środa, 6 lutego 2013

No to zaczynamy podróż



Beż żalu opuszczaliśmy pełną śniegu Warszawę i liczyliśmy na wspaniałą przygodę.



Po ładnych kilku godzinach lotu wylądowaliśmy późnym popołudniem na Sal. Porażającego słońca nie było, a kilkanaście kilometrów przejechanych do Santa Maria pozwoliło zobaczyć jak wygląda ta wyspa. Rozczarowanie było ogromne. W duchu oboje zastanawialiśmy się co nas podkusiło aby tutaj przylecieć, co będziemy robić przez najbliższe dwa tygodnie. Płaska pustynna wyspa, która nie oferuje niczego poza plażami. Jedynie mieliśmy nadzieję, że pozostałe wyspy wyglądają jednak trochę inaczej.
Uśmiech na twarzy wywołała jedynie choinka zrobiona z butelek plastikowych po napojach.



Raniutko pojechaliśmy na lotnisko aby polecieć na São Vicente. Podobno sprzedaje się więcej biletów niż miejsc w samolocie i kto pierwszy przy odprawie ten leci, reszta takiego szczęścia nie ma. Tym razem jednak samolot nie leci zapełniony do ostatniego miejsca. Po wylądowaniu od razu jedziemy na objazd wyspy.



Po Sal São Vicente wydaje się być niezwykle urozmaicone i piękne, nawet mimo bardzo ubogiej roślinności.






Przepiękna jest plaża z piasku naniesionego przez wiatr z Sahary. Należy wspomnieć, że o kształcie i klimacie Wysp decydują wiatry. Pasaty, które wieją stale w tym samym kierunku spowodowały, że miejsce to w ogóle zostało zasiedlone i zyskało na znaczeniu (żeglarstwo i droga morska do Nowych Ziem). Drugim rodzajem wiatru jest harmattan, gorący i suchy wiatr znad Sahary niosący duże ilości pyłu. Wielokrotnie podczas naszego pobytu wszystko wyglądało jak przymglone i miało różowo-beżowy odcień, słońce było mało widoczne mimo braku chmur na niebie. To właśnie harmattan był odpowiedzialny za takie zjawisko.













6 komentarzy:

  1. Cudownie zmienić klimat. U mnie za oknem właśnie pada śnieg a rano w lesie pojawiły sie pierwsze krzyczące ptaki.
    Wspaniałego pobytu!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety już wróciłam i też za oknem mam zimę w pełnej krasie

      Usuń
  2. To pierwsze zdjęcie z wydmą przypomina mi "ścianę płaczu" z sentymentalnego Stilo! Ech, wspomnienia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że ja tam na miejscu miałam podobną myśl??? Wspomnienia to cudowna sprawa, zwłaszcza jak wspomnienia są dobre :)

      Usuń
  3. piękne , ralaksujące krajobrazy i prawie bez ludzi...podoba mi się bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nam też się spodobało :) Ale jeszcze tyle pięknych miejsc na świecie na nas czeka, że chyba już nie wrócimy na Cabo Verde.

      Usuń