Z wielkim żalem
opuszczaliśmy Santo Antão. To raj dla piechurów, do których nieskromnie się
zaliczamy. Niestety czas jaki poświęciliśmy na naszą ulubioną aktywność była
zbyt mała. Nawet wyjątkowe okoliczności wybrzeża oglądane z okien busa nie były
w stanie zrekompensować tego czego można doświadczyć chodząc po ribeirach.
Dzikie plaże, groźne oblicze Oceanu czy malutkie miasteczka cieszą oczy,
podobnie jak zobaczenie jak powstaje najsłynniejszy produkt Wysp czyli grog.
Żegnając się z
wyspą wybieramy się na ostatnią pieszą wycieczkę.
Ze względu na
brak miejsc w samolocie lecącym bezpośrednio na Sal „zaliczyliśmy” jeszcze
jedną wyspę archipelagu – Santiago i stolicę całej republiki czyli Praię.
Miasto z jednej strony nadal w charakterze caboverdyjskim, ale już bardziej
nowoczesne, ludzie też jak przystało na stolicę mniej przystępni.
I tym wielkomiejskim akcentem kończymy włóczęgę po wyspach. Stąd lecimy już na Sal, gdzie będziemy odpoczywać i korzystać ze słońca i ciepłego Oceanu.
"Odpoczywać i korzystać ze słońca i ciepłego Oceanu"...
OdpowiedzUsuń- jak ja o tym marzę! Wspaniała wycieczka!
Ja nie tylko marzę, ale marzenia realizuję w miarę swoich możliwości. Ale mnie jest łatwiej -nie lubię zimy i nart więc nie muszę wybierać między tymi atrakcjami, cierpi trochę na tym W.
UsuńPięknie tam, myślę że wypoczynek w tak urodziwym otoczeniu jest wspaniały:)
OdpowiedzUsuńwidzę strome brzegi i niezłe góry :) przy zdjęciach o grogu przypomniała mi się relacja Cejrowskiego z Cabo Verde :) Bardzo ładne zdjęcia i ciekawa opowieść :)
OdpowiedzUsuń