Nie będę
narzekać, że wakacje się skończyły, bo w przeciwieństwie do większości moje
trwały całkiem długo. Niemniej jak każdemu żal kiedy się kończą. Zawsze
pozostaje całkiem sporo spraw do załatwienia, planów do zrealizowania, ale taka
kolej rzeczy, nie mamy na to wpływu. Wspomnienia przeżyć wakacyjnych i
wrażenia, których doświadczyliśmy na naszych wakacyjnych szlakach oraz smaków
zjedzonych dań pozostają w nas na zawsze mimo, iż z czasem bledną. Tak samo będzie z
tegorocznymi wakacjami. Planowałam opowiedzieć Wam dziś jeszcze o rzece Dordogne i
atrakcjach leżących u jej brzegów, ale postanowiłam swoje wspomnienia
rozciągnąć jeszcze i opowiedzieć najpierw o smakach południowo – zachodniej
Francji. Okraszonych nie tylko czerwonym ale i różowym winem :)
Obiad musi zacząć się przystawkami. Te szczególnie mi pasowały. Począwszy od lokalnych wędlin
musu z kaczki podanego z konfiturą z szalotek (na wspomnienie tego dania ślinka mi leci nadal)
czy sałatki z anchois, które o dziwo okazało się marynowanymi sardelami, które w smaku przypominały nasze śledzie w occie
albo tarty z porami
Generalnie kuchnia jest raczej syta, dosyć tłusta, ale jaka ma być skoro teren jest dość górzysty, mało dostępny, o charakterze rolniczym. Dlatego też potrawy zazwyczaj są proste, jak cassoulet, pochodzące właśnie stąd. Jednak wielkie zaskoczenie było kiedy w jednej z restauracji zamówione cassoulet okazało się zapiekanką z ziemniaków i owoców morza. Ta wersja też była świetna
Czasem dania były bardzo domowe i przy tym niezwykle smaczne, choć ich wygląd nie wskazywał na to
Oczywiście nie można zakończyć posiłku bez deseru i te też nigdy nas nie zawiodły
Ale nie sposób nie wspomnieć o najważniejszych produktach tego regionu: foie gras, zarówno z kaczych jak i gęsich wątróbek, truflach (niestety sezon na nie nie przypada latem), oleju tłoczonego z orzechów włoskich, wyrobach z fiołków (te pochodzą z Tuluzy), czy confit de canard. Nie omieszkałam dokonać stosownych zakupów i przywiozłam sobie kilka tamtejszych specjałów.
Może kuchnia nie jest aż tak wyrafinowana jak kuchnia Prowansji, ale i tutaj było co zjeść, niezwykle smacznego i godnego polecenia.
Aż ślinotoku dostałam :)Bardzo smaczne wakacje miałaś :)
OdpowiedzUsuńNiezaprzeczalnie :)
UsuńAle to wszytsko pysznie wyglada! I karafka wina... Nic więcej nie trzeba :)
OdpowiedzUsuńJak dołożymy jeszcze piękne miejsca to faktycznie nic więcej nie trzeba :)
UsuńBasiu piekne zakupy na pięknych wakacjah. Cóż więcej trzeba? Piękna okolica, dobre wino i jedzenie oraz ktoś bliski obok. Wymarzone wakacje :)
OdpowiedzUsuńMasz całkowitą rację, najważniejsze towarzystwo :)
UsuńChętnie bym spróbowała konfitury z szalotek i syropu fiołkowego. Czy smakują tak dobrze jak się nazywają?
OdpowiedzUsuńKonfiturę z szalotek (w moim wykonaniu jadła Gosia, zapytaj czy smakowała ;) ) ta francuska była pyszniasta
UsuńSyrp fiołkowy cudownie pachnie fiołkami ale nie tak chemicznie tylko świeżymi kwaituszkami. Trzeba tylko uważać, aby nie przesadzić z ilością
Nie ma to jak oprócz zwiedzania poznawać lokalne specjały kulinarne. Basiku-wspaniałe zakupy :) też przywiozłam sobie w zeszłym roku syrop fiołkowy , bo produkowany przeze mnie nie bardzo mi wyszedł. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDo czego wykorzystałaś syrop?
UsuńEch, marzy mi się wyjazd na południe Francji...
OdpowiedzUsuńZawsze Francję lubiłam :-)
Ale powoli, powoli coś już planujemy :-)
Pyszne jedzenie, jedynie owoce morza mi nie odpowiadają,
nie lubię i już...
Jeszcze dwa lata temu owoców morza nie jadałam z wyjątkiem kalmarów frytowanych, ale zjedzenie takich świeżutkich prosto z morza spowodował, że większość bardzo polubiłam (wyjątek stanowią wszelkie mięczaki), Wietnam też mi w polubieniu ich bardzo pomógł.
UsuńA Francję bardzo polecam!