Pamiętacie jak
pisałam o moim największym marzeniu? Jeśli nie to zajrzyjcie tutaj.
Przeczytacie tam
też całą historię Malusi, ale winna jestem ciągu dalszego losów tej wyjątkowej
koteczki.
Kiedy było już
wiadomo, że trzeba coś zrobić aby Malusia nie wróciła na ulicę (po tak ciężkiej
chorobie nieludzkie by było i skrajnie niodpowiedzialne) zaczęłam intensywnie myśleć co zrobić z tą wrażliwą i płochliwą
koteczką.
W pierwszej kolejności pomyślałam o Ance Wrocławiance. Napisałam do
Niej maila, niestety Anka nie mogła zająć się Malusią.
Fundacja Kocie Życie rozpoczęła działania w kierunku znalezienia domu tymczasowego, niestety wiem,
że ostatnio był spory zastój w kocich adopcjach więc brakowało miejsc w domach tymczasowych
współpracujących z Fundacją. Nie traciłam nadziei, ale z coraz większą trwogą
myślałam co będzie jeśli sytuacja się nie zmieni. Nie mogę przecież w
nieskończoność trzymać Malusi zamkniętej w nieogrzewanej piwnicy. I jakby z
nieba spadł mi mail od Anki, że ma miejsce dla Malusi i jest gotowa ją przyjąć
do siebie. Początkowo trudno było mi uwierzyć w swoje szczęście, potem kiedy
ustaliłyśmy, że dla bezpieczeństwa Malusi i stada mieszkającego w DT trzeba zaszczepić koteczkę i jeszcze tydzień
przetrzymać u mnie aby nabrała odporności, cały czas trzymałam kciuki aby nic
się nie wydarzyło co mogłoby zmienić zaplanowane przekazanie Malusi.
Aż nadszedł ten
dzień.
Zapakowałam
Malusię do transporterka, potem do samochodu. Cała drogę do Anki Malusia popiskiwała,
a ja miałam wielką gulę w gardle. Cały czas powtarzałam sobie, że nic lepszego
nie mogło się zdarzyć, ale smutek i tęsknota pochłonęły mnie doszczętnie.
Chyba nie
dziwicie się temu? Dwa miesiące opiekowałam się każdego dnia tą wyjątkową
koteczką, pokochałam ją całym sercem. Niestety nie mogę zatrzymać Malusi w
domu, tym bardziej, że Bunia nadal z ledwością toleruje obecność Filonki, poza
tym nie wiem czy nie doszłoby do eskalacji wrogości zwłaszcza w stosunku do
Malusi, a ta ostatnia potrzebuje spokoju i cierpliwości.
Zanim Malusia
zastała w swoim nowym królestwie żegnałam się z Nią długo i boleśnie dla mnie,
a i Ona chyba wiedziała, że nasze drogi się rozchodzą. Kiedy wzięłam Ją na
kolana mruczała, ale wtuliła pyszczek w moją pachę i trwała tak przytulona,
mocno spięta.
Potem na
pocieszenie mogłam poznać Romea i Juliana – żadne inne imiona do tej dwójki nie
pasują lepiej, Amisia jak balsam na serce pozwoliła się pogłaskać i drapać pod
bródką.
Droga powrotna
do domu była bardzo trudna, bo prowadzenie samochodu kiedy łzy zalewają oczy
łatwe nie jest, ale dałam radę. Potem już tylko czekałam na wieści o tym jak
Malusia aklimatyzuje się w nowym domku.
Moje marzenie
się spełniło, choć w pełni będę najszczęśliwszą osobą na świecie kiedy Malusia
zamieszka już w domku stałym, który otoczy Ją opieką i miłością, ale wiem, że
to co stało się teraz daje niemal gwarancję spełnienia tego marzenia do końca.
JESTEM
SZCZĘŚLIWA!!!
DZIĘKUJĘ!!!
ślicznie napisałaś:-) tyle emocji:-))
OdpowiedzUsuńocieramy łzy, trzymamy kciuki!
Nie miało być ckliwie, ale wylało się ze mnie. Ja też trzymam kciuki!
UsuńBedzie dobrze Basiku... badz spokojna... :)
OdpowiedzUsuńNie ma innej opcji i tego się trzymam :)
UsuńBasiu, serce mi się ściska z powodu Twoich przeżyć. Jedyna nadzieja, że Milusi będzie teraz dobrze i będzie szczęśliwa. Cudowne, ze tyle dla Kici zrobiłaś! Krysia
OdpowiedzUsuńJeszcze bardziej się ściska na wspomnienie losów Malusi, teraz musi być już tylko dobrze.
UsuńMalusia jest w najlepszych rękach. Uda jej się, na pewno. Gdzie, jeśli nie tam, u Anki? Ma Dziewczyna szczęśliwą rękę.
OdpowiedzUsuńI ja myślę, że GosiAnka zrobi dla niej bardzo wiele, że najprawdopodobiej kosztem własnego silniejszego niż zwykle przywiązania (bo tak przeważnie jest z tymi trudniejszymi przypadkami) doprowadzi koteczkę do takiego etapu, na jakim będzie ją można powierzyć komuś na stałe. I miejmy nadzieję, że znajdzie takich ludzi i takie miejsce, w którym Malusia poczuje się pewnie i dobrze. Ale to chyba może potrwać. Anka czyni cuda, owszem, ale warto spojrzeć też realnie - to nie jest uroczy, radosny, wdzięczny maluszek. "Ucywilizowanie" Malusi będzie pewnie wymagać sporo czasu i pracy. Tym bardziej trzymajmy kciukasy. :)
UsuńBardzo trafnie opisałaś sytuację, tym bardziej jestem wdzięczna, że GosiAnka podjęła się tego trudnego zadania, ja jednak wierzę też w Malusię, to bardzo kochana koteczka.
Usuń:) Pewnie, że kochana (czy kociarze w ogóle myślą o kotach inaczej? ;), ale musiała sporo przejść, biedaczka. A to nie ułatwia zadania. Dobrze, że ją zabrałaś z miejsca, w którym nie miała żadnych szans i wyprowadziłaś na pierwszą prostą. Ech...
UsuńTeż by mi się serce krajało...
OdpowiedzUsuńAle mam nadzieję,że trafi do bardzo dobrego domku stałego...
Trzymam kciuki...
Ja też trzymam :)
UsuńNa pewno będzie dobrze. Pozdrawiam ciepło i trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńRównież pozdrawiam :)
UsuńOj potrafia skraść nasze serducha kociaki .....
OdpowiedzUsuńDobrego domku Milusi zyczę, trzymam kciuki .... MOCNO ... !!!
Jeszcze mocniej!!! Serce skradzione całkowicie
Usuńod razu przyznaję się do mojej wredności. bo nie znając całej sprawy na początku pomyślałam "czemu ta kobita nie mogła zatrzymać koteczki? i trzyma ją w piwnicy?"
OdpowiedzUsuńwidać resztka szarych komórek mi sie zlasowała i myślenie uleciało w niebyt.
przepraszam cię za takie myśli. powinnam się była domyśleć. a gosia, tego jestem pewna tak się zajmie koteczką, że bedą ją sobie wyrywać z rąk.
pozdrawiam
Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz. W komentarzach u Ani odczułam wyraźny chłód (nie ze strony wszystkich, ale jednak) w stosunku do siebie i teraz rozumiem skąd się wziął. Oczywiście trzymanie chorej kotki w piwnicy przez 2 miesiące nie było najlepszym rozwiązaniem, ale innego nie było, albo było ale z tragicznym skutkiem. Malusia na ulicy pewnie już by dogorywała gdzieś pod płotem, albo nie było Jej wcale.
UsuńPrzeczytałam jeszcze raz cały wpis i wszystkie komentarze i ani jednego, w którym dałoby się odczuć chłód wobec Ciebie nie znalazłam. Zrobiłaś przecież wspaniałą rzecz, uratowałaś życie Malusi!
UsuńChce Cię poinformować, że koteczka ma już czysty pyszczek, umyty wacikiem, a potem delikatnie maźnięty masłem (żeby umyła się sama, i zrobiła to), no i nie siedzi już w budce, tylko wyleguje się na kocu na widoku. Nawet nie ucieka kiedy przychodzę. :) Nie daje się dotknąć, syczy, ale i na to przydzie pora, że przestanie. :)
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wyszła z klatki (chyba, że ten kocyk na widoku to ten w klatce???) a syczeniem się nie martw, nigdy nic za tym nie poszło, żadnych prób łapoczynów nie zaznałam. No i umytym pysiem też się bardzo cieszę. Tęsknię za Nią bardzo.
UsuńGosiu, może jestem przewrażliwiona, ale ja tak odebrałam całą dyskusję na temat nieodpowiedzialności ludzi z całkowitym pominięciem tego co było tematem postu. W dyskusji brała udział również Ewa z Mazur i jakby potwierdziła moje odczucia.
Basiu, przez dom Anki Wrocławianki prowadzi najkrótsza droga
OdpowiedzUsuńdo domu stałego z kochającym personelem:)
Wierzę, że już niedługo Malusia do niego trafi:)
Wiem, wiem, dlatego właśnie poprosiłam Ją o pomoc przy Malusi.
UsuńBasiu, jesteś Wielka, tyle dobrego w Tobie jest i dzielisz się z potrzebującymi. Pozdrawiam i trzymam kciuki za "Twoje"kociaki.
OdpowiedzUsuńWiem, że wielka te 177 cm wzrostu to nie jest mało ;))))) Najbardziej mnie cieszy, że Malusia robi postępy. Teraz pora zabrać się za pozostałe koty z tego stada, wiosna się zbliża i dobrze by było, aby się nie mnożyły bez potrzeby.
UsuńBasiu, rozumiem Twoje emocje ! Jakbyś oddawała kogoś bliskiego... Napisałaś , że pora zabrać się za pozostałe koty ze stada : co znaczy, że masz mnóstwo zadań przed sobą. Cieszę się bardzo, że poznałam taką OSBOBĘ jak Ty ! Choć tylko wirtualnie ...
OdpowiedzUsuńAniu zarumieniłam się.
UsuńZ tego stada 3 koty już "za mną", czyli Dzika Dzikość, która z trudem przetrwała w mojej piwnicy tydzień rekonwalescencji po sterylizacji(bez rękawic spawalniczych na rękach nawet nie zbliżałam się do klatki) i z wielką chęcią wróciła na swoje tereny, druga Malutka, która znalazła swój dom z kochającymi człowiekami - też wysterylizowana, Malusia. Teraz kolejne muszą dać się złapać :) Ale masz rację, na bolące serce działanie to najlepsze lekarstwo.
Basiu, nie wiem czy dałabym radę :-(
UsuńJak się dzieje, że np. w Kanadzie nie ma bezpańskich zwierząt ?
Aniu jeszcze niedawno też myślałam, że to trudne, ale zdanie zmieniłam.
UsuńNiestety u nas tych bezdomnych jest dużo za dużo i wciąż więcej bo ludzie nieodpowiedzialnie biorą zwierzaki do domu a potem wyrzucają do lasu czy na ulicę, niestety nie jest to marginalny problem :(
Ale jeśli takie działania są dla Ciebie zbyt trudne to warto wspierać te Fundacje które działają na rzecz zwierząt, sterylizacja czy leczenie bezdomnych zwierząt za darmo się nie odbywa.