środa, 5 czerwca 2013

Rzym oczami dziecka


Połowa lat siedemdziesiątych.
Pełnia lata.
Kilkuletnia dziewczynka wraz z rodzicami i sporo starszym bratem spędza pierwsze wakacje w kraju kapitalistycznym, z resztą to pierwsze takie wakacje całej rodziny. Tato dziewczynki to pasjonat podróży, zwiedzania a przy tym wspaniały organizator i planista. Choć to ostatnie nie zawsze było przez pozostałych członków rodziny mile widziane. Każda minuta była zaplanowana, mało tego, minut zawsze było za mało na zobaczenie kolejnego kościoła, obrazu czy rzeźby. Podobnie było z dewizami, bo tak mówiło się o pieniądzach innych niż złotówki. Nie wydawało się ani centa bez wielkiej potrzeby. Jedynie benzyna, noclegi na kempingu należały do akceptowanych wydatków, pozostałe wymagały głębokiego przemyślenia. Przecież trzeba było przywieźć do Polski stosowną ilość dolarów, aby za jakiś czas znów móc starać się o paszport na wyjazd do krajów kapitalistycznych. Jak Rodzice zdobyła wymagane legalne dolary na swój pierwszy wyjazd Dziewczynka nie dowie się już nigdy, komu „posmarowali” aby to Oni byli szczęśliwymi wybrańcami oficjalnych „przydziałów” też się nie dowie, ale przydział się znalazł.
Tym sposobem mała Dziewczynka znalazła się w Rzymie.
Upał, słońce, rozgrzane do niewyobrażalnych temperatur powietrze i kamienne mury wielkich budynków nie stanowią środowiska idealnego dla małego dziecka na wakacjach. Jednak Ona chyba już wtedy załapała bakcyla od swojego Taty i była ciekawa tego co można znaleźć w  innych miejscach na świecie. Nie zawsze potrafi jeszcze cierpliwie wędrować od kościoła do kościoła, od ruin do palazzo, podziwiać kolejne piazza, ale ciekawość świata już w Niej jest.
Po latach nie potrafi opowiedzieć co i kiedy widziała, ale wspaniałe i wyjątkowe obrazy tkwią w Jej głowie i sercu w sposób niewymazywalny. Nie wszystko potrafi po latach nazwać i zlokalizować.

W pamięci ma obraz pięknych, niezwykle wysokich schodów z ogromną ilością  kwiatów, po których dumnie kroczą eleganccy Rzymianie i przemykają z zachwytem turyści. Atmosfera miejsca jest wyjątkowa. Gracja i elegancja tego wyjątkowego miejsca są dla Dziewczynki z komunistycznego, zaniedbanego kraju, zachwycające.



W napiętym planie Taty Dziewczynki nie było miejsca na pójście na basen czy pojechanie na plażę, przynajmniej jeszcze nie teraz, ale dziewczynka ma i tak wspaniałą zabawę. Rozbryzgująca się woda daje ochłodę, ale największą frajdę sprawia dziewczynce możliwość moczenia nóg i brodzenia w dolnej części fontanny. Nie jest w tej zabawie odosobniona. Inne dzieci też traktują misę fontanny jak basen kąpielowy, a dorośli chętnie siadają na obrzeżach i moczą nogi zmęczone od wędrowania po mieście w upalny dzień. Eh, gdyby nie napięty plan zwiedzania Dziewczynka już by się stąd nie ruszyła. Na koniec wrzuca do wody pieniążek – tak aby jeszcze kiedyś tu wrócić a może znów się kąpać w tak nietypowym basenie? Wróżba się spełnia. Dziewczynka jeszcze dwukrotnie odwiedzi to miejsce, a może i więcej razy?




Takich dziecięcych basenów na trasie było więcej.




Koty, całe mnóstwo kotów.
Szare, łaciate, rude, duże i całkiem malutkie. Wygrzewające się w każdym zakamarku tego dziwnego miejsca, przemykające pomiędzy murami i ludźmi. Tato opowiada dziewczynce o tym, że kiedyś tutaj ludzie walczyli z lwami na śmierć i życie i, że tutaj pierwsi chrześcijanie musieli walczyć o swoje życie. Ale w tej chwili dla Dziewczynki ważniejsze są koty, które można pogłaskać i się z nimi pobawić. Jest ich tyle, że każdy zwiedzający jakby tylko chciał miał „swojego” do głaskania. Ale nie każdy docenia taką atrakcję.
Dziewczynka myśli, że to najwspanialsze miejsce na świecie, w domu przecież nie ma żadnego zwierzątka.






Wystające z ziemi kamienie, jakieś kawałki kolumn i rozwalonych fragmentów budynków. Tato jest zachwycony, mówi coś o wielkim bogactwie i potędze, o jakieś wielkiej cywilizacji. Ale co to ta cywilizacja Dziewczynka nie bardzo rozumie. Kilka kamieni, trochę ruin, nie widać tu przecież żadnej potęgi, raczej jakieś nudne miejsce niegodne uwagi.






Na szczęście palące słońce zmusza rodzinę do dalszej wędrówki. Pić się chce niewyobrażalnie. Dziewczynka jeszcze nie wie co to coca – cola, zna smak kompotów gotowanych przez Mamę czy Babcię, więc smak zimnej wody wypływającej ze śmiesznych, czasem przerażających rurek w różnych miejscach jest w tym momencie najwspanialszy na świecie. Po odkryciu takiego wspaniałego wynalazku Dziewczynka pilnie rozgląda się dookoła w poszukiwaniu kolejnych dziwnych miejsc z zimną wodą. Chyba z każdego takiego źródełka musi zaczerpnąć choćby łyk.



c. d. nastąpi...

21 komentarzy:

  1. Basiu, pięknie opowiedziane... czekam dalszych przygód:)) ...juz wiem po kim Cie tak gna po swiecie:)...i dlaczego kochasz koty:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Ja wtedy chyba jeszcze nie wiedziałam, że koty są moją miłością.

      Usuń
  2. Ciekawa opowiesc... Jak to czlowiek nie zdaje sobie sprawy ze oczami dziecka wszystko inaczej wyglada. Czekam na wiecej.

    OdpowiedzUsuń
  3. A z wycieczki Dziewczynka przywiozła swojej starszej sąsiadce różowy, ażurowy wachlarz! Ależ to było przeżycie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak strasznie mocno starszej ;) a ja zupełnie zapomniałam o wachlarzu, ale teraz już pamiętam ;)

      Usuń
    2. Wachlarz był wprawdzie z San Marino, ale nie jestem pewna, czy doczekam Waszej wycieczki do tej malutkiej Republiki ;-)

      Usuń
    3. Podziwiam pamięć :) Ja teraz już pamiętam jak straszliwie był różowy i tak nieprawdopodobnie piękny w moich oczach ;)

      Usuń
  4. Jak to sie percepcja zmienia z wiekiem. A jakie wspomnienia wspaniałe o tacie ....
    Czekam na cd .... ;-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie jest skonfrontować swoje wspomnienia z dzieciństwa z dorosłym spojrzeniem na świat.
      Tato był wyjątkowym człowiekiem, można było o Nim mówić "człowiek renesansu". Mimo, że nie ma Go już ze mną od 7,5 roku nadal bardzo mi Go brakuje.

      Usuń
    2. Rozumiem .... mojego tez juz nie ma wiele lat ... a myślę o nim codziennie.

      Usuń
  5. wow ale widoki :)
    pozdrawiam i zapraszam :)
    obserwuję, moze i Ty zaobserwujesz ?:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Śliczna opowieść, ładnie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuję się zawstydzona, ale cieszę się że się podoba :)

      Usuń
  7. Moje Włochy, mój Rzym... spędziłam tam 2 cudowne lata :)

    OdpowiedzUsuń
  8. I ja tak jeździłam z rodzicami. Musiałam obejść się smakiem patrząc na innych pijących colę, lub fantę. Jednak miło to wspominam, jak Ty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mój Brat zbuntował się wtedy i powiedział, że nie będzie tak jeździł już nigdy jeśli nie będzie mógł smakować wszystkiego. I dopiął swego :)

      Usuń
    2. Ja też odczułam satysfakcję pijąc kawę w kawiarni na głownym placu w Wenecji... Ale tamte wspomnienia mają inny smak...

      Usuń
    3. Owszem żal mi było, że lody były towarem zakazanym bo zbytek za zbyt duże pieniądze, ale nigdy chyba nie odczuwałam wielkiego żalu że nie mogę sobie na przyjemności pozwolić, sam fakt podróżowania był wystarczająco atrakcyjny abym zapomniała o braku kasy.
      Satysfakcję odczułam dopiero nie tak dawno we Francji, kiedy mogłam w restauracji jeść na co miałam ochotę bez patrzenia na cenę.

      Usuń