Zupełnie nie
wiedziałam jak nazwać tę potrawę. Nie jest to danie jednogarnkowe, bo robi się je
w piekarniku, nie jest to typowa zapiekanka, więc chyba zapiekana potrawka jest
najbliższe temu daniu. Receptura tutaj podana jest moją własną, ale opracowaną
na podstawie wspomnień smaku dania jedzonego kilkakrotnie podczas pobytu na
Cabo Verde. Nie jest to co prawda najsłynniejsza potrawa tego kraju – catchupa,
ale jest od niej dużo smaczniejsze i bardziej urozmaicone smakowo.
Zapiekanka w stylu caboverdyjskim
600 g łopatki
wieprzowej (świetnie smakuje w takiej postaci jagnięcina)
ok. 1 kg kawałek
dyni piżmowej obranej i pokrojonej w spore kawałki
kawałek białej kapusty pokrojony na mniejsze kawałki
2 – 3 ziemniaków
obranych i pokrojonych w cząstki
2 -3 bataty (niestety
w tej wersji nie dodałam, bo nie było w sklepie) obranych i pokrojonych w
cząstki
2 duże marchewki
obranych i pokrojonych na kawałki
3 łodygi selera
naciowego obranych i pokrojonych w grube plasterki
1 spora cebula
pokrojona na półplasterki
3 ząbki czosnku rozgniecione
spory pęczek
natki kolendry posiekany niezbyt drobno
1/3 łyżeczki
mielonej kolendry
¼ łyżeczki
kuminu
½ łyżeczki chili
1 puszka
pomidorów bez skóry
1 szklanka
bulionu
sól, pieprz
4 łyżki oliwy
Piekarnik
rozgrzać do 180 stopni. Mięso pokroić w niewielkie kawałki, posolić popieprzyć,
obsmażyć ze wszystkich stron na 1 łyżce oliwy. W dużym płaskim naczyniu
żaroodpornym rozprowadzić pozostałą oliwę.
Wrzucić
obsmażone mięso, wszystkie przygotowane warzywa, wszystko wymieszać. W bulionie
wymieszać mieloną kolendrę, kumin, chili i takim bulionem zalać wszystko.
Naczynie przykryć folią aluminiową i wstawić do piekarnika. Można też od razu
dodać pomidory z puszki, ale kwas w nich zawarty spowoduje, że mięso będzie
potrzebowało więcej czasu aby zmięknąć. Po około 45 minutach dodać pomidory,
całość przemieszać, doprawić solą i pieprzem i zapiekać pod przykryciem kolejne
45 minut. Na koniec dodać natkę kolendry, wymieszać i zapiekać już bez
przykrycia jeszcze przez około 10 – 15 minut. Podawać gorące samo albo z ryżem.
Smacznego!!!
Na Wyspach
Zielonego Przylądka obowiązkowym dodatkiem do wszystkich wytrawnych dań jest
sos piri – piri (składający się z oliwy z oliwek, w której znajduje się całkiem
sporo rozdrobnionych suszonych papryczek piri – piri, octu winnego oraz
odrobiny soli. Taki sos musi jakiś czas postać, aby ostrość papryczek miała
szansę przejść do oliwy a potem może dość długo być wykorzystywany). Osobiście
bardzo lubię mocno ostre potrawy, więc chętnie polewałam nim wszystko co jadłam
dlatego polecam polanie sobie taką ostrą oliwą potrawki z przepisu, jednak
osoby o delikatnym podniebieniu mogą ten dodatek pominąć.
Ps. Jestem w ciężkim szoku, moja malutka, kochana Filonka jest już dojrzałą koteczką.
Wygląda smakowicie i chyba się skuszę, bo mam ochotę na jakieś kulinarne szaleństwo.
OdpowiedzUsuńoj zjadlabym coś :)
OdpowiedzUsuń