Dzisiaj nie
pokażę nic odkrywczego. Placek po węgiersku gości na stołach Polaków w
przeróżnych wydaniach. Tak naprawdę nikt chyba nie wie skąd wzięła się nazwa
dania ani kto je wymyślił. A może ktoś z Was wie? Moje pierwsze spotkanie z
plackiem po węgiersku miało miejsce w czasie studiów na Politechnice
Wrocławskiej w latach osiemdziesiątych. Kto zna Wrocław i zna Politechnikę wie,
że pewne budynki uczelni znajdują się poza głównym kampusem (kiedyś nie używało
się takich światowych określeń) na Wybrzeżu Wyspiańskiego. Chyba każdy student
musiał mieć pewne zajęcia na ulicy Prusa. Ja miałam tam metrologię a na
zajęcia chodziłam z placu Grunwaldzkiego na piechotę ulicą Górnickiego. Tam
właśnie odkryłam maluteńki bar, taki na (chyba) cztery stoliki, prowadzony
przez starsze małżeństwo (dziś myślę, że wcale nie musieli być tacy starzy, ale
wtedy wydawali mi się już wiekowi). Serwowali zawsze to samo: placki
ziemniaczane, barszcz czerwony serwowany w barowych kubkach (nigdy nie jadłam w
żadnej restauracji tak dobrego barszczu jak tam) i właśnie placek po węgiersku.
Oczywiście kubek zsiadłego mleka czy kefiru też był dostępny. Od pierwszego
razu zakochałam się zarówno w ich barszczu jak i placku po węgiersku. Na starszych latach studiów zajęć na Prusa już nie miałam, ale bar na Górnickiego nadal odwiedzałam, bo dania
były warte zboczenia z utartej drogi.
Gospodarze serwowali placek zawsze z
solidną łyżką kwaśnej śmietany i kawałkami czerwonej marynowanej papryki.
Młodemu pokoleniu należy się słowo wyjaśnienia, że w tamtych czasach papryka
nie tylko, nie była warzywem ogólnie dostępnym ani zbyt dobrze znanym, zatem
sposób serwowania był ekstrawagancki. Mnie przypadł on do gustu i ja również
zawsze tak serwuję to danie. Gulasz, który daję do środka bywa czasem wołowy a
czasem wieprzowy, ale kleks śmietany i papryka to elementy obowiązkowe.
Spróbujcie, może i Wam taka wersja posmakuje?
Placek po węgiersku
Placki
ziemniaczane:
1 ½ kg
ziemniaków
1 duża cebula
1 duże jajko
3 – 4 łyżki mąki
sól, pieprz
olej do smażenia
Gulasz
wieprzowy:
700 g mięsa z
łopatki lub szynki
1 duża cebula
1-2 ząbków
czosnku
1 papryka
1 łyżeczka
słodkiej papryki
½ łyżeczki
mielonego kminku
½ łyżeczki
mielonego pieprzu
sól
2 łyżki mąki
olej
kilka łyżek
kwaśniej śmietany, kilka łyżek pokrojonej w paski papryki marynowanej
Przygotowanie
potrawy zaczynamy od ugotowania gulaszu. Mięso umyć, pokroić na małe kawałki
dokładnie osuszyć. Następnie posolić (ja stosuję zasadę 1 niepełna łyżeczka
soli na 1 kg mięsa), natrzeć mielonym kminkiem i pozostawić na co najmniej
kwadrans, aby mięso przeszło smakiem przypraw. W tym czasie cebulę pokroić w
kostkę, paprykę umyć, pozbawić gniazda nasiennego i pokroić w paseczki o
długości około 2 cm. Mięso otoczyć w 1 łyżce mąki. Na patelni rozgrzać tłuszcz,
smażyć partiami mięso do lekkiego zrumienienia. Przekładać do rondla, w którym
będzie się dusiło. Na pozostałym na patelni tłuszczu zeszklić cebulę, pod
koniec smażenia dodać przeciśnięty przez praskę czosnek. Smażyć jeszcze chwilę,
wsypać słodką paprykę, dokładnie wymieszać chwilkę smażyć (naprawdę chwilkę, bo
inaczej papryka się przypali i stanie się gorzka). Przełożyć do rondla z
mięsem, podlać wodą lub bulionem i dusić przez około godzinę. Dodać pokrojoną
paprykę, dusić kolejne 15 minut. Sos doprawić do smaku solą i pieprzem.
Pozostałą łyżkę mąki dokładnie rozprowadzić w kilku łyżkach wody, dodać do
gulaszu i całość zagotować cały czas mieszając. Kiedy się 2 minuty pogotuje
można uznać, że danie jest gotowe. Gulasz powinien być gęsty, aby nie wypływał spomiędzy
placków.
Pod koniec
duszenia mięsa można przygotować masę na placki ziemniaczane. Umyte i obrane
ziemniaki utrzeć razem z cebulą (nie tylko dodaje smaku plackom, ale i
zapobiega czernieniu masy ziemniaczanej). Dodać jajko, mąkę i przyprawy. Dokładnie
wymieszać. Gdyby okazało się, że masa jest nadal zbyt płynna dodać jeszcze
łyżkę mąki.
Placki smażyć
najlepiej na dwóch patelniach i jednakowej średnicy. Jeśli nie mamy dwóch
patelni należy je smażyć po jednym, a usmażony placek trzymać w rozgrzanym do
60 stopni piekarniku.
Usmażone placki
przekładać gulaszem, dekorować kwaśną śmietaną i papryką konserwową pokrojoną w
paseczki.
Smacznego!!!
Przy okazji chciałabym pokazać Wam kilka migawek z mojego ukochanego, rodzinnego miasta.
To tylko kilka zdjęć z okolic Politechniki Wrocławskiej i samej mojej Alma Mater.
Budynek mojego instytutu
Kilka okolicznych kamienic, wyjątkowo pięknych
A na koniec zdjęcie chyba najnowszego budynku Politechniki Wrocławskiej popularnie zwanego "Serem"
Chyba łatwo się domyślić dlaczego przylgnęła do niego taka nazwa.
Cieszy mnie rozmach z jakim rozwija się uczelnia, zwłaszcza, że z wielu nowych osiągnięć korzysta Maleństwo, które poszło w ślady rodziców i też wybrało tą właśnie uczelnię.
Przypadł mi bardzo Twój placek do gustu:) W domu zawsze były na słodko. Chętnie wypróbuję także wersję wytrawną:)
OdpowiedzUsuńNa słodko też lubię i znów z kleksem kwaśnej śmietany. Ach ta miłość do kalorii ;)
UsuńUwielbiam Wrocław, a co do placków bardzo kojarzą mi się z dzieciństwem i od tak dawna ich nie jadłam. Chyba czas znów spróbować i powrócić do smaku dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńWrocław to wyjątkowe miasto, zasługuje na najcieplejsze uczucia, choć nie jest też pozbawione pewnych wad. Jednak czy można kochać ideał????
UsuńJa tez jestem dumna z pięknych miejsc w moim mieście:)
OdpowiedzUsuńPlacek jest bardzo smakowity, kto wie, może zrobię na niedzielny obiad:)
Mnie chyba jeszcze bardziej cieszy, że miasto nam pięknieje z każdym rokiem. Mam nadzieję, że dożyję czasów kiedy nie będę się musiała wstydzić rozsypujących się ruin zaniedbanych przez dziesięciolecia.
UsuńZnowu robię gulasz z tego przepisu - jest najlepszy!
UsuńBardzo mnie to cieszy :)
UsuńPamiętam ten bar :))) I gorący barszcz też
OdpowiedzUsuńAle rolady nie daruję... Zachciewajkę mam.
PNW
Rolada będzie, brzoskwinie Ci dojrzeją ;)
Usuńja się przez 5 lat naoglądałam polibudę w poznaniu ;)
OdpowiedzUsuńa nie wiedziałam, że we Wrocławiu taki ładny ser macie :D
Witam koleżankę inżynier :)
UsuńZa moich czasów ;) "sera" nie było, było pięknie ale zero nowoczesności.
oj takim plackiem można się zdrowo najeść! :)
OdpowiedzUsuńOj tak! Ale przy tym jak smacznie!
Usuńnigdy nie byłam we Wrocławiu. Na zdjęciach to piękne miasto jest.
OdpowiedzUsuńLubię i ja placki po węgiersku. I też dokładam śmietanę na wierzch. Gulasz robię głównie z wołowiny a papryka musi być obowiązkowo, tylko że wczesniej jest ona opieczona i ma ściagnietą skórkę. Ten sposób na paprykę wymusił mój żołądek, który buntuje się mocno na paprykę ze skórą. I muszę powiedzieć, że ta opiekana jakoś bardzie mi smakuje nawet. Część tej papryki ląduje jeszcze w gulaszu, dodana pod koniec jego gotowania
Twój patent na paprykę bardzo mi się podoba, smakowo bardzo lubię pieczoną paprykę, ale ściąganie skóry z upieczonej papryki już zdecydowanie mniej ;)
UsuńJa może z Wrocławia nie jestem, ale jestem tam prawie co tydzień, więc identyfikuję się z tym miejscem:)
OdpowiedzUsuńWrocław daje tak wiele swoim mieszkańcom i przyjezdnym, że wcale się nie dziwię, że się z nim identyfikujesz.
Usuń