Pisałam tutaj o tym, że Malusia znów znalazła się pod moją opieką. Od samego początku od
powrotu w kilku miejscach wisiały ogłoszenia o poszukiwaniu domu dla tej
wyjątkowej i bardzo wrażliwej koteczki.
Przez 3 miesiące
nikt się nie odezwał.
Aż do ostatniej
niedzieli.
Zadzwoniła miła
z głosu Pani, która była zainteresowana adopcją kotki z ogłoszenia. W pierwszej
chwili zupełnie nie skojarzyłam, że może chodzić o Malusię. Aktualnie
poszukujemy domu dla pięknej i niezwykle pieszczochowatej kotki, która była
kiedyś kotem domowym, ale w niewyjaśnionych okolicznościach stała się kotem
bezdomnym L
więc pomyślałam, że telefon dotyczy właśnie Złomki – zobaczcie jaka z niej
piękność - może ktoś chciałby adoptować dorosłą ale młodą nakolankową piękność?
Po kilku
chwilach rozmowy dotarło do mnie, że Pani dzwoni w sprawie Malusi. Serce zabiło
mi mocniej, obudziła się nadzieja. Pani wiedziała, że koteczka nie jest młódką
i Jej to nie przeszkadzało. Moje serce biło coraz mocniej, nadzieja rosła i
panika również. Bo przecież będę musiała, jakby co, podjąć decyzję czy oddaję kotkę
i czy to faktycznie dobry i właściwy dom dla Malusi.
Wszystko
skończyło się kiedy Pani powiedziała, że szuka kota pieszczocha, który będzie
nakolankowym miziakiem od już a nie za jakiś czas i to zawsze z pewną rezerwą.
Nadzieja umarła, serce szalało, panika powoli wyciszała się.
Kiedy tyle
emocji we mnie szalało podjęłam ostateczną decyzję.
Głośno
powiedziałam do W. to co przebąkiwałam już od dłuższego czasu w kontekście
ewentualnych rozwiązań problemu.
Nie chcę dłużej
liczyć na cud, nie chcę narażać Malusi na ewentualne kolejne nieudane adopcje,
absolutnie nie zasłużyła sobie na stres i nieszczęśliwe życie choćby w
piernatach i ciepełku, ale jednak nie dla niej. Nie chcę aby znów ze stresu
posikiwała pod siebie, aby mieszkała w kuwecie, aby straciła poczucie
bezpieczeństwa.
Malusia na już swój dom.
Może nie w
wymiarze ciepłej pościeli obok kochającego człowieka, a raczej w kontekście
kochającego i troszczącego się o Nią człowieka i bezpiecznego miejsca. Malusia
będzie rezydentką mojej piwnicy z możliwością wychodzenia do ogrodu. „Kotowłaz”
zainstalujemy w okienku piwnicznym, powoli przyzwyczaimy Malusię do korzystania
z niego i z ogrodu.
Nie wiem czy to
rozwiązanie jest idealne i czy lepszego nie ma, ale ja nie widzę innego.
Wiem, że Malusia
czuje się w piwnicy bezpieczna, na razie nudzi się siedząc w niej, ale już
niedługo, będzie mogła wychodzić, więc komfort życia Jej się poprawi i może
troszeczkę schudnie ;) bo nasza kocia Pani troszeczkę się ostatnio zaokrągliła J
Wierzę, że w
życiu nic nie dzieje się bez powodu i przypadkiem. „Siła wyższa” cały czas
ingeruje w nasz byt, ale to my decydujemy co z tym robimy. Ta sama siła wyższa,
jak tylko dowiedziała się, że Malusia jest już rezydentką zesłała mi kolejne
wyzwanie. We wtorek pilnie poszukiwane było miejsce dla młodego kociaka,
tydzień temu wyrzuconego z domu. Najgorsze instynkt budzą się we mnie kiedy
jestem świadkiem takich sytuacji – Neska, bo kocie okazało się koteczką,
została wsadzona do kartonu po bananach, które zostało dokładnie zaklejone, aby kocie nie mogło
wyjść i porzucone na wałach nad Odrą. „Siła wyższa” czuwała nad Neską, bo kota
znalazła Dobra Kobieta mieszkająca na działkach nad Odrą. Zaopiekowała się
maluchem, karmiła, starała się jak mogła, jednak nie wiadomo jak długo Neska marzła
na zimnie, u Dobrej Kobiety też niewiele cieplej (nieogrzewana altana) i kocina
rozchorowała się. Słysząc taką historię nie potrafiłam odmówić pomocy.
Wtorkowy wieczór
spędziłam na organizowaniu miejsca w piwnicy, przywiezienie kolejnej klatki
bytowej a na koniec przywiezienie chorej Neski.
Czarne
śliczności trawione wysoką gorączką nie chciało jeść, pić a stres związany z
kolejną zmianą otoczenia nie pozwolił wyjść z transporterka.
U weterynarza
była bardzo grzeczna i dzielna, ślicznie zniosła badanie i zastrzyk.
Teraz już jest
lepiej, apetyt wrócił, wzorowo korzysta z kuwety.
Malusia na razie
nie obraziła się na mnie za wprowadzenie konkurencji do piwnicy. Odkryła, że
koleżanka dostaje jedzenie, które można sobie wziąć bez pytania J
musiałam przeorganizować klatkę bytową aby malusia nie mogła łapą sięgać do
miseczki z jedzeniem zostawionym dla Neski.
I tak mój
szpitalik wznowił działalność, a stan mojego zakocenia zmienił się z dwóch na
trzy plus pacjentka szpitala.
cześć, Malusia:-) masz śliczny zadarty nosek:-)
OdpowiedzUsuńpoza wszystkim to ona przecież JEST młódką- pięć lat, prawda? i dlaczego ludzie chcą mieć wszystko na już- mruczenie kota na już (a czym zasłużyli??), kota w bananach na już wyrzucić z życia...
Poza tym- kto może wiedzieć? bierzesz sobie takiego Kropka, mały, miziasty, proludzki, no i po roku okazuje się, że absolutnie niekolankowy. Już Foss jest bardziej. Jak chce.
Mądra Kobieta z Ciebie, ale niestety mało takich ludzi inni nie chcą zapracować na miłość, zaufanie tylko chcą je sobie "kupić" i mieć już, no i nie mają prawa zwierzaki zmieniać swoich upodobań i zawsze mają być takimi jakimi chcą ludzie
UsuńMalusia ma ciut więcej latek :)
Ręce opadają. Co roku ludzie podrzucają na nasze osiedle małe koty- ot podjedzie samochodem, wypuści kota
OdpowiedzUsuńi odjeżdża, a ta mała bieda zostaje sama - wystraszona. Dzieci ścigają, okienka piwniczne pozamykane.
RĘCE OPADAJĄ Pozdrawiam Ania
We mnie wyzwalają się w takich sytuacjach najgorsze instynkty, powiedziałabym mordercze niestety
Usuńśliczne kociaki. Oby znalazły domek
OdpowiedzUsuńPoprosimy o kciuki w tej intencji :)
UsuńTrzymamy kciuki za domki...
OdpowiedzUsuńŚliczna czarnuleczka, kiedyś mieliśmy tylko czarne koty :-)
Też miałam kiedyś czarną kociczkę :)
UsuńBoże kochany ! LUDZIE wyrzucają własne dzieci na śmietnik, zwierzęta jak widać traktują / szczęściem nie wszyscy / przedmiotowo :-(
OdpowiedzUsuńTo nie ludzie to jakieś zwyrodniałe twory człekopodobne :(
UsuńBasiku, Ty WIELKA jesteś:). Za Malusię, te które były, te którę są, i te które jeszcze u Was będą, los Cię (Was) sowicie wynagrodzi. Zobaczysz.
OdpowiedzUsuńI kto to mówi???? :) A Twoje dobre serducho?????
UsuńNie rozumiem, jak można mieć takie oczekiwania wobec kota, którego chce się przygarnąć. Nawet jeżeli będzie pieszczochem, to będzie wchodził na kolana wtedy, kiedy on będzie tego chciał. Nie wiem, czy na Twoim miejscu, oddałabym tej pani jakiegokolwiek kota do adopcji. Zwierze to nie zabawka do głaskania i trzymania na kolanach, to żywa istota, która potrzebuje opieki i miłości.
OdpowiedzUsuńO wyrzucaniu kociaków i zostawianiu ich na pastwę losu nie wspomnę nawet, bo się we mnie wszystko gotuje.
A Malusi może nie jest potrzebna do szczęścia ciepła pościel, tylko spokój, jaki Ty jesteś jej w stanie zapewnić.:)
Trzymam kciuki za znalezienie domów z mądrymi ludźmi bez konkretnych oczekiwań.;)
Na szczęście o adopcjach nie ja decyduję, bo chyba nie poradziłabym sobie z odpowiedzialnością przy wyborze dobrego domu. Ta kobieta próbowała adoptować Złomkę (tę ze zdjęć tutaj) dzisiaj wolontariuszka zawiozła jej kota do domu a kotka schowała się za kanapą. Pani miała następujące uwagi: eee kot nie wszedł od razu na kolana, a w ogóle to ona duża jest i ma grube łapy, pewnie dużo je więc trzeba dużo żarcia kupować. Koleżanka wolontariuszka zapakowała Złomkę do transporterka i bez słowa wyszła z mieszkania :(
UsuńMam trzy koty i każdy jest inny. Każdy ma swój charakter i potrzeby. Biała mogłaby nie schodzić z kolan i śpi ze mną. Szara nie lubi brania na ręce i tylko czasami kładzie się na moje kolana. Czarny kocur uwielbia głaskanie ale żadnego brania na ręce i leżenia na kolanach. Jak można się spodziewać, że wszystkie będą identyczne? To może kupić pluszaka? Nie będzie jadł, wymagał i zawsze możemy położyć go na kolana do pogłaskania. Czarnego kocura zabrałam chłopakom, rzucali nim do siebie jak piłką. Ma jakiś problem neurologiczny. Planowałam go oddać ale nikt nie chciał kota z defektem. A on jest takim słodziakiem
OdpowiedzUsuńTak być powinno, powinniśmy opiekować się naszymi zwierzakami, kochać je i SZANOWAĆ ich naturę i osobniczy charakter, dopasowywać się razem do siebie a nie oczekiwać nie wiadomo czego.
UsuńTwój czarny to jak moja Filonka, ona chyba też ma jakiś defekt neurologiczny ale jest słodziakiem nad słodziaki, choć nieufnym do obcych osób.
Dokładnie szanować i nie oczekiwać. Bo jak się niczego nie oczekuje to wszystko co się dostanie jest cennym prezentem. Tak jak te kilka chwil kiedy szara Misia położy się u mnie na kolanach. U mnie to szara kocica nie ufa obcym. Niektórzy moi znajomi nawet nie wiedzą, że jest :D
OdpowiedzUsuńDla takich chwil z kotem na kolanach warto żyć :)
Usuń