Już wiele lat
nie odwiedzałam Węgier, ale dania z tego kraju gości w mojej kuchni. Co tu dużo
pisać – kuchnia węgierska jest pyszna i bliska naszemu sercu.
Tym razem
ugotowałam Tokány z pieprzem wg przepisu Anny Teklics z ksiażki „Kuchnia
węgierska” wydanej przez „Czasopisma Wojskowe” oraz przepisu z „Kuchni
węgierskiej” Marii Iwaszkiewicz i Stanisława Włodka.
Tokány z pieprzem
650 g wołowiny
70 g smalcu
1 duża cebula
1 ząbek czosnku
1 ½ łyżeczki od
herbaty pieprzu
1 łyżeczka
majeranku
1 łyżka
koncentratu pomidorowego
sól
Mięso pokroić w
5 – 6 centymetrowe paski grubości palca. Posiekaną cebulę zrumienić na
tłuszczu, dodać roztarte ząbki czosnku i pokrojone mięso. Całość przesmażyć,
następnie dodać koncentrat pomidorowy i jeszcze chwilę smażyć. Podlać wszystko
wodą (można podlać wytrawnym białym winem), posolić, dodać pieprz i majeranek.
Całość dusić pod przykryciem do miękkości mięsa. Powinien powstać gęsty sos,
ale gdyby cały płyn się wygotował należy w trakcie duszenia podlać wodą.
Kiedy mięso jest
miękkie można podawać.
Smacznego!!!
Ja podałam to
pyszne danie ze spaetzlami – galuskami oraz oryginalnymi ostrymi marynowanymi
paprykami faszerowanymi kiszoną kapustą.
Pamiętacie jak pisałam o Misi, która okropnie połamała sobie tylną łapkę? Teraz już jest zdrowa i ma się całkiem dobrze. Zrzuta "narodowa" pozwoliła zebrać całkiem konkretną kwotę i zapewnić Misi jak najlepszą opiekę i leczenie.
A tutaj dowód na istnienie służbowego kota na służbie ;)
Zawsze jak patrzę na Twoje potrawy, to robię się głodna i już bym biegła je szykować, ale pora nieodpowiednia. A Misia jak widać wszystko ma na oku :)
OdpowiedzUsuńMisia to taki Strażnik Teksasu ;)
UsuńA na weekend mięsko możesz ugotować ;)
Czyżby Misia wróciła do siebie po wizycie u Ciebie? :)
OdpowiedzUsuńJedzonko wygląda pysznie, aż szkoda, że przestałam jeść mięso :)
Misia cały czas była na swoich włościach tylko miała zorganizowaną stałą opiekę.
UsuńJa chyba nie jestem w stanie z mięsa zrezygnować, choć staram się je mocno ograniczać.
Wygląda bardzo apetycznie:)
OdpowiedzUsuńA na marynowane papryki przepis będzie?
Cudownie, że Misia cała i zdrowa mogła wrócić na służbę:))
Ciepło się robi na sercu, kiedy czyta się takie historie:)
Niestety papryki były kupione na jarmarku na węgierskim straganie. Dobre to było ;)
UsuńTo prawda, zrzuta narodowa pozwoliła na bezstresowe leczenie kotki, która jest tak cudownym stworzeniem, że nawet w klinice weterynaryjnej cały czas o niej pamiętają i ciepło wspominają.
Gulasz i kluski bardzo apetyczne. Aż zgłodniałam. A te papryki to chociaz opisz jakoś. Czy one były
OdpowiedzUsuńmarynowane z tą kapustą, czy marynowane i nadziane kiszoną?
Kupiłam je zamknięte szczelnie w słoiku. Papryki były bardzo jędrne, wręcz chrupiące, zatem pasteryzacja w zalewie octowej musiała trwać krótko. No i oczywiście kapusta kiszona była w nie włożona wcześniej. Trochę straciła smak kiszonego, przeszła octem.
UsuńPyszności, lubię węgierskie pyszności :-)
OdpowiedzUsuńGłaski dla służbowej koteczki ;-)
W imieniu Misi dziękuję :)
Usuńja też lubię węgierskie specjały
Misia jak obserwuje :), kiedyś koty miały lepiej, a teraz muszą "wisieć" na takich płaskich telewizorach i monitorach ;P
OdpowiedzUsuń