poniedziałek, 6 lutego 2012

Wietnamczycy

To czy dane miejsce mi się spodobało i mam dobre wspomnienia w przeważającej części zależy od ludzi tam mieszkających. Właśnie przez ludzi nie jeżdżę do krajów arabskich. Po wizycie w Egipcie, który okazał się fantastyczny pod względem zabytków, postanowiłam unikać jak diabeł święconej wody tego rejonu świata. Egipcjanie, ich nachalność, sposób bycia, wieczne pokrzykiwania, koszmarny (dla mnie) sposób targowania się  i stosunek do zwierząt spowodowały, że nie wspominam tego pobytu zbyt dobrze.
Zupełnie inaczej czułam się w Wietnamie. Tu nikt nie krzyczy. Targowanie się polega na spokojnej rozmowie pozbawionej teatralnych gestów i grania na emocjach drugiej strony. Nawet szalony ruch uliczny i ciągłe trąbienie ma charakter ostrzegawczy a nie wyrażania złości czy innych złych emocji.  Życzliwość i spokój tych ludzi wzbudził mój podziw i szacunek. Rodzina i więzi rodzinne stanowią fundament funkcjonowania, nawet społecznego. To rodzina jest polisą na życie i ubezpieczeniem emerytalnym, tu nikt się od tego obowiązku nie odcina.






Mieszkają skromnie, czasem wręcz bardzo ubogo, ale ilekroć udało mi się zajrzeć do wnętrza domu widziałam porządek i czystość. Centralnym obiektem w domu jest ołtarzyk a przy nim zdjęcia tych członków rodziny, którzy już odeszli. Zresztą kult zmarłych jest swoistą wizytówką Wietnamczyków. Jeszcze kilka lat temu rodziny mieszkające na wsiach mogły chować swoich zmarłych na własnych polach w miejscach przez nich wybranych. Obecnie praktyka jest już zakazana, ale i tak jadąc przez wsie widać bardzo liczne groby rozsiane wśród ryżowych pól, bo tych już istniejących nikt nie przenosi.  


Sam pochówek też przebiega zgoła inaczej od naszego. Przede wszystkim jest on dwukrotny. Pierwszy raz ciało w trumnie chowane jest do tymczasowego grobu. Po około 3 latach w trakcie specjalnego rytuału szczątki są ekshumowane w obecności najbliższych. Kości są oczyszczane i składane do trumny, która ostatecznie jest grzebana. Dopiero wówczas rodzina stawia nagrobek. Wietnamczycy wierzą, że Ci którzy odeszli czuwają nad nimi i mają takie same potrzeby jak osoby żyjące. Dlatego przed ołtarzykami i na grobach zawsze znaleźć można świeże owoce, które mają zaspokoić głód zmarłych, a papierowe atrapy różnych potrzebnych przedmiotów (np. telefonów komórkowych czy laptopów ;) ) są palone na specjalnych paleniskach a dym z nich dociera do zmarłych i tym sposobem stają się Oni użytkownikami tych akcesoriów. Może nam się to wszystko wydawać dziwne, wręcz kuriozalne, ale wielowiekowa tradycja i wiara powodują, że nadal tak postępują i nie nam oceniać te obrzędy.




Mimo tak wielkiej odmienności kulturowej znalazłam coś co powoduje, że jesteśmy do siebie podobni. Szaleństwo w przygotowaniach przedświątecznych. Z tym, że My popadamy w amok przed Bożym Narodzeniem, a Wietnamczycy przed chińskim Nowym Rokiem. My kupujemy choinki, a Oni w zależności od regionu albo drzewko kumkwatu obsypane owockami, albo kwitnące drzewko brzoskwiniowe lub morelowe. Mają one symbolizować odrodzenie i nadejście nowego dobrego czasu. Najzabawniej było obserwować jak takie całkiem spore drzewka w ogromnych donicach przewozili na skuterkach, a nie był to widok rzadki.


W ogóle umiejętność przewożenia przedziwnych przedmiotów na skuterkach wzbudzała w nas ogromne emocje. Bo jak inaczej można zareagować na widok rodzinki na skuterze z szafą całkiem sporych rozmiarów wiezioną na siedzeniu, albo wielką szybą trzymaną na kolanach przez pasażera skuterka, że nie wspomnę o telewizorze sporych rozmiarów? O przewozie żywych zwierząt nie wspomnę, bo to akurat wywoływało u mnie i nie tylko u mnie wyraźny sprzeciw. 




Warto też wspomnieć o tym, że Wietnamczycy są bardzo drobnymi ludźmi. Bawiło nas czytanie tabliczek informacyjnych w windach hotelowych, np. ilość osób 10, dopuszczalna waga 680 kilogramów ;)
Niewielki wzrost tubylców powodował, że często wzbudzaliśmy zainteresowanie. Zdażały się zdjęcia robione nam z ukrycia, a nawet rozanielone spojrzenie młodej Wietnamki, która usmiechała sie cudnie do mojego W. i głaskała go po brzuchu. Ubaw miałam po pachy :D

9 komentarzy:

  1. To glaskanie po brzuchu jest zachecajace... ale musze troche podrosnac (i na wadze przybrac).

    Tu w Australii nie ma duzo Wietnamczykow, ale za to niestety mamy podobne doswiadczenia z ludzmi z bliskiego wschodu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym przybraniem na wadze w Twoim przypadku chyba nic nie wyjdzie, więc tylko podrośnięcie Ci zostaje ;)

      Usuń
  2. Witam, Mam takie pytanko poza tematem - porcelana którą Pani posiada to na moje oko coś z Chodzieży - chodzi mi o tą jak np w tym wpisie http://mozaikazycia.blogspot.com/2011/10/karmelizowana-dynia-z-woda-rozana.html#comment-form

    Poszukuję takiej już od dawna bo podoba mi się niesamowicie, niestety bez nazwy to jak szukanie igły w stogu siana.

    Pozdrawiam Aś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta porcelana to Wałbrzych " Krzysztof" z serii Fryderyka w kolorze kremowym. Niestety co wiem fabryka ogłosiła upadłość i jej wyroby można kupić głównie w necie.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Ogólnie chyba ludzie z tamtych rejonów są spokojni, nie krzyczą nie gestykulują, pod tym względem to byłby raj dla mnie. Nie znoszę ludzi, którzy drą mordy na straganach i przekrzykują się kto ma lepsze pomidory. No i jeszcze to oropne gwizdanie i trąbienie na przechodzące młode kobiety na ulicach. Szlag mnie trafia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby był tu przycisk "lubię to" to byłabym przycisnęła.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Basiu, pięknie piszesz o ludziach, których spotkałaś, cieszę się, że podróż zrobiła na Tobie takie wrażenie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam podobne wspomnienia z krajów arabskich, jak Ty, podobną wrażliwość. Pobyt a Algeri, odchorowałam potem ze względu na sposób w jaki traktowano tam zwierzęta. Cieszę się że trafiłam na Twoja notkę - już wiem gdzie chcę pojechać. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak wspomniałam w poście, Wietnamczycy też nie są ideałami jeśli chodzi o stosunek do zwierząt. Niestety z tego co wiem jedzą zwierzęta dla nas niejadalne (psy, koty) robią wódkę z kobrami itd, ale nigdzie nie zobaczyłam okrucieństwa jakie widziałam w Egipcie. Poza tym ich mentalność bardzo mi odpowiada. Jak pisałam spokój którym emanują "kupił" mnie bezgranicznie.
      Pozdrawiam :) i mam nadzieję, ze jeśli kiedyś trafisz do Wietnamu nie roczarujesz się, bo Twoja wrażliwość jest inna od mojej.

      Usuń