Mam tak wiele wrażeń i tak dużo udało nam się zobaczyć, że zupełnie nie wiem od czego zacząć. Czy od miejsca, które najbardziej mnie zadziwiło, czy od tego co mnie zachwyciło czy może od zabawnej przygody na skuterze na pięknej wyspie? A może jednak zacząć od kuchni i jedzenia?
Myślę, że najlepiej będzie jednak zacząć od początku, czyli od stolicy - Hanoi. To drugie co do wielkości miasto Wietnamu, liczące sobie około 6 milionów mieszkańców. Mimo bardzo dużej liczby mieszkańców, nie jest to miasto o charakterze nowoczesnej metropolii. Dużo tu małych i ciasnych uliczek, niskich, mocno zaniedbanych domów a ulice nie zawsze są w stanie pomieścić wszystkich ich użytkowników (głównie skuterów i rowerów).
Mimo to, miasto przypadło mi do gustu. Stare dzielnice Hanoi mają swój nieodparty urok, a piękne rezydencje wybudowane przez Francuzów nadal zachwycają. Znam jednak takich, którym zupełnie się nie spodobało.
Jest sporo miejsc, których nie sposób nie odwiedzić.
Pagoda na Jednej Kolumnie powstała w 1042 roku i poza samą kolumną stoi w niezmienionej postaci do dziś.
Miejscem szczególnym jest Świątynia Literatury, wybudowana w 1070 roku jako uczelnia kształcąca urzędników zgodnie z zasadami konfucjonizmu. Nigdy nie byłam w Chinach, ale zawierzę przewodnikowi, który stwierdził, że została ona wybudowana w chińskim stylu.
Tuż po wejściu znajdujemy liczne stele upamiętniające zmarłych studentów. Inskrypcje opisują ich czyny i dokonania. Co ciekawe wszystkie stele ustawione są na kamiennych żółwiach, które mają symbolizować długowieczność.
No i chyba najważniejszy obiekt do zwiedzania - mauzoleum Hồ Chí Minha ;) Na szczęście samo mauzoleum było zamknięte, a zabalsamowane ciało przywódcy poddawane było zabiegom konserwatorskim. Zwiedzaliśmy jedynie miejsce pracy i życia „Wielkiego Wodza”. Mieszkał niezwykle skromnie, pozbawiony luksusów, za to w pięknej scenerii pełnej zieleni. Pałac Gubernatora pozostał, za jego rządów, jedynie budynkiem reprezentacyjnym. Potwierdza to stwierdzenie, że Hồ Chí Minh był bardzo skromnym człowiekiem. Powstanie ogromnego mauzoleum było całkowicie sprzeczne z Jego życzeniem. Chciał aby ciało po śmierci spalono, a prochy rozsypano zarówno na północy jak i na południu Wietnamu. Miało to symbolizować ostateczne zjednoczenie kraju. Wpływ „Wielkiego Brata” niestety zrobił swoje i wola zmarłego nie została spełniona :(
Hanoi oferuje o wiele więcej. Wieczór spędziliśmy w tradycyjnym teatrze lalkowym na wodzie. A niezapomnianym przeżyciem była przejażdżka rikszą po starym mieście wśród straganów, kłębiącego się tłumu i niezliczonych pojazdów mechanicznych. Było wspaniale!
Basiu, jak zwykle pięknie i ciekawie. Zgadzam się z Tobą szczególnie w kwestii akceptacji odmienności kulturowej. Niestety rodacy grzeszą często właśnie brakiem tolerancji. Ja to nazywam "punktem widzenia schabowego", bo często manifestuje się to brakiem zrozumienia odmienności kuchni.A potem już idzie gładko.
OdpowiedzUsuńTen brak tolerancji dla kuchni a potem dla kultury jest niestety typowy dla nas. Tutaj na szczęście jedzenie było na tyle pyszne i urozmaicone, że chyba nikt nie marudził za bardzo (czasem co niektórzy popłakiwali z powodu ogromnej ilości owoców morza). Ja ani razu nie zatęskniłam za europejskim jedzeniem, za to teraz tesknię za daniami kuchni wietnamskiej.
UsuńBasiu, coś mi się pomerdało z hasłami. To nick Staszka, a ja to mamałyga
OdpowiedzUsuńRozpoznaję Cię po nicku Staszka :)
UsuńJak cudnie! Czytam jednym tchem i chcę jeszcze. Ale Ci zazdroszczę tych doznań!:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że kogoś moje wrażenia interesują. Doznania niesamowite i bardzo pozytywne. Będzie więcej ;)
UsuńPozdrawiam ciągle jeszcze wygrzana tropikalnym słońcem ;)