I znów nadaję z
Podgórzyna. Znów objadam się nieprzyzwoicie i łażę na spacery ile się da.
Oczywiście poza przyjemnościami jest też praca, ale przyjemności rekompensują
wszystko inne.
Ale nie o
Podgórzynie dzisiaj będzie, a o ślimaczkach serowo – morelowych, które upiekłam
w niedzielę i nie tylko zachwyciłam się ich wyglądem ale i smakiem. Normalnie
nigdy nie lubiłam drożdżówek z serem (były ostatnie na liście ewentualnych do
zjedzenia) ale te bułeczki posmakowały mi niesamowicie.
Ślimaczki serowo – morelowe
½ kg mąki (typ
550)
30 g świeżych
drożdży
4 łyżeczki cukru
170 – 200 ml
słodkiej śmietanki 30%
½ łyżeczki soli
2 jajka
100 g miękkiego
masła
50 g cukru
trzcinowego
nadzienie:
200 g sera
twarogowego
1 roztrzepane
jajko
skórka otarta z
1 pomarańczy
cukier waniliowy
cukier (do
smaku)
150 g suszonych
moreli
sok z ½
pomarańczy
5 łyżek likieru
Grand Marnier
Najlepiej dzień
wcześniej wieczorem morele pokroić w paseczki i zalać sokiem z pomarańczy i
likierem. Pozostawić na kilka godzin aby owoce nasiąkły. W międzyczasie kilka
razy całość przemieszać.
Kiedy morele już
są gotowe przygotować ciasto. W tym celu drożdże, 4 łyżeczki cukru i letnią
śmietankę wymieszać i zostawić na 15 minut aby drożdże ruszyły. Mąkę wsypać do
miski, dodać sól, zaczyn drożdżowy i roztrzepane jajka. Wyrobić elastyczne
ciasto dobrze odchodzące od ścianek miski. W razie potrzeby skorygować ilość
płynu, ale ciasto nie powinno być luźne. Tak przygotowane ciasto rozwałkować na
blacie na prostokąt o wymiarach 25 x 35 centymetrów. Miękkie masło rozprowadzić
po powierzchni ciasta pozostawiając nie posmarowany jedno centymetrowy pasek
dookoła prostokąta. Na maśle rozsypać cukier trzcinowy i całość złożyć na trzy
wzdłuż dłuższego boku, zaginając najpierw jedną trzecią od dołu prostokąta a na
to jedną trzecią od góry ciasta. Brzegi dokładnie zalepić. Ciasto zawinąć w
folię spożywczą i wstawić do lodówki na około 50 minut. Po tym czasie ciasto
obrócić o 90 stopni i rozwałkować znów na prostokąt 25 x 35 centymetrów, ale tym
razem długość prostokąta ma być uprzednią szerokością. Znów ciasto złożyć na
trzy, całość zawinąć w folię spożywczą i wstawić do lodówki na około 35 minut.
W tym czasie
przygotować nadzienie do ślimaczków i rozgrzać piekarnik do 180 stopni.
Ser z otartą
skórką pomarańczową, cukrem, cukrem waniliowym i ¾ roztrzepanego jajka
zmiksować w melakserze na gładką masę. Morele odsączyć.
Schłodzone
ciasto wyjąć z lodówki, rozwałkować na prostokąt 30 x 40 centymetrów, na nim
rozłożyć masę serową zostawiając margines centymetrowy z każdej strony, na serze
rozłożyć morele. Całość zwinąć wzdłuż krótszego boku, aby powstał 40
centymetrowy rulon, który należy pokroić na 14 kawałków. Każdy ślimaczek ułożyć
niezbyt ciasno w przygotowanej formie (tortownica o średnicy 26 centymetrów)
Całość posmarować pozostałym roztrzepanym jajkiem i wstawić do piekarnika. Piec
w 180 stopniach przez 30 – 40 minut.
Po upieczeniu
można ślimaczki polukrować. Są równie smaczne na ciepło jak i następnego dnia.
Smacznego!!!
Ps. W Podgórzynie i w Karkonoszach śniegu nie ma, bo te nędzne coś trudno nazwać śniegiem
I na dodatek dziś odkryłam pewien koszmarek architektoniczny??? Ktoś postawił sobie fajną, stylową drewnianą chatę (albo obitą drewnem) na podmurówce kamiennej - sam smak i do tego dowalił coś co powoduje u mnie uwiąd wszystkiego
Te kolumienki mnie po prostu rozwaliły totalnie. Jak można oszpecić tak ładny dom???????
Jak ta sierota zapomniałam o oczywistości - co drożdżowe to do akcji Wisły "Na zakwasie i na drożdżach", spóźniona ale dodaję teraz.
Jak ta sierota zapomniałam o oczywistości - co drożdżowe to do akcji Wisły "Na zakwasie i na drożdżach", spóźniona ale dodaję teraz.
Ciasto wyśmienite,zjadłabym całą porcję:)
OdpowiedzUsuńNiestety musisz upiec, bo moje zniknęło ;)
UsuńTakimi pysznościami też bym sie objadała ;-)))
OdpowiedzUsuńRzeczywiście ... po co te koszmarne kolumienki ??!!
No po co???? Znajoma na FB stwierdziła, że pewnie to starożytne greckie kolumny i właściciel przywiązał się do nich bardzo. Może ma rację :P
UsuńJa takie okropności budowlane nazywam gargamelami, ciasto fajne....
OdpowiedzUsuńDobre określenie, podoba mi się :)
UsuńJejku jej, ale Ci zazdroszczę i tych pięknych ślimaków i spacerów i Karkonoszy i ... nawet takich pseudo - starożytności / oby Cię do sądu nie podali / :-(
OdpowiedzUsuńCiii, nie strasz mnie, ale w sumie za co??? Za to, że zastanawiam się skąd takie kolumienki w góralskiej chacie?????
UsuńNie, że się zastanawiasz tylko ... nie podoba Ci się.. :-)
Usuńnie da się ukryć, nie podoba się ;)
Usuńte kolumienki to chyba taki architektoniczny fusion:)
OdpowiedzUsuńale fakt-wygląda to ohydnie:))
No to mamy fusion w stylu gargamelowym ;)
UsuńBasiu, piękne te Twoje ślimaczki i bardzo apetyczne. Patrzeć nie mogę, bo od tygodnia panuję trochę nad swoim odżywianiem i mam wyniki. Co innego wycieczki i piesze wyprawy... :)
OdpowiedzUsuńOd patrzenia brzuch nie rośnie ;) Ja swoje upiekłam i zostawiłam chłopom na pożarcie ;) no dobra sama ze dwa w sumie też zjadłam. Spacerami za to próbuję spalić nadwyżki zjedzone w ośrodku bo karmią nas tutaj po królewsku :)
UsuńNie kuś, błagam, mam słabą wolę. jak widzę takie pyszności... Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńNo cóż, taka już moja rola skoro bloga kulinarnego prowadzę, muszę kusić :) I jeśli kuszą to znaczy, że działa :)
UsuńŚliczne te ślimaczki :). W moim rodzinnym mieście takie sprzedają, tylko, że z budyniem - zawsze, jak przyjeżdżam, to się nimi objadam ;).
OdpowiedzUsuń