwie się na dwór w sposób niewyobrażalny. Kupiłam szelki i smycz.
Postanowiłam wyprowadzać Ją do ogrodu i tam zostawiać przywiązaną do palika.
Pomysł okazał się dobry o tyle, że Bunia zaakceptowała szelki i smycz, na
dworze przyjemnie się wygrzewa na słoneczku. Niestety nie wiem jakim sposobem,
ale wylazła z szelek. Byłam przekonana, że dała nogę i poszła na gigant.
Niespiesznie wyszłam do ogrodu i ze zdumieniem zobaczyłam, że kocia Panna
siedzi na progu i wchodzi sama do domu. Z jednej strony odetchnęłam z ulgą z
drugiej wiem, że gdyby była zdrowa i miała siłę to poszłaby w długą i nie
prędko by wróciła.
Zrobiliśmy
kontrolne badania krwi i z jednej strony jest dobrze. Enzymy wątrobowe, które
były tak bardzo wysokie wróciły do normy, ale morfologia nadal jest zła, a
nawet niekiedy jeszcze gorsza (ilość leukocytów jeszcze zmalała a i tak była
poniżej normy) ilość czerwonych krwinek jest ponad normę no i bardzo
niepokojąco wzrosła fosfataza alkaliczna, która poprzednio była w normie. Bunia
przybrała na wadze, aż nadto więc musimy ograniczyć ilość jedzenia. Weterynarz
na razie się nie wypowiada co się dzieje, kazał nie martwić się na zapas, bo
powiedział, że to niczego nie przesądza, ale powiem szczerze, że znów
przestałam optymistycznie patrzeć na zdrowie Buni. Naczytałam się w internecie o czym to może świadczyć i boję się. Dalej dietujemy, dalej
podajemy leki i za miesiąc ponawiamy badania. Ciekawe ile osób będzie
potrzebnych do pobrania krwi – teraz w sumie 4 osoby walczyły z jednym małym
koteczkiem. Strat w ludziach większych nie zanotowano, jedynie kilka
pomniejszych.
I jeszcze trochę
wiosny dla pokrzepienia serc.
I jeszcze zapowiedź ciasta, na które nigdy nie mogę się doczekać wiosną ;)
Powiem tak: mimo że przed chwilą pochłonęłam solidny kawałek drożdżowego z dyni i czeka na mnie magdalenka miodowo-migdałowa to i tak prawie się zaśliniłam na widok Twojego ciasta. Czym prędzej zachomikowałam sobie przepis. :)))
OdpowiedzUsuńZa Bunię trzymam dalej kciuki. W sumie wet ma rację - nie należy się martwić na zapas, wiem coś o tym. ;)
Oj, te przejawy wiosny. Powinnam też jakieś wrzucić na bloga, tylko jak pomyślę o obróbce zdjęć, których mam za dużo... A w tym czasie tyle książek kusi. :D
Dziękuję za miłe słowa na temat ciasta i za kciuki jeszcze bardziej dziękuję!
UsuńNie ustaję w trzymaniu kciuków za Bunię. Też mam, niestety, zwyczaj zamartwiania się na zapas. Nie wiem czy u Ciebie Basiu pisałam o tym, a jeśli tak to przepraszam. Kot mojej mamy przyszedł raz z rozwalonym ogonem. Zszyli mu go i kazali nie wypuszczać kilka dni z domu. Strasznie to przeżywał i demolował mieszkanie. Skakał po firankach, miauczał okropnie. Miał założony kołnierz żeby nie porozwalał szwów. Mama, za moją namową, przypięła mu do kołnierza smycz, zapięła ciasno obrożę i poszła z nim na podwórko. Według mamy nie było możliwości, żeby mógł łepetynę przecisnąć przez obrożę. A jednak przecisnął. Kiedy wrócił połowy szwów nie było, a ogon musiał być amputowany. Widać i po Twojej Buni, że dla chcącego /kota/ nic trudnego.
OdpowiedzUsuńJoanna
Oj, to faktycznie kot Twojej Mamy ma niezły charakter, ale to kocur i chyba dlatego. Bunia w domu tylko wyje i płacze, demolki nie odstawia.
UsuńBasiu, nieustajace kciuki za Bunie! :*
OdpowiedzUsuńA na rabarbar tez juz czekam niecierpliwie! Sprawdze we wtorek, co nowego w tym temacie na farmie :)
Pozdrawiam serdecznie i milego tygodnia zycze!
Dziękujemy za kciuki!
UsuńNa rabarbar też czekam z utęsknieniem, bo to namacalny znak, że wiosna w pełni i wakacje coraz bliżej.
Bunia trzymaj się !!!!
OdpowiedzUsuńCiasto wygląda i zapewne smakuje pysznie. Orzechowe to musi być wspaniałe :-)))
Na rabarbar też czekam. Ale oznaką wiosny jest zawsze dla mnie tez zupa szczawiowa z prawdziwego dzikiego szczawiu z łąki ... raz w maju musi być :-)))
Rabarbar to coś tak dziwnego i tak pysznego, że życia bez niego nie ma. A szczaw już jest.
UsuńBasiku, kciuki za Bunie nadal trzymam. Ciast wyglada ciekawie. Musze mu sie blizej przyjrzec :) Co do wiosny, to piekna. zazdroszcze swojego rabarbaru.
OdpowiedzUsuńCiasto jest bardzo smaczne, a krem jak lubisz luźniejszy to trochę zrób rzadszy
UsuńJestem pod wrażeniem, jak Bunia ładnie znosi szelki!
OdpowiedzUsuńKiedy ubrałam Antka w szelki, zrobił się płaski,
przycisnął do ziemi i zaczął na mnie burczeć;)
Próbowałam kilka razy, ale nic z tego nie wyszło.
Kciuki za zdrowie Buni trzymam nieustannie:)
Ja też jestem pod wrażeniem. Nigdy bym Jej o to nie posądzała, ale to chyba choroba w ten sposób też się objawia niestety.
UsuńCiacho wygląda wspaniale, te słoneczne kawałeczki brzoskwiń kuszą ogromnie :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że z Bunią będzie coraz lepiej, trzymam mocno palce :)
Bardzo bym tego chciała, ale są chwile kiedy dopadają mnie wątpliwości.
UsuńKot potrafi uwolnić się z każdych szelek. Dużo jest z tego tragedii, że ludzie o tym nie wiedzą. Fajnie, że nie poszła w długą :)
OdpowiedzUsuńCiasto kusi mnie jeszcze bardziej niż babka z następnego przepisu. Rozumiem, że polecasz? Hmmm
Czekam z utęsknieniem, aż wrócę do domu i zaraz chcę coś upiec :)
Ciasto jest efektowne i bardzo smaczne, ale jak napisałam następnym razem "rozluźnię" trochę krem - dam ciut więcej płynów i żółtek dam 3 zamiast 4 i powinno być super.
UsuńMoje koty (miałam jednego który tak wychodził do ogrodu chyba ze dwa lata) nigdy z szelek nie wyszły aż do teraz, Bunia to zdolna bestia :)
To fajnie, że napisałaś, bo kupiłam już składniki i jeśli będę się czuła dobrze, to je upiekę.
UsuńZ tymi kotami to tylko dobrze mieć świadomość, że kot ze względu na swoją budowę stawową potrafi wyswobodzić się z najciaśniej zapiętego puszorka. (puszorek to śliczne słowo :-))
Śliczne i takie wielkopolskie ;)
Usuńsuper
OdpowiedzUsuń