poniedziałek, 20 stycznia 2014

Warto marzyć


Pamiętacie jak pisałam o moim największym marzeniu? Jeśli nie to zajrzyjcie tutaj.
Przeczytacie tam też całą historię Malusi, ale winna jestem ciągu dalszego losów tej wyjątkowej koteczki.
Kiedy było już wiadomo, że trzeba coś zrobić aby Malusia nie wróciła na ulicę (po tak ciężkiej chorobie nieludzkie by było i skrajnie niodpowiedzialne) zaczęłam intensywnie myśleć co zrobić z tą wrażliwą i płochliwą koteczką. 
W pierwszej kolejności pomyślałam o Ance Wrocławiance. Napisałam do Niej maila, niestety Anka nie mogła zająć się Malusią. 
Fundacja Kocie Życie rozpoczęła działania w kierunku znalezienia domu tymczasowego, niestety wiem, że ostatnio był spory zastój w kocich adopcjach więc brakowało miejsc w domach tymczasowych współpracujących z Fundacją. Nie traciłam nadziei, ale z coraz większą trwogą myślałam co będzie jeśli sytuacja się nie zmieni. Nie mogę przecież w nieskończoność trzymać Malusi zamkniętej w nieogrzewanej piwnicy. I jakby z nieba spadł mi mail od Anki, że ma miejsce dla Malusi i jest gotowa ją przyjąć do siebie. Początkowo trudno było mi uwierzyć w swoje szczęście, potem kiedy ustaliłyśmy, że dla bezpieczeństwa Malusi i stada  mieszkającego w DT trzeba zaszczepić koteczkę i jeszcze tydzień przetrzymać u mnie aby nabrała odporności, cały czas trzymałam kciuki aby nic się nie wydarzyło co mogłoby zmienić zaplanowane przekazanie Malusi.
Aż nadszedł ten dzień.
Zapakowałam Malusię do transporterka, potem do samochodu. Cała drogę do Anki Malusia popiskiwała, a ja miałam wielką gulę w gardle. Cały czas powtarzałam sobie, że nic lepszego nie mogło się zdarzyć, ale smutek i tęsknota pochłonęły mnie doszczętnie.
Chyba nie dziwicie się temu? Dwa miesiące opiekowałam się każdego dnia tą wyjątkową koteczką, pokochałam ją całym sercem. Niestety nie mogę zatrzymać Malusi w domu, tym bardziej, że Bunia nadal z ledwością toleruje obecność Filonki, poza tym nie wiem czy nie doszłoby do eskalacji wrogości zwłaszcza w stosunku do Malusi, a ta ostatnia potrzebuje spokoju i cierpliwości.
Zanim Malusia zastała w swoim nowym królestwie żegnałam się z Nią długo i boleśnie dla mnie, a i Ona chyba wiedziała, że nasze drogi się rozchodzą. Kiedy wzięłam Ją na kolana mruczała, ale wtuliła pyszczek w moją pachę i trwała tak przytulona, mocno spięta.
Potem na pocieszenie mogłam poznać Romea i Juliana – żadne inne imiona do tej dwójki nie pasują lepiej, Amisia jak balsam na serce pozwoliła się pogłaskać i drapać pod bródką.
Droga powrotna do domu była bardzo trudna, bo prowadzenie samochodu kiedy łzy zalewają oczy łatwe nie jest, ale dałam radę. Potem już tylko czekałam na wieści o tym jak Malusia aklimatyzuje się w nowym domku.

Moje marzenie się spełniło, choć w pełni będę najszczęśliwszą osobą na świecie kiedy Malusia zamieszka już w domku stałym, który otoczy Ją opieką i miłością, ale wiem, że to co stało się teraz daje niemal gwarancję spełnienia tego marzenia do końca.

JESTEM SZCZĘŚLIWA!!!
DZIĘKUJĘ!!!



28 komentarzy:

  1. ślicznie napisałaś:-) tyle emocji:-))
    ocieramy łzy, trzymamy kciuki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miało być ckliwie, ale wylało się ze mnie. Ja też trzymam kciuki!

      Usuń
  2. Bedzie dobrze Basiku... badz spokojna... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Basiu, serce mi się ściska z powodu Twoich przeżyć. Jedyna nadzieja, że Milusi będzie teraz dobrze i będzie szczęśliwa. Cudowne, ze tyle dla Kici zrobiłaś! Krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze bardziej się ściska na wspomnienie losów Malusi, teraz musi być już tylko dobrze.

      Usuń
  4. Malusia jest w najlepszych rękach. Uda jej się, na pewno. Gdzie, jeśli nie tam, u Anki? Ma Dziewczyna szczęśliwą rękę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja myślę, że GosiAnka zrobi dla niej bardzo wiele, że najprawdopodobiej kosztem własnego silniejszego niż zwykle przywiązania (bo tak przeważnie jest z tymi trudniejszymi przypadkami) doprowadzi koteczkę do takiego etapu, na jakim będzie ją można powierzyć komuś na stałe. I miejmy nadzieję, że znajdzie takich ludzi i takie miejsce, w którym Malusia poczuje się pewnie i dobrze. Ale to chyba może potrwać. Anka czyni cuda, owszem, ale warto spojrzeć też realnie - to nie jest uroczy, radosny, wdzięczny maluszek. "Ucywilizowanie" Malusi będzie pewnie wymagać sporo czasu i pracy. Tym bardziej trzymajmy kciukasy. :)

      Usuń
    2. Bardzo trafnie opisałaś sytuację, tym bardziej jestem wdzięczna, że GosiAnka podjęła się tego trudnego zadania, ja jednak wierzę też w Malusię, to bardzo kochana koteczka.

      Usuń
    3. :) Pewnie, że kochana (czy kociarze w ogóle myślą o kotach inaczej? ;), ale musiała sporo przejść, biedaczka. A to nie ułatwia zadania. Dobrze, że ją zabrałaś z miejsca, w którym nie miała żadnych szans i wyprowadziłaś na pierwszą prostą. Ech...

      Usuń
  5. Też by mi się serce krajało...
    Ale mam nadzieję,że trafi do bardzo dobrego domku stałego...
    Trzymam kciuki...

    OdpowiedzUsuń
  6. Na pewno będzie dobrze. Pozdrawiam ciepło i trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj potrafia skraść nasze serducha kociaki .....
    Dobrego domku Milusi zyczę, trzymam kciuki .... MOCNO ... !!!

    OdpowiedzUsuń
  8. od razu przyznaję się do mojej wredności. bo nie znając całej sprawy na początku pomyślałam "czemu ta kobita nie mogła zatrzymać koteczki? i trzyma ją w piwnicy?"
    widać resztka szarych komórek mi sie zlasowała i myślenie uleciało w niebyt.
    przepraszam cię za takie myśli. powinnam się była domyśleć. a gosia, tego jestem pewna tak się zajmie koteczką, że bedą ją sobie wyrywać z rąk.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz. W komentarzach u Ani odczułam wyraźny chłód (nie ze strony wszystkich, ale jednak) w stosunku do siebie i teraz rozumiem skąd się wziął. Oczywiście trzymanie chorej kotki w piwnicy przez 2 miesiące nie było najlepszym rozwiązaniem, ale innego nie było, albo było ale z tragicznym skutkiem. Malusia na ulicy pewnie już by dogorywała gdzieś pod płotem, albo nie było Jej wcale.

      Usuń
    2. Przeczytałam jeszcze raz cały wpis i wszystkie komentarze i ani jednego, w którym dałoby się odczuć chłód wobec Ciebie nie znalazłam. Zrobiłaś przecież wspaniałą rzecz, uratowałaś życie Malusi!
      Chce Cię poinformować, że koteczka ma już czysty pyszczek, umyty wacikiem, a potem delikatnie maźnięty masłem (żeby umyła się sama, i zrobiła to), no i nie siedzi już w budce, tylko wyleguje się na kocu na widoku. Nawet nie ucieka kiedy przychodzę. :) Nie daje się dotknąć, syczy, ale i na to przydzie pora, że przestanie. :)

      Usuń
    3. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wyszła z klatki (chyba, że ten kocyk na widoku to ten w klatce???) a syczeniem się nie martw, nigdy nic za tym nie poszło, żadnych prób łapoczynów nie zaznałam. No i umytym pysiem też się bardzo cieszę. Tęsknię za Nią bardzo.

      Gosiu, może jestem przewrażliwiona, ale ja tak odebrałam całą dyskusję na temat nieodpowiedzialności ludzi z całkowitym pominięciem tego co było tematem postu. W dyskusji brała udział również Ewa z Mazur i jakby potwierdziła moje odczucia.

      Usuń
  9. Basiu, przez dom Anki Wrocławianki prowadzi najkrótsza droga
    do domu stałego z kochającym personelem:)
    Wierzę, że już niedługo Malusia do niego trafi:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, dlatego właśnie poprosiłam Ją o pomoc przy Malusi.

      Usuń
  10. Basiu, jesteś Wielka, tyle dobrego w Tobie jest i dzielisz się z potrzebującymi. Pozdrawiam i trzymam kciuki za "Twoje"kociaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że wielka te 177 cm wzrostu to nie jest mało ;))))) Najbardziej mnie cieszy, że Malusia robi postępy. Teraz pora zabrać się za pozostałe koty z tego stada, wiosna się zbliża i dobrze by było, aby się nie mnożyły bez potrzeby.

      Usuń
  11. Basiu, rozumiem Twoje emocje ! Jakbyś oddawała kogoś bliskiego... Napisałaś , że pora zabrać się za pozostałe koty ze stada : co znaczy, że masz mnóstwo zadań przed sobą. Cieszę się bardzo, że poznałam taką OSBOBĘ jak Ty ! Choć tylko wirtualnie ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu zarumieniłam się.
      Z tego stada 3 koty już "za mną", czyli Dzika Dzikość, która z trudem przetrwała w mojej piwnicy tydzień rekonwalescencji po sterylizacji(bez rękawic spawalniczych na rękach nawet nie zbliżałam się do klatki) i z wielką chęcią wróciła na swoje tereny, druga Malutka, która znalazła swój dom z kochającymi człowiekami - też wysterylizowana, Malusia. Teraz kolejne muszą dać się złapać :) Ale masz rację, na bolące serce działanie to najlepsze lekarstwo.

      Usuń
    2. Basiu, nie wiem czy dałabym radę :-(
      Jak się dzieje, że np. w Kanadzie nie ma bezpańskich zwierząt ?

      Usuń
    3. Aniu jeszcze niedawno też myślałam, że to trudne, ale zdanie zmieniłam.
      Niestety u nas tych bezdomnych jest dużo za dużo i wciąż więcej bo ludzie nieodpowiedzialnie biorą zwierzaki do domu a potem wyrzucają do lasu czy na ulicę, niestety nie jest to marginalny problem :(
      Ale jeśli takie działania są dla Ciebie zbyt trudne to warto wspierać te Fundacje które działają na rzecz zwierząt, sterylizacja czy leczenie bezdomnych zwierząt za darmo się nie odbywa.

      Usuń