wtorek, 5 lutego 2013

Caboverdyjczycy cz.2



Po dniu spędzonym na plaży na błogim lenistwie – woda w oceanie ma około 24 stopni Celsjusza a powietrze jeszcze kilka stopni więcej, nabrałam ochoty na napisanie kilku słów o Wyspach Zielonego Przylądka - nadal o ludziach tu żyjących. Trochę to może niestosowne, że ja odpoczywam na plaży, podczas gdy wokół mnie ludzie niezwykle ciężką pracą walczą o w miarę normalną codzienność.










Cała ludność zamieszkująca Wyspy to około ½ miliona a drugie tyle mieszka poza granicami kraju. Podobno nie ma rodziny, która nie miałaby kogoś pracującego w Brazylii czy w Portugalii. Zapewnia to mieszkańcom w miarę regularne dochody (Western Union obecny jest niemal w każdym nawet najmniejszym miasteczku). Ci, co zostali na Wyspach zamieszkują 9 wysp z 10 (głównych) składających się na archipelag. Część z tych wysp nie ma żadnych źródeł słodkiej wody, inne korzystają często jedynie ze zmagazynowanej deszczówki z pory deszczowej. Taka sytuacja powoduje, że każdego dnia większą część czasu i energii trzeba spożytkować na dostarczenie do domu takiej ilości wody, która zaspokoi elementarne potrzeby rodziny. Woda transportowana jest z wysoko położonych źródeł lub zbiorników w butlach, zazwyczaj noszona jest w rękach, na głowach, a Ci, którym lepiej się powodzi mają osiołka, który dźwiga kilka lub kilkanaście bukłaków z wodą. 



Często woda deszczowa gromadzona jest w zbiornikach dzięki którym można funkcjonować w pozostałych porach roku. Zbiorniki wyglądają tak


Niestety jest ich zbyt mało. Na niektórych wyspach rolnicy ratują się skraplającą się wodą z chmur osadzających się na najwyższych szczytach, tam roślinność jest najbujniejsza.
Z brakiem wody związany jest kolejny bardzo poważny problem – jak uprawiać cokolwiek, jeśli ziemia jest sucha jak pieprz i na dodatek tej żyznej jest jak na lekarstwo? Deszcz potrafi padać raz na kilka lat, a w lepszych latach pora deszczowa trwa od kilku do kilkunastu dni w roku. Wszystkie możliwe skrawki urodzajnej ziemi, w postaci malusieńkich półeczek jest przekształcane są w poletka. Wygląda to bardzo malowniczo, ale jak pomyślę sobie, że na każdą półeczkę trzeba dotrzeć, aby posadzić, podlać, opielić itp. to odczuwam wielki szacunek dla wysiłku, jaki trzeba włożyć, aby wyżywić się na tak wymagającej ziemi.






Przeczytałam takie zdanie, które doskonale oddaje sytuację na Wyspach:
„widzę jak kobiety przygotowują cierpliwie ziemię, obsiewają ją, cierpliwie czekają przez długie miesiące na deszcz, a gdy ten nie spada wracają na pole i powtarzają cały ten proces”.

Czasem trafi się miejsce gdzie woda wydobywana jest za pomocą wiatraków, ale taki rarytas nie trafia się zbyt często.






Pobyt w takich miejscach wyzwala we mnie niewyobrażalne pokłady szacunku dla ludzi borykających się każdego dnia z problemami, o których nam nawet się nie śniło. Bo przecież nie ma nic łatwiejszego jak odkręcić kran i cieszyć się dowolną ilością wody, na dodatek wody o jakości pozwalającej bezpiecznie ją pić. Sama pamiętam jak po powodzi w 1997 roku we Wrocławiu przez dłuższy czas nie było wody w kranach i jak bardzo dezorganizowało to życie, ale wtedy wszystko co mogło (pranie, większe porządki) czekało na wodę z wodociągów, tam taki dzień nie nadjedzie prędko o ile w ogóle kiedyś nadejdzie.

Jakie warunki uprawy, takie i plony. Kukurydza często nie wyrasta większa niż do kolan, a stanowi ona podstawę menu wraz z fasolą. To wszystko powoduje, że Wyspy nie są w stanie same się wyżywić. Aż 80% żywności pochodzi z importu, a tylko 20% to lokalne produkty: ryby, jajka, kukurydza, fasola, trochę warzyw i owoców.






Przez cały czas wędrówki po wyspach myślałam tylko o jednym, jak łatwo żyje się nam w Europie, jak łatwo zaspokoić podstawowe potrzeby. Patrząc na to, co nas tutaj otaczało odechciało mi się narzekać, że czasem woda w kranie hotelowym ledwo ciurkała, a jedzenie nie było najsmaczniejsze. Podobno mieliśmy wielkie szczęście, że ani razu nie było sytuacji, całkowicie suchego kranu. Podobno często wody nie starcza. I jeszcze jedna myśl mnie nie opuszczała – Wyspy Zielonego Przylądka to już ta bogatsza i bardziej cywilizowana Afryka. Cabo Verde to kraj rozwijający się, już nie należy do kategorii „trzeciego świata” Skoro tak, to jak biednie i ciężko żyje się w krajach afrykańskich, które nie mają i nie miały tyle szczęścia, co tutejszy mieszkańcy? Nawet tutaj często miałam gulę w gardle, kiedy patrzyłam na warunki życia ludzi i zwierząt. Czuję się jakbym wygrała na los loterii.

Jak można pomóc tym ludziom? Społeczeństwo jest samorządne i demokratyczne, w tym upatruję wielką szansę na rozwój i pomoc krajów wysoko rozwiniętych. Może kiedyś tam wrócę na wędrówki po ribeirach i przekonam się czy zmiany idą w dobrym kierunku?

Spotkam wtedy pewnie znów ludzi pełnych pogody ducha, uśmiechniętych od ucha do ucha i cieszących się każdym dniem.




Kobiety jak inne na całym świecie będą ucinały sobie pogawędki nawet jeśli na głowie ma się wiele, oj bardzo wiele....




I znów zachwycać się będę najpiękniejszymi dziećmi na świecie


9 komentarzy:

  1. Basiu-bardzo ciekawa relacja. Widzę , że masz mnóstwo przemyśleń. Mam podobnie , zwłaszcza gdy wracam właśnie spoza Europy. Większość ludzi na świecie żyje w biedzie. Cieszmy się, że nasz los jest inny :) Dziś wyjęłam ze skrzynki piękna kartkę z Wysp Zielonego Przylądka.Bardzo dziękuję , buziaki :)))))))))))))))))))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Małgosiu, w takich miejscach zawsze się zastanawiam jakie miałam szczęście rodząc się w Europie i nawet czas komuny traktuję jako czas wielce pozytywny w kontekście biedy na innych kontynentach. Zastanawiam się też dlaczego świat jest tak bardzo niesprawiedliwy, że jedni pławią się w luksusie a inni walczą o życie z brakiem wody i głodem.

      Bardzo się cieszę, że kartka dotarła. Podobno czasem trwa to miesiącami, bo najpierw odwiedzają Brazylię, a dopiero potem trafiają do Europy ;)

      Usuń
  2. A ja... A ja... A ja zaglądałem dziś do skrzynki i co? I nie było kartki :((( Foch. A Małgosia mogła się nie chwalić. O.


    PNW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogła się chwalić bo zasłużyła na karteczkę ;)

      Usuń
  3. Hmm, bardzo bliskie mi są twoje przemyślenia. Jesteśmy szczęściarzami żyjąc tu i teraz.
    Na jednym zdjęciu jest Cesaria Evora:) Ma miskę, taka jak ja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;)

      O Cesarii jeszcze będzie, to niezwykle ważna postać na Wyspach

      Usuń
  4. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń