czwartek, 31 lipca 2014

Bajka o kluczyku - sequel


Pewnie nie pamiętacie bajki o kluczyku sprzed dwóch lat, ale warto sobie przypomnieć jak to z duńskimi domkami do wynajęcia bywa. Po poprzednich przeżyciach byliśmy nastawieni, że z kluczem może być różnie, ale sytuacja wyjaśni się bez problemu.
Jakiś tydzień, może dwa przed wyjazdem napisaliśmy maila do biura o podanie dokładnego adresu gdzie i jak odbierzemy klucze, zwłaszcza, że na miejsce dotrzemy najprawdopodobniej dopiero po 21. W odpowiedzi podano nam adres oraz kod jak otworzyć box z kluczami, oraz telefon kontaktowy.
Spokojni dotarliśmy na wskazane miejsce, kod zadziałał, ale oczywiście koperty z kluczami dla nas nie było. Kilka razy sprawdzaliśmy, ale nawet dziesiąte przekładanie 4 leżących kopert niczego nie zmieniło. Nie pozostało nam nic innego jak skorzystać z podanego w mailu telefonu. Niestety ten był wyłączony i od razu włączała się poczta głosowa. Po chwili namysłu i przypomnieniu sobie jak to było 2 lata temu postanowiliśmy w ciemno pojechać do wynajętego domu (dodam tylko, że oddalonego o ponad 30 kilometrów od miejsca wskazanego w mailu) i poszukać kluczy. Kiedy dotarliśmy od razu wiedzieliśmy, że nic z tego. Tutaj żadne klucze na nas nie czekają. Zmęczeni jak diabli – niemieckie autostrady przestały być miłe dla podróżujących, mocno już wkurzeni zaczęliśmy się nawet zastanawiać czy dałoby się jakoś włamać do środka – posprawdzaliśmy okna, ale oczywiście wszystko dokładnie zamknięto i oznakowano, że domek ma alarm. Jeszcze jedna próba dodzwonienia się na podany numer, ale oczywiście nadal bezskuteczna. Nagle popatrzyłam na kubeł na śmieci stojący przed bramą domku. Na nim była nalepka biura wynajmującego domki z numerem telefonu, innym od tego w mailu. Po kilku próbach udało nam się dodzwonić do kogoś kto pomógł nam w całym tym nieprzyjemnym zdarzeniu. Okazało się, że klucze czekają na nas w zupełnie innym od wskazanego miejscu, na szczęście w odległości kilkunastu kilometrów a nie np. kolejnych 30, bo czas płynął, a zmęczenie z każdą minutą rosło. Pobraliśmy klucze i noc spędziliśmy już w łóżkach. Jednak cała sytuacja była dla nas na tyle nieprzyjemna, że postanowiliśmy nie zostawić tego bez komentarza. Pojechaliśmy do biura wynajmu (tam gdzie podobno mieliśmy pobrać klucze) w godzinach urzędowania i poprosiliśmy o rozmowę z kierownikiem biura. Pani wysłuchała nas, przeczytała maila który otrzymaliśmy i dostała gęsiej skórki, że coś takiego się przytrafiło. Przepraszała nas bardzo serdecznie, wyraźnie widać było, że wczuła się w naszą sytuację i na przeprosiny dostaliśmy butelkę wina i czekoladki J
Mam nadzieję, że nikt już nie otrzyma z tego biura błędnych informacji, telefon kontaktowy (który wg Pani Kierownik powinien być włączony 24 h na dobę) będzie zawsze czynny i każde wakacje w duńskiej krainie rozpoczną się tak jak trzeba, bez niepotrzebnych nerwów czy stresu gdzie spędzić noc.
Sam domek był bardzo sympatyczny i idealny dla dwóch osób, sypialnia z bardzo wygodnym łóżkiem, taras (a nawet dwa tarasy) na którym jadaliśmy śniadania i pozostałe posiłki, mała ale wystarczająco dobrze wyposażona kuchnia, salon i część jadalna na wypadek gdyby pogoda nie pozwoliła zjeść posiłku na świeżym powietrzu. Do tego spory kawałek własnego terenu otoczonego żywopłotem pozwalała cieszyć się prywatnością i spokojem okolicy. Do morza mieliśmy kilkaset metrów więc spacery brzegiem były czymś oczywistym każdego dnia. 

  



Wino i czekoladki zostały szybko spożytkowane - były doskonałe :)

I obiecane liczne zdjęcia z Jutlandii















17 komentarzy:

  1. Jak tylko wyjechaliście,to przypomniałam sobie o poprzednim zdarzeniu i masz....powtórka.
    Wspaniałe widoki,można pozazdrościć.Za muszelkę dziękuję bardzo,już jest moja.
    Patja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo My już tak mamy, że jak przytrafiają nam się takie rzeczy :)

      Usuń
  2. Dobrze ,że tak się skończyło...
    Cóż na Zachodzie też mieszkają ludzie i robią błędy...
    Piękne zdjęcia, przepiękne...
    Takie relaksowe :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, też mieszkają ludzie, którzy się mylą, ale forma załatwiania sprawy jest bardzo na miejscu - przeprosiny i drobny gift na poprawę nastroju były miłym gestem.
      Na relaks to wspaniałe miejsce

      Usuń
  3. Cudownie tam jest, tak sielsko, spokojnie, czysto...

    OdpowiedzUsuń
  4. Bajkę o kluczyku dobrze przeczytać, lepiej w niej nie uczestniczyć.
    Piekna Jutlandia! Jakie zdjęcia! Morze, wakacje, słoneczne lato...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My się powoli przyzwyczajamy do przygód z kluczami od wynajętych domów ;) Morze to samo co blisko Ciebie ;) ale faktycznie czuje się nad nim zupełnie inaczej, a szkoda, bo i my potencjał mamy, tylko musimy zamienic go w piekiełko zamiast raj

      Usuń
  5. Przygod z kluczem nie zazdroszcze... Dobre, ze tego samego wieczoru udalo sie to wszystko rozwiazac.
    Zdjecia piekne, bede wracac :)
    A co do czekoladek jeszzce, to w Danii np. jesli w sklepie (mam na mysli spozywczy) znajdzie sie jakis przeterminowany towar na polce to tez dostaje sie czekolade wlasnie! :D U nas niestety nie (a mialabym ich sporo wtedy ;)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widać taki już nas los, jonasze kluczowe z nas ;) a z giftu to bardziej wino mnie ucieszyło, choć W. na czekoladki absolutnie nie narzekał :)

      Usuń
    2. Mnie tez by wino zdecydowanie bardziej ucieszylo! :D Tym bardziej, ze Rioje bardzo lubie :)

      Usuń
  6. Czy mieszkaliście albo odwiedzaliście Julesminde? Bo niektóre zdjęcia wyglądają znajomo (ale może nie tylko tam mają takie urocze domki) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, mieszkaliśmy w Lyngsa - w pobliżu Saeby (cudne miasteczko, bardzo urokliwe) w Jutlandii północnej.

      Usuń
    2. http://1.bp.blogspot.com/-wz3ZhIq6GGk/U9eauLnC4CI/AAAAAAAAGkA/mIfstjISpug/s1600/Basia_20328.JPG
      O, to zdjęcie :) Te domeczki wyglądają bardzo podobnie do tych w Julesminde, ale jak napisałam wyżej - możliwe, że budują takie hurtowo :)

      Usuń
    3. Bardzo podobne widziałam też na zachodnim wybrzeżu, wiec pewnie faktycznie to standardowy fason. Te konkretne były w Voersa :)

      Usuń
  7. Ach... pięknie, cóż więcej mogę napisać... Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń