piątek, 17 lutego 2012

Pho bo – wietnamska potrawa narodowa

Jeśli zapytamy Polaka o naszą potrawę narodową to raczej nie otrzymamy jednej i oczywistej odpowiedzi. Jednak jeśli zapytamy o taką potrawę Wietnamczyków usłyszymy, że jest nią pho, w wersji z wołowiną czyli pho bo, albo w wersji z kurczakiem czyli pho ga. Jedzona jest na śniadanie, jako lunch albo na kolację, nie ma złej pory na jedzenie pho.


Zjeść ją można wszędzie. Na ulicy, w barze, w dobrej restauracji.


 W Sajgonie jedliśmy ją w barze, który podczas swojej prezydentury odwiedził Bill Clinton i też raczył się smakiem pysznej zupy.


Polubiłam tę zupę od pierwszych pałeczek J Tak, zupę je się pałeczkami oczywiście z pomocą łyżeczki. Dzień zaczynałam tak jak Wietnamczycy od miseczki pysznej, aromatycznej i w moim wypadku bardzo ostrej zupy. To kolejny powód, dla którego mogłabym pomieszkać dłużej w tym kraju.


Pho bo


Bulion:
½ kg wołowiny plus kości wołowe
2 szalotki
5 cm świeżego imbiru
2 gwiazdki anyżu
kawałek cynamonu
1 łyżeczka tłuczonego pieprzu
2 ½ l wody
sól

Dodatki:
300 g suchego makaronu ryżowego
sos rybny i ewentualnie sos sojowy
pokrojone gotowane lub smażone mięso wołowe
2 średnie cebule cienko pokrojone
pęczek dymki
kiełki fasoli
2 lub 3 cieniutko pokrojone papryczki chilli
pęczek koledndry
pęczek tajskiej bazylii
pęczek mięty
limonka pokrojona w cząstki
dip z sosu rybnego: posiekane 2 lub 3 papryczki chilli, 3 zmiażdżone ząbki czosnku, ¼ szklanki cukru, 1 łyżka octu ryżowego, 3 łyżki sosu rybnego, ½ szklanki wody, ½ łyżeczki soli

Składniki bulionu gotować przez wiele godzin, im dłużej tym lepiej (ja gotowałam go przez około 6 godzin). Podczas gotowania cały czas uzupełniać wodę.
Z podanych składników przygotować dip z sosu rybnego, zioła umyć (z braku dostępności tajskiej bazylii wykorzystałam zwykłą bazylię, ale w zdecydowanie mniejszej ilości), posiekać dymkę, a kiełki fasoli zblanszować (nie udało mi się kupić kiełków fasoli, dlatego wykorzystałam surowe kiełki brokuła). Makaron ryżowy zalać gorącą wodą i pozostawić pod przykryciem 2-5 minut w zależności od grubości makaronu, następnie odcedzić.
Do miseczek nakładać porcję makaronu, pokrojone na cienkie plasterki mięso i garstkę dymki. Wietnamczycy wlewają do miseczki trochę bulionu w celu zagrzania makaronu i mięsa, a następnie przytrzymując zawartość miseczki chochelką wylewamy bulion ponownie do garnka z gotującą się zupą. Następnie wlewamy taką ilość płynu jaką chcemy zjeść.  Wyciskamy do miseczki cząstkę limonki, doprawiamy dipem i sosem rybnym i ewentualnie sosem sojowym. Dodatki podajemy osobno i każdy nakłada i dokłada sobie to co lubi w dowolnej ilości.
Smacznego!!!


Dodając sobie chilli należy uważać, aby nie przesadzić z ilością tej piekielnie ostrej przyprawy. Jeśli papryczkę kroimy z pesteczkami (tak podawana jest w Wietnamie) trzeba pamiętać, że jest dużo ostrzejsza od tej pozbawionej pestek. Ja na ogół poprzestawałam na 3-4 miniaturowych plasterkach a zupa była naprawdę ostra.

O kuchni wietnamskiej i o tym co jadaliśmy jeszcze napiszę, bo jedzenie wyjątkowo nam smakowało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz