Po dniu spędzonym na
plaży na błogim lenistwie – woda w oceanie ma około 24 stopni Celsjusza a
powietrze jeszcze kilka stopni więcej, nabrałam ochoty na napisanie kilku słów
o Wyspach Zielonego Przylądka - nadal o ludziach tu żyjących. Trochę to może
niestosowne, że ja odpoczywam na plaży, podczas gdy wokół mnie ludzie niezwykle
ciężką pracą walczą o w miarę normalną codzienność.
Cała ludność
zamieszkująca Wyspy to około ½ miliona a drugie tyle mieszka poza granicami
kraju. Podobno nie ma rodziny, która nie miałaby kogoś pracującego w Brazylii
czy w Portugalii. Zapewnia to mieszkańcom w miarę regularne dochody (Western
Union obecny jest niemal w każdym nawet najmniejszym miasteczku). Ci, co
zostali na Wyspach zamieszkują 9 wysp z 10 (głównych) składających się na
archipelag. Część z tych wysp nie ma żadnych źródeł słodkiej wody, inne
korzystają często jedynie ze zmagazynowanej deszczówki z pory deszczowej. Taka
sytuacja powoduje, że każdego dnia większą część czasu i energii trzeba
spożytkować na dostarczenie do domu takiej ilości wody, która zaspokoi
elementarne potrzeby rodziny. Woda transportowana jest z wysoko położonych
źródeł lub zbiorników w butlach, zazwyczaj noszona jest w rękach, na głowach, a
Ci, którym lepiej się powodzi mają osiołka, który dźwiga kilka lub kilkanaście
bukłaków z wodą.
Często woda deszczowa gromadzona jest w zbiornikach dzięki którym można funkcjonować w pozostałych porach roku. Zbiorniki wyglądają tak
Niestety jest ich zbyt mało. Na niektórych wyspach rolnicy ratują się skraplającą się wodą z chmur osadzających się na najwyższych szczytach, tam roślinność jest najbujniejsza.
Z brakiem wody związany jest kolejny bardzo poważny problem –
jak uprawiać cokolwiek, jeśli ziemia jest sucha jak pieprz i na dodatek tej
żyznej jest jak na lekarstwo? Deszcz potrafi padać raz na kilka lat, a w
lepszych latach pora deszczowa trwa od kilku do kilkunastu dni w roku.
Wszystkie możliwe skrawki urodzajnej ziemi, w postaci malusieńkich półeczek
jest przekształcane są w poletka. Wygląda to bardzo malowniczo, ale jak pomyślę
sobie, że na każdą półeczkę trzeba dotrzeć, aby posadzić, podlać, opielić itp.
to odczuwam wielki szacunek dla wysiłku, jaki trzeba włożyć, aby wyżywić się na
tak wymagającej ziemi.
Przeczytałam takie
zdanie, które doskonale oddaje sytuację na Wyspach:
„widzę jak kobiety
przygotowują cierpliwie ziemię, obsiewają ją, cierpliwie czekają przez długie
miesiące na deszcz, a gdy ten nie spada wracają na pole i powtarzają cały ten
proces”.
Czasem trafi się miejsce gdzie woda wydobywana jest za pomocą wiatraków, ale taki rarytas nie trafia się zbyt często.
Pobyt w takich miejscach
wyzwala we mnie niewyobrażalne pokłady szacunku dla ludzi borykających się
każdego dnia z problemami, o których nam nawet się nie śniło. Bo przecież nie
ma nic łatwiejszego jak odkręcić kran i cieszyć się dowolną ilością wody, na
dodatek wody o jakości pozwalającej bezpiecznie ją pić. Sama pamiętam jak po
powodzi w 1997 roku we Wrocławiu przez dłuższy czas nie było wody w kranach i
jak bardzo dezorganizowało to życie, ale wtedy wszystko co mogło (pranie,
większe porządki) czekało na wodę z wodociągów, tam taki dzień nie nadjedzie
prędko o ile w ogóle kiedyś nadejdzie.
Jakie warunki uprawy,
takie i plony. Kukurydza często nie wyrasta większa niż do kolan, a stanowi ona
podstawę menu wraz z fasolą. To wszystko powoduje, że Wyspy nie są w stanie
same się wyżywić. Aż 80% żywności pochodzi z importu, a tylko 20% to lokalne
produkty: ryby, jajka, kukurydza, fasola, trochę warzyw i owoców.
Przez cały czas wędrówki
po wyspach myślałam tylko o jednym, jak łatwo żyje się nam w Europie, jak łatwo
zaspokoić podstawowe potrzeby. Patrząc na to, co nas tutaj otaczało odechciało
mi się narzekać, że czasem woda w kranie hotelowym ledwo ciurkała, a jedzenie
nie było najsmaczniejsze. Podobno mieliśmy wielkie szczęście, że ani razu nie
było sytuacji, całkowicie suchego kranu. Podobno często wody nie starcza. I jeszcze jedna myśl mnie nie
opuszczała – Wyspy Zielonego Przylądka to już ta bogatsza i bardziej
cywilizowana Afryka. Cabo Verde to kraj rozwijający się, już nie należy do
kategorii „trzeciego świata” Skoro tak, to jak biednie i ciężko żyje się w
krajach afrykańskich, które nie mają i nie miały tyle szczęścia, co tutejszy
mieszkańcy? Nawet tutaj często miałam gulę w gardle, kiedy patrzyłam na warunki
życia ludzi i zwierząt. Czuję się jakbym wygrała na los loterii.
Jak można pomóc tym
ludziom? Społeczeństwo jest samorządne i demokratyczne, w tym upatruję wielką
szansę na rozwój i pomoc krajów wysoko rozwiniętych. Może kiedyś tam wrócę na
wędrówki po ribeirach i przekonam się czy zmiany idą w dobrym kierunku?
Spotkam wtedy pewnie znów ludzi pełnych pogody ducha, uśmiechniętych od ucha do ucha i cieszących się każdym dniem.
Kobiety jak inne na całym świecie będą ucinały sobie pogawędki nawet jeśli na głowie ma się wiele, oj bardzo wiele....
I znów zachwycać się będę najpiękniejszymi dziećmi na świecie
Basiu-bardzo ciekawa relacja. Widzę , że masz mnóstwo przemyśleń. Mam podobnie , zwłaszcza gdy wracam właśnie spoza Europy. Większość ludzi na świecie żyje w biedzie. Cieszmy się, że nasz los jest inny :) Dziś wyjęłam ze skrzynki piękna kartkę z Wysp Zielonego Przylądka.Bardzo dziękuję , buziaki :)))))))))))))))))))))))))))))))
OdpowiedzUsuńWiesz Małgosiu, w takich miejscach zawsze się zastanawiam jakie miałam szczęście rodząc się w Europie i nawet czas komuny traktuję jako czas wielce pozytywny w kontekście biedy na innych kontynentach. Zastanawiam się też dlaczego świat jest tak bardzo niesprawiedliwy, że jedni pławią się w luksusie a inni walczą o życie z brakiem wody i głodem.
UsuńBardzo się cieszę, że kartka dotarła. Podobno czasem trwa to miesiącami, bo najpierw odwiedzają Brazylię, a dopiero potem trafiają do Europy ;)
Dziękuję!
OdpowiedzUsuńA ja... A ja... A ja zaglądałem dziś do skrzynki i co? I nie było kartki :((( Foch. A Małgosia mogła się nie chwalić. O.
OdpowiedzUsuńPNW
Mogła się chwalić bo zasłużyła na karteczkę ;)
UsuńHmm, bardzo bliskie mi są twoje przemyślenia. Jesteśmy szczęściarzami żyjąc tu i teraz.
OdpowiedzUsuńNa jednym zdjęciu jest Cesaria Evora:) Ma miskę, taka jak ja :)
;)
UsuńO Cesarii jeszcze będzie, to niezwykle ważna postać na Wyspach
Ładnie to wygląda.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń