Połowa lat
siedemdziesiątych.
Pełnia lata.
Kilkuletnia
dziewczynka wraz z rodzicami i sporo starszym bratem spędza pierwsze wakacje w
kraju kapitalistycznym, z resztą to pierwsze takie wakacje całej rodziny. Tato
dziewczynki to pasjonat podróży, zwiedzania a przy tym wspaniały organizator i
planista. Choć to ostatnie nie zawsze było przez pozostałych członków rodziny
mile widziane. Każda minuta była zaplanowana, mało tego, minut zawsze było za
mało na zobaczenie kolejnego kościoła, obrazu czy rzeźby. Podobnie było z
dewizami, bo tak mówiło się o pieniądzach innych niż złotówki. Nie wydawało się
ani centa bez wielkiej potrzeby. Jedynie benzyna, noclegi na kempingu należały
do akceptowanych wydatków, pozostałe wymagały głębokiego przemyślenia. Przecież
trzeba było przywieźć do Polski stosowną ilość dolarów, aby za jakiś czas znów
móc starać się o paszport na wyjazd do krajów kapitalistycznych. Jak Rodzice zdobyła wymagane legalne dolary na swój pierwszy wyjazd Dziewczynka nie dowie
się już nigdy, komu „posmarowali” aby to Oni byli szczęśliwymi
wybrańcami oficjalnych „przydziałów” też się nie dowie, ale przydział się znalazł.
Tym sposobem mała Dziewczynka znalazła się w Rzymie.
Tym sposobem mała Dziewczynka znalazła się w Rzymie.
Upał, słońce,
rozgrzane do niewyobrażalnych temperatur powietrze i kamienne mury wielkich
budynków nie stanowią środowiska idealnego dla małego dziecka na wakacjach.
Jednak Ona chyba już wtedy załapała bakcyla od swojego Taty i była ciekawa tego
co można znaleźć w innych miejscach na świecie. Nie zawsze potrafi jeszcze cierpliwie
wędrować od kościoła do kościoła, od ruin do palazzo, podziwiać kolejne piazza,
ale ciekawość świata już w Niej jest.
Po latach nie
potrafi opowiedzieć co i kiedy widziała, ale wspaniałe i wyjątkowe obrazy tkwią
w Jej głowie i sercu w sposób niewymazywalny. Nie wszystko potrafi po latach
nazwać i zlokalizować.
W pamięci ma
obraz pięknych, niezwykle wysokich schodów z ogromną ilością kwiatów, po których dumnie kroczą eleganccy
Rzymianie i przemykają z zachwytem turyści. Atmosfera miejsca jest wyjątkowa.
Gracja i elegancja tego wyjątkowego miejsca są dla Dziewczynki z
komunistycznego, zaniedbanego kraju, zachwycające.
W napiętym
planie Taty Dziewczynki nie było miejsca na pójście na basen czy pojechanie na
plażę, przynajmniej jeszcze nie teraz, ale dziewczynka ma i tak wspaniałą
zabawę. Rozbryzgująca się woda daje ochłodę, ale największą frajdę sprawia
dziewczynce możliwość moczenia nóg i brodzenia w dolnej części fontanny. Nie
jest w tej zabawie odosobniona. Inne dzieci też traktują misę fontanny jak
basen kąpielowy, a dorośli chętnie siadają na obrzeżach i moczą nogi zmęczone
od wędrowania po mieście w upalny dzień. Eh, gdyby nie napięty plan zwiedzania
Dziewczynka już by się stąd nie ruszyła. Na koniec wrzuca do wody pieniążek –
tak aby jeszcze kiedyś tu wrócić a może znów się kąpać w tak nietypowym
basenie? Wróżba się spełnia. Dziewczynka jeszcze dwukrotnie odwiedzi to
miejsce, a może i więcej razy?
Koty, całe
mnóstwo kotów.
Szare, łaciate,
rude, duże i całkiem malutkie. Wygrzewające się w każdym zakamarku tego dziwnego
miejsca, przemykające pomiędzy murami i ludźmi. Tato opowiada dziewczynce o
tym, że kiedyś tutaj ludzie walczyli z lwami na śmierć i życie i, że tutaj
pierwsi chrześcijanie musieli walczyć o swoje życie. Ale w tej chwili dla
Dziewczynki ważniejsze są koty, które można pogłaskać i się z nimi pobawić.
Jest ich tyle, że każdy zwiedzający jakby tylko chciał miał „swojego” do
głaskania. Ale nie każdy docenia taką atrakcję.
Dziewczynka
myśli, że to najwspanialsze miejsce na świecie, w domu przecież nie ma żadnego
zwierzątka.
Wystające z
ziemi kamienie, jakieś kawałki kolumn i rozwalonych fragmentów budynków. Tato
jest zachwycony, mówi coś o wielkim bogactwie i potędze, o jakieś wielkiej
cywilizacji. Ale co to ta cywilizacja Dziewczynka nie bardzo rozumie. Kilka
kamieni, trochę ruin, nie widać tu przecież żadnej potęgi, raczej jakieś nudne
miejsce niegodne uwagi.
Na szczęście
palące słońce zmusza rodzinę do dalszej wędrówki. Pić się chce niewyobrażalnie.
Dziewczynka jeszcze nie wie co to coca – cola, zna smak kompotów gotowanych
przez Mamę czy Babcię, więc smak zimnej wody wypływającej ze śmiesznych, czasem
przerażających rurek w różnych miejscach jest w tym momencie najwspanialszy na
świecie. Po odkryciu takiego wspaniałego wynalazku Dziewczynka pilnie rozgląda
się dookoła w poszukiwaniu kolejnych dziwnych miejsc z zimną wodą. Chyba z
każdego takiego źródełka musi zaczerpnąć choćby łyk.
Basiu, pięknie opowiedziane... czekam dalszych przygód:)) ...juz wiem po kim Cie tak gna po swiecie:)...i dlaczego kochasz koty:))
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńJa wtedy chyba jeszcze nie wiedziałam, że koty są moją miłością.
Ciekawa opowiesc... Jak to czlowiek nie zdaje sobie sprawy ze oczami dziecka wszystko inaczej wyglada. Czekam na wiecej.
OdpowiedzUsuńMiło mi, że jeszcze nie zanudziłam :)
UsuńA z wycieczki Dziewczynka przywiozła swojej starszej sąsiadce różowy, ażurowy wachlarz! Ależ to było przeżycie <3
OdpowiedzUsuńTak strasznie mocno starszej ;) a ja zupełnie zapomniałam o wachlarzu, ale teraz już pamiętam ;)
UsuńWachlarz był wprawdzie z San Marino, ale nie jestem pewna, czy doczekam Waszej wycieczki do tej malutkiej Republiki ;-)
UsuńPodziwiam pamięć :) Ja teraz już pamiętam jak straszliwie był różowy i tak nieprawdopodobnie piękny w moich oczach ;)
UsuńJak to sie percepcja zmienia z wiekiem. A jakie wspomnienia wspaniałe o tacie ....
OdpowiedzUsuńCzekam na cd .... ;-)))
Fajnie jest skonfrontować swoje wspomnienia z dzieciństwa z dorosłym spojrzeniem na świat.
UsuńTato był wyjątkowym człowiekiem, można było o Nim mówić "człowiek renesansu". Mimo, że nie ma Go już ze mną od 7,5 roku nadal bardzo mi Go brakuje.
Rozumiem .... mojego tez juz nie ma wiele lat ... a myślę o nim codziennie.
Usuńwow ale widoki :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam :)
obserwuję, moze i Ty zaobserwujesz ?:)
Miło mi, dziękuję
UsuńŚliczna opowieść, ładnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńCzuję się zawstydzona, ale cieszę się że się podoba :)
UsuńMoje Włochy, mój Rzym... spędziłam tam 2 cudowne lata :)
OdpowiedzUsuńTo musiały być wspaniałe dwa lata.
UsuńI ja tak jeździłam z rodzicami. Musiałam obejść się smakiem patrząc na innych pijących colę, lub fantę. Jednak miło to wspominam, jak Ty.
OdpowiedzUsuńA mój Brat zbuntował się wtedy i powiedział, że nie będzie tak jeździł już nigdy jeśli nie będzie mógł smakować wszystkiego. I dopiął swego :)
UsuńJa też odczułam satysfakcję pijąc kawę w kawiarni na głownym placu w Wenecji... Ale tamte wspomnienia mają inny smak...
UsuńOwszem żal mi było, że lody były towarem zakazanym bo zbytek za zbyt duże pieniądze, ale nigdy chyba nie odczuwałam wielkiego żalu że nie mogę sobie na przyjemności pozwolić, sam fakt podróżowania był wystarczająco atrakcyjny abym zapomniała o braku kasy.
UsuńSatysfakcję odczułam dopiero nie tak dawno we Francji, kiedy mogłam w restauracji jeść na co miałam ochotę bez patrzenia na cenę.