Migrena to
straszna przypadłość. Czasem jak mnie dopadnie zostaję wyłączona z życia na
wiele godzin a czasem nawet dwa lub trzy dni. Ostatni atak dopadł mnie kiedy
Maleństwo siedziało w domu i nie miało specjalnych planów. Postanowił
wykorzystać wolną kuchnię i poszaleć kulinarnie. Sam wybrał potrawę do
przygotowania (ja o niej nigdy wcześniej nie słyszałam) wybrał dodatki.
Zrobił listę zakupów (jedyna moja konsultacja polegała na tym, że powiedziałam,
które przyprawy ma w domu i gdzie je znajdzie), zrobił zakupy i zabrał się za
gotowanie. Lepiej abyście nie wiedzieli ile czasu zajęło Mu szykowanie
wszystkiego, bo przepis odrzucilibyście jako bardzo czasochłonny ;) ale normalny
gotujący na co dzień człowiek jest w stanie w godzinkę z małym okładem zrobić
pyszny obiad. Przepisy pochodzą z książki kucharskiej Jamiego Oliviera „Każdy
może gotować”.
Vindaloo wołowe
2 średnie cebule
4 ząbki czosnku
1-2 papryczki
chilli
kawałek imbiru
(wielkości kciuka)
pęczek kolendry
4 dojrzałe
pomidory (u nas puszka krojonych pomidorów)
olej arachidowy
kawałek masła
800 g wołowiny
pokrojonej w kostkę jak na gulasz
porcja sosu
vindaloo (patrz poniżej)
sól, świeżo
zmielony pieprz
6 łyżek octu
balsamicznego
1 łyżka płynnego
miodu
200g jogurtu
naturalnego (do podania)
1 cytryna
Sos vindaloo
2 ząbki czosnku
kawałek imbiru
(wielkości kciuka)
4 suszone
papryczki chilli (u nas 2 łyżeczki płatków z chilli)
1 łyżeczka
kurkumy
½ łyżeczki soli
3 łyżki oleju
arachidowego
2 łyżki
przecieru pomidorowego
2 świeże
papryczki chilli
pęczek kolendry
przyprawy do
uprażenia: 1 łyżeczka ziaren pieprzu, 4 goździki, 2 łyżeczki nasion kolendry
2 łyżeczki
nasion kopru włoskiego (pominięte)
1 łyżeczka
nasion kozieradki (pominięte)
Na suchej i
rozgrzanej patelni uprażyć nasiona potrzebne do przygotowania sosu. Kiedy po
kilku minutach rozgrzeją się i zaczną pięknie pachnieć, patelnię zdjąć z ognia,
nasiona wystudzić a zimne wrzucić do moździerza albo melaksera ( u nas
melakser). Rozdrobnić je na pył. Do przypraw dodać pozostałe składniki i
zmiksować na gładką pastę.
Cebulę, imbir,
czosnek i papryczki chilli (dobrze jest pozbawić je nasionek, chyba że ktoś
lubi dania ekstremalnie ostre) pokroić w plasterki. Z kolendry oberwać listki i
pozostawić do przybrania dania (niestety Maleństwo nie kupiło kolendry i
musieliśmy się obejść bez niej). Na patelni rozgrzać olej i masło, wrzucić
cebulę, czosnek, imbir, papryczki i gałązki kolendru. Całość smażyć przez około
10 minut do zezłocenia się cebuli. Następnie wrzucić mięso i sos vindaloo.
Dokładnie wymieszać. Dodać sól i pieprz, następnie miód, ocet, pomidory i ok.
400 ml wody (tyle aby mięso było przykryte sosem), wymieszać i dusić pod
przykryciem przez ok. 45 minut aż mięso będzie miękkie. W razie potrzeby
uzupełniać wodę. Gotowe danie podawać z ryżem (dowolnie przygotowanym),
jogurtem naturalnym (łagodzi ostrość dania), posypać listkami kolendry i
cząstkami cytryny.
Smacznego!!!
Do tego pełnego
smaku i aromatów dania maleństwo przygotowało w bardzo prosty sposób pyszny
ryż. Nie sądziłam, że tak skomponowane składniki dadzą tak pyszny dodatek.
350 g suchego
ryżu (ugotowanego podczas duszenia się mięsa)
Ryż imbirowo – cytrynowy z kurkumą
1 cytryna
2 ½ cm kawałek
imbiru
1 czubata
łyżeczka kurkumy
olej, kawałek
masła
sól, pieprz
Cytrynę
dokładnie wyszorować otrzeć z niej cała skórkę, a z owocu wycisnąć sok. Obrany
imbir utrzeć na tarce. Na patelni rozgrzać olej i masło, wrzucić skórkę z
cytryny, utarty imbir, kurkumę i dodać sok z cytryny. Całość smażyć przez
chwilę mieszając, a następnie dodać ugotowany ryż, wymieszać i smażyć przez
kilka minut mieszając. Na końcu doprawić sola i pieprzem. Podawać gorący.
Smacznego!!!
Kiedy w końcu
danie wylądowało wieczorkiem na stole czułam się na tyle już dobrze, że byłam w
stanie docenić jego walory smakowe. Było bardzo ostre, ale i bardzo pyszne.
Maleństwo jesteś
wspaniały!!!!
Ps. Moje
kociszcza niestety uznały status „paktu o nieagresji” za status quo i nic w ich
stosunkach się nie zmienia, poza ostrą walką o miejsce na moich kolanach – kto
pierwszy ten lepszy a drugi zachowuje się jak chodzący wyrzut sumienia, chyba
powinnam sobie kolana sklonować, albo w depresję popadnę z powodu wielkiego
nieszczęścia kociego.
Ojeju, jaka jestem głodna! Jak tylko wlecę do domu, to złapię byle kanapona i wyobrażę sobie, że to specjał Maleństwa. Imbirowo-jakiś tam. A żeby było sobie łatwiej wyobrazić, do kanapki wdziabnę ciut imbiru, choćby i do kiełbasy albo do twarogu. :)
OdpowiedzUsuńPozdrówka (w tym dla Maleństwa) i pogłaski z Pomorza. :)
JolkaM
PS. Filonka chyba cokolwiek urosła... Czyżby na wołowinie Maleństwa? ;)
J.
Maleństwo pogłaszczę, kociszcza pozdrowię ;) A skoro tylko kanapkę masz w zanadrzu to częstuj się proszę moim daniem do woli :)
UsuńA żebyś wiedziała, że sobie jeszcze wpadłam pojeść oczami. :) Dopiero teraz dokładnie się wczytałam w instrukcję obsługi wołowiny imbirowo-vindaloowej i jestem pod wrażeniem. Dzielny chłopak! Muszę to chyba pokazać swojemu synusiowi, niechby zaczerpnął z dobrego wzorca. :)
UsuńDobrej nocy, Basiu.
J.
Ale się uśmiałam ;) Takie wyczyny Maleństwa to taka rzadkość, że należałoby białą kredą je w kominie zapisywać, a przepis wbrew pozorom wcale nie jest skomplikowany.
Usuń