piątek, 3 sierpnia 2012

Placek po węgiersku i WrocLove



Dzisiaj nie pokażę nic odkrywczego. Placek po węgiersku gości na stołach Polaków w przeróżnych wydaniach. Tak naprawdę nikt chyba nie wie skąd wzięła się nazwa dania ani kto je wymyślił. A może ktoś z Was wie? Moje pierwsze spotkanie z plackiem po węgiersku miało miejsce w czasie studiów na Politechnice Wrocławskiej w latach osiemdziesiątych. Kto zna Wrocław i zna Politechnikę wie, że pewne budynki uczelni znajdują się poza głównym kampusem (kiedyś nie używało się takich światowych określeń) na Wybrzeżu Wyspiańskiego. Chyba każdy student musiał mieć pewne zajęcia na ulicy Prusa. Ja miałam tam metrologię a na zajęcia chodziłam z placu Grunwaldzkiego na piechotę ulicą Górnickiego. Tam właśnie odkryłam maluteńki bar, taki na (chyba) cztery stoliki, prowadzony przez starsze małżeństwo (dziś myślę, że wcale nie musieli być tacy starzy, ale wtedy wydawali mi się już wiekowi). Serwowali zawsze to samo: placki ziemniaczane, barszcz czerwony serwowany w barowych kubkach (nigdy nie jadłam w żadnej restauracji tak dobrego barszczu jak tam) i właśnie placek po węgiersku. Oczywiście kubek zsiadłego mleka czy kefiru też był dostępny. Od pierwszego razu zakochałam się zarówno w ich barszczu jak i placku po węgiersku. Na starszych latach studiów zajęć na Prusa już nie miałam, ale bar na Górnickiego nadal odwiedzałam, bo dania były warte zboczenia z utartej drogi. 
Gospodarze serwowali placek zawsze z solidną łyżką kwaśnej śmietany i kawałkami czerwonej marynowanej papryki. Młodemu pokoleniu należy się słowo wyjaśnienia, że w tamtych czasach papryka nie tylko, nie była warzywem ogólnie dostępnym ani zbyt dobrze znanym, zatem sposób serwowania był ekstrawagancki. Mnie przypadł on do gustu i ja również zawsze tak serwuję to danie. Gulasz, który daję do środka bywa czasem wołowy a czasem wieprzowy, ale kleks śmietany i papryka to elementy obowiązkowe. Spróbujcie, może i Wam taka wersja posmakuje?


Placek po węgiersku


Placki ziemniaczane:

1 ½ kg ziemniaków
1 duża cebula
1 duże jajko
3 – 4 łyżki mąki
sól, pieprz
olej do smażenia

Gulasz wieprzowy:

700 g mięsa z łopatki lub szynki
1 duża cebula
1-2 ząbków czosnku
1 papryka
1 łyżeczka słodkiej papryki
½ łyżeczki mielonego kminku
½ łyżeczki mielonego pieprzu
sól
2 łyżki mąki
olej

kilka łyżek kwaśniej śmietany, kilka łyżek pokrojonej w paski papryki marynowanej



Przygotowanie potrawy zaczynamy od ugotowania gulaszu. Mięso umyć, pokroić na małe kawałki dokładnie osuszyć. Następnie posolić (ja stosuję zasadę 1 niepełna łyżeczka soli na 1 kg mięsa), natrzeć mielonym kminkiem i pozostawić na co najmniej kwadrans, aby mięso przeszło smakiem przypraw. W tym czasie cebulę pokroić w kostkę, paprykę umyć, pozbawić gniazda nasiennego i pokroić w paseczki o długości około 2 cm. Mięso otoczyć w 1 łyżce mąki. Na patelni rozgrzać tłuszcz, smażyć partiami mięso do lekkiego zrumienienia. Przekładać do rondla, w którym będzie się dusiło. Na pozostałym na patelni tłuszczu zeszklić cebulę, pod koniec smażenia dodać przeciśnięty przez praskę czosnek. Smażyć jeszcze chwilę, wsypać słodką paprykę, dokładnie wymieszać chwilkę smażyć (naprawdę chwilkę, bo inaczej papryka się przypali i stanie się gorzka). Przełożyć do rondla z mięsem, podlać wodą lub bulionem i dusić przez około godzinę. Dodać pokrojoną paprykę, dusić kolejne 15 minut. Sos doprawić do smaku solą i pieprzem. Pozostałą łyżkę mąki dokładnie rozprowadzić w kilku łyżkach wody, dodać do gulaszu i całość zagotować cały czas mieszając. Kiedy się 2 minuty pogotuje można uznać, że danie jest gotowe. Gulasz powinien być gęsty, aby nie wypływał spomiędzy placków.
Pod koniec duszenia mięsa można przygotować masę na placki ziemniaczane. Umyte i obrane ziemniaki utrzeć razem z cebulą (nie tylko dodaje smaku plackom, ale i zapobiega czernieniu masy ziemniaczanej). Dodać jajko, mąkę i przyprawy. Dokładnie wymieszać. Gdyby okazało się, że masa jest nadal zbyt płynna dodać jeszcze łyżkę mąki.
Placki smażyć najlepiej na dwóch patelniach i jednakowej średnicy. Jeśli nie mamy dwóch patelni należy je smażyć po jednym, a usmażony placek trzymać w rozgrzanym do 60 stopni piekarniku.
Usmażone placki przekładać gulaszem, dekorować kwaśną śmietaną i papryką konserwową pokrojoną w paseczki.
Smacznego!!!

Przy okazji chciałabym pokazać Wam kilka migawek z mojego ukochanego, rodzinnego miasta. 
To tylko kilka zdjęć z okolic Politechniki Wrocławskiej i samej mojej Alma Mater.



Budynek mojego instytutu


Kilka okolicznych kamienic, wyjątkowo pięknych 








A na koniec zdjęcie chyba najnowszego budynku Politechniki Wrocławskiej popularnie zwanego "Serem" 


Chyba łatwo się domyślić dlaczego przylgnęła do niego taka nazwa. 
Cieszy mnie rozmach z jakim rozwija się uczelnia, zwłaszcza, że z wielu nowych osiągnięć korzysta Maleństwo, które poszło w ślady rodziców i też wybrało tą właśnie uczelnię. 

18 komentarzy:

  1. Przypadł mi bardzo Twój placek do gustu:) W domu zawsze były na słodko. Chętnie wypróbuję także wersję wytrawną:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na słodko też lubię i znów z kleksem kwaśnej śmietany. Ach ta miłość do kalorii ;)

      Usuń
  2. Uwielbiam Wrocław, a co do placków bardzo kojarzą mi się z dzieciństwem i od tak dawna ich nie jadłam. Chyba czas znów spróbować i powrócić do smaku dzieciństwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wrocław to wyjątkowe miasto, zasługuje na najcieplejsze uczucia, choć nie jest też pozbawione pewnych wad. Jednak czy można kochać ideał????

      Usuń
  3. Ja tez jestem dumna z pięknych miejsc w moim mieście:)
    Placek jest bardzo smakowity, kto wie, może zrobię na niedzielny obiad:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie chyba jeszcze bardziej cieszy, że miasto nam pięknieje z każdym rokiem. Mam nadzieję, że dożyję czasów kiedy nie będę się musiała wstydzić rozsypujących się ruin zaniedbanych przez dziesięciolecia.

      Usuń
    2. Znowu robię gulasz z tego przepisu - jest najlepszy!

      Usuń
    3. Bardzo mnie to cieszy :)

      Usuń
  4. Pamiętam ten bar :))) I gorący barszcz też
    Ale rolady nie daruję... Zachciewajkę mam.

    PNW

    OdpowiedzUsuń
  5. ja się przez 5 lat naoglądałam polibudę w poznaniu ;)
    a nie wiedziałam, że we Wrocławiu taki ładny ser macie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam koleżankę inżynier :)
      Za moich czasów ;) "sera" nie było, było pięknie ale zero nowoczesności.

      Usuń
  6. oj takim plackiem można się zdrowo najeść! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. nigdy nie byłam we Wrocławiu. Na zdjęciach to piękne miasto jest.
    Lubię i ja placki po węgiersku. I też dokładam śmietanę na wierzch. Gulasz robię głównie z wołowiny a papryka musi być obowiązkowo, tylko że wczesniej jest ona opieczona i ma ściagnietą skórkę. Ten sposób na paprykę wymusił mój żołądek, który buntuje się mocno na paprykę ze skórą. I muszę powiedzieć, że ta opiekana jakoś bardzie mi smakuje nawet. Część tej papryki ląduje jeszcze w gulaszu, dodana pod koniec jego gotowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój patent na paprykę bardzo mi się podoba, smakowo bardzo lubię pieczoną paprykę, ale ściąganie skóry z upieczonej papryki już zdecydowanie mniej ;)

      Usuń
  8. Ja może z Wrocławia nie jestem, ale jestem tam prawie co tydzień, więc identyfikuję się z tym miejscem:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wrocław daje tak wiele swoim mieszkańcom i przyjezdnym, że wcale się nie dziwię, że się z nim identyfikujesz.

      Usuń